Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. XI

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Po dziś dzień, gdy ktoś zdobędzie punkty po rzucie hakiem, komentatorzy telewizyjni wspominają Kareema i jego firmowe zagranie. Dożyliśmy czasów, w których po parkietach biega niewielu oldschoolowych środkowych, ale nawet w latach dziewięćdziesiątych, gdy podziwialiśmy grę kilku fantastycznych centrów, nie doczekaliśmy się kogoś, kto garściami czerpałby z wachlarza zagrań Lewa Alcindora. - Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało - mówi legendarny koszykarz. - To nie są trudne manewry, ale potrzeba trochę czasu, żeby je opanować. Ja zacząłem się uczyć w piątej klasie. Ktoś pokazał mi zagranie słynnego George'a Mikana - mierzącego 210 centymetrów wielkiego profesjonalisty, a zarazem pierwszego wybitnego wielkoluda. Jego sztandarowa akcja polegała na rzucie jedną ręką, znajdując się na wprost kosza. Dzięki temu uczyłeś się oburęczności, pracy nóg oraz wykorzystywania tablicy. Za każdym razem, kiedy miałem okazję do zdobycia punktów, pracowałem nad tym zagraniem. Hak był w moim arsenale jeszcze zanim poszedłem do liceum. Niektórzy myślą, że nauczyłem się go dopiero gdy w lidze akademickiej zakazano wykonywania wsadów, ale to nieprawda. Jestem naprawdę zaskoczony, że wysocy zawodnicy stronią od "podniebnego haka". Obrońca nie jest w stanie zablokować tego rzutu, więc jest on świetną bronią ofensywną, jeśli tylko potrafi się go wykonywać. To właśnie dzięki niemu miałem tak wysoki odsetek celnych prób i unikałem fizycznych starć z oponentami. Dlatego też byłem w stanie grać przez aż dwadzieścia sezonów. Z jakiegoś powodu jednak nowa generacja zawodników nie korzysta z tego manewru. Sześć tytułów mistrzowskich daje Kareemowi dziesiąte miejsce na liście zawodników z największą liczbą triumfów w lidze. Po jeden sięgnął z Milwaukee Bucks, a po pięć z Los Angeles Lakers. To bardzo istotna informacja, gdyż z wyprzedzających go graczy tylko Robert Horry nie wywalczył wszystkich swoich pierścieni w barwach Boston Celtics, którzy w latach 1957-69 byli najlepsi aż jedenastokrotnie. - Mój ulubiony tytuł to ten z 1985 roku, kiedy pokonaliśmy Celtów - opowiada Abdul-Jabbar. - Jedenaście lat wcześniej Kozły walczyły z nimi o mistrzostwo i poległy w siedmiomeczowej serii, a w 1984 roku Jeziorowcy również ulegli bostończykom 3-4. Lakersi byli pierwszym zespołem, który zdominował NBA, wygrywając pięć tytułów od końca lat czterdziestych do połowy pięćdziesiątych. To jednak nic w porównaniu do Celtics Billa Russella, którzy sięgnęli po jedenaście końcowych triumfów w przeciągu trzynastu sezonów.
Choć urodzony w Nowym Jorku center jest introwertykiem, jako zawodowy koszykarz nie mógł tak po prostu odciąć się od kolegów z drużyny. Zawodnicy Jeziorowców wiele godzin spędzali na podróżach pomiędzy miejscami rozgrywania kolejnych spotkań, dlatego mieli mnóstwo czasu, żeby się dobrze poznać. Kareem najbardziej lubił wizyty u mamy "Magika" Johnsona. - Wyprawa do Detroit zawsze oznaczała, że będziemy jeść posiłek przygotowany przez nią - wspomina. - Ona zawsze gotowała tyle, żeby każdy z nas mógł jeszcze zabrać trochę jedzenia ze sobą. W ten sposób mieliśmy zapewnione smaczne obiadki jeszcze przez kilka dni po wizycie w stanie Michigan. Pytany o najlepszego zawodnika w historii, Abdul-Jabbar bez chwili zastanowienia wskazuje na Oscara Robertsona. "Magica" Johnsona uważa za gracza o niemal identycznych umiejętnościach jak te, którymi dysponował "The Big O", ale świetnie mu się współpracowało również z innym zawodnikiem Lakersów - Jamesem Worthym. - Bardzo mi się podobało to jak poruszał się po parkiecie - mówi. - Wydaje mi się, że moja zdolność do biegania przez cztery kwarty stanowiła problem dla innych centrów i tak samo było w przypadku Jamesa i rywali występujących na jego pozycji. On miał niezwykłą zdolność przewidywania sytuacji na placu gry, dzięki czemu zawsze był o krok przed przeciwnikiem. Z tego powodu nie przegrywał sprintów z jednego końca boiska na drugi. Grałem z nim przez siedem lat i ani razu nie stracił wówczas przewagi wypracowanej nad innym skrzydłowym.

Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. X
W maju 1995 roku w Springfield w stanie Massachusetts miała miejsce ceremonia, podczas której Kareem Abdul-Jabbar został oficjalnie włączony do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. - Kiedy zaczynałem grać w basket, nie myślałem, że się tu spotkamy - mówił. - Dla mnie koszykówka była po prostu przepustką na studia. Moi rodzice nigdy nie chcieli, żebym został zawodowcem. Pragnęli, żebym ukończył koledż. Mistrzowskie pierścienie i grad statuetek oraz wyróżnień indywidualnych to jedno, lecz włączenie do Hall of Fame to ostateczne uznanie wielkości danego zawodnika. - Dla mnie to takie potwierdzenie, że było się naprawdę znaczącym graczem - twierdzi Kareem. - Po drodze otrzymywałem oczywiście nagrody pieczętujące moje osiągnięcia, ale to wszystko miało miejsce, kiedy byłem aktywnym koszykarzem. Włączenie do Koszykarskiej Galerii Sław przychodzi pięć lat po zakończeniu kariery i wtedy człowiek może spojrzeć na swoje dokonania z szerszej perspektywy. Wtedy też zaczynasz doceniać ludzi, którzy pomogli ci w drodze na szczyt oraz dostrzegasz okoliczności, które musiały zaistnieć, żebyś mógł odnieść sukces. Ten czas na refleksję naprawdę pozwala zrozumieć jak piękna grą jest koszykówka i jak wielkie masz szczęście, że możesz być jej częścią.

Koniec części jedenastej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Los Angeles Times, bleacherreport.com, detroit.cbslocal.com, gq.com, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie częśći:
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. I
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. II
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. III
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. IV
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. V
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. VI
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. VII
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. VIII
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. IX
Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. X

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×