Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. V

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Lew Alcindor zdecyduje się na grę w lidze ABA w zespole New York Nets. Tymczasem środkowego UCLA Bruins nieoczekiwanie wywiało z rodzinnego miasta.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Podczas spotkania z Kareemem komisarz ABA, George Mikan, miał za zadanie wręczyć zawodnikowi czek na milion dolarów, który otrzymał od włodarzy nowojorskiej ekipy. Pieniądze te stanowiły zadatek na poczet przyszłego kontraktu z Nets. Tymczasem szef ligi podczas pogawędki z Abdul-Jabbarem omówił wszystkie szczegóły hipotetycznej umowy, po czym... całkowicie zapomniał o czeku! Nic więc dziwnego, że ostateczna oferta wydała się Lewowi zbyt niska, wobec czego młody center zdecydował się podpisać kontrakt z Milwaukee Bucks, którzy wygrali loterię uprawniającą do pierwszeństwa wyboru w drafcie NBA. - Oferta z NBA wydała mi się solidniejsza - tłumaczył swoją decyzję Lew. - To był dla mnie najlepszy wybór pod względem finansowym. Gdyby oba ośrodki złożyły mi takie same propozycje, wtedy łatwiej byłoby mi parafować umowę w Nowym Jorku. Jeśli z ABA dostałbym lepszą ofertę, wtedy moja decyzja mogłaby być zupełnie inna. Dlatego właśnie wybrałem NBA. Poza tym gra w tej lidze to większe wyzwanie. ABA to jednak nie ten poziom. Milwaukee jest największym miastem stanu Wisconsin, leżącym nad jeziorem Michigan. To właśnie tam mieści się siedziba słynnego koncernu SABMiller, produkującego piwo oraz napoje bezalkoholowe. Do Nowego Jorku jest stamtąd niemal tysiąc pięćset kilometrów i praktycznie tylko to dręczyło Lewa Alcindora pod dołączeniu do drużyny Kozłów, prowadzonej przez Larry'ego Costello. Zespół grający w hali Milwaukee Arena przed przybyciem urodzonego w Harlemie środkowego rozegrał w najlepszej na świecie lidze basketu zaledwie jeden sezon, notując bardzo słaby bilans 27-55. Najlepszy zawodnik akademickich parkietów miał jednak sprawić, że Bucks staną się ekipą co najmniej na miarę play-off's.
Abdul-Jabbar dość łatwo zniósł pożegnanie z uczelnią. Odebrał dyplom z historii, po czym w pełni poświęcił się zawodowej koszykówce. - Myślę, że życie zawodnika NBA jest dość łatwe, bo nagle zaczynają ci płacić za coś, co do tej pory robiłeś za darmo - mówi. - Można tu zarobić całkiem niezłe pieniądze. Trzeba jedynie odłożyć na bok wszelkie rozrywki i w pełni skupić się na koszykówce. Jeśli jesteś dobrze wyszkolonym graczem, na pewno sobie poradzisz. Tymczasem Kareem poczynał sobie wyśmienicie, stając się z marszu największą gwiazdą Kozłów. To dla niego Milwaukee Arena podczas każdego spotkania szczelnie wypełniała się kibicami. Średnia frekwencja w hali na przestrzeni jednego sezonu wzrosła o około trzy tysiące osób i nie przeszkodziła w tym nawet drastyczna podwyżka cen biletów. O sile zespołu ze stanu Wisconsin w kampanii 1969/70 decydował głównie Lew Alcindor, lecz miał on u swego boku graczy takich jak Jon McGlocklin, Flynn Robinson, Bob Dandridge, Greg Smith, Zaid Abdul-Aziz, Freddie Crawford, Len Chappelly czy Guy Rodgers. Pech sprawił, że Kareem trafił do NBA właśnie wtedy, gdy z parkietem pożegnał się Bill Russell, a Wilt Chamberlain złapał poważną kontuzję i nie był już takim supermanem jak jeszcze kilka lat wcześniej. - Mógłby się od nich wiele nauczyć - twierdzi Guy Rodgers, który przez sześć sezonów grał w jednym zespole ze "Szczudłem", a jeszcze dłużej rywalizował z asem Boston Celtics. - Fani właściwie nie mieli okazji zobaczyć pojedynków starych gigantów ze swoim spadkobiercą. Wielkość Lewa byłaby jeszcze bardziej wyrazista w potyczkach z największymi z największych. Wprawdzie wciąż mógł rywalizować z Willisem Reedem, ale ja chciałbym go zobaczyć w pojedynkach z Russellem i Chamberlainem. Sprawność Alcindora predysponowała go do gry na pozycjach zarezerwowanych zarówno dla wysokich, jak i dla niskich zawodników. Kareem doskonale radził sobie w ofensywie oraz w obronie. Potrafił zanotować zbiórkę defensywną, po czym wyprowadzić zabójczy kontratak. Za najlepszego obrońcę wszech czasów uważany jest Bill Russel, a koledzy Alcindora z zespołu Bucks twierdzą, że naprawdę niewiele mu brakowało w tym elemencie do legendy bostońskich Celtów. Wszyscy ligowi trenerzy opracowywali również taktyki mające powstrzymać zapędy Abdul-Jabbara w ataku. Ich działania okazywały się jednak zazwyczaj daremne, gdyż center rodem z Nowego Jorku niemal zawsze znajdował sposób na dostarczenie piłki kompanowi lub zdobycie punktów. Egzekucje na rywalach najchętniej przeprowadzał przy pomocy swojego sztandarowego zagrania, nazywanego "podniebnym hakiem".
W sezonie 1969/70 Lew Alcindor notował średnio 28,8 punktu, 14,5 zbiórki oraz 4,1 asysty. Rzucał do kosza z ponad 51-procentową skutecznością, prowadząc Bucks do bilansu 56-26, dającego drugie miejsce na Wschodzie, jak i w całej lidze. Podczas całych zmagań przebywał na boisku dłużej niż ktokolwiek inny, średnio 43,1 minuty. - Zazwyczaj środkowi mają łatwiej niż inni, ponieważ nie muszą aż tyle biegać - mówił Larry Costello, ówczesny coach Kozłów. - Są prawie o połowę mniej aktywni, ale Lew to zupełnie inny zawodnik. To chyba najbardziej pracowity center w lidze. Biega z jednego końca boiska na drugi i toczy pojedynki zarówno w powietrzu, jak i w parterze. Zużywa o wiele więcej energii niż większość wielkoludów. W ogóle się jednak nie męczy, a najzabawniejsze jest to, że w trakcie rozgrywek... przytył!
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×