Kareem Abdul-Jabbar - podniebny hak cz. IX

Legendarny środkowy rodem z Harlemu od dziecka uwielbia muzykę jazzową. - Ona jest dla mnie ważna, ponieważ wyraża radość - mówi. W sezonie 1980/81 powodów do zadowolenia jednak zbyt wiele nie było.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Pozbawieni przez długi czas "Magica" Johnsona Jeziorowcy osiągnęli bilans 54-28, który dał im trzecią lokatę w Konferencji Zachodniej. Podopieczni Paula Westheada byli faworytami pierwszej rundy play-off's, w której zmierzyli się z Houston Rockets, ale niespodziewanie ulegli Rakietom 1-2. Co ciekawe, coach Lakersów miał już wówczas do dyspozycji wszystkich swoich najlepszych zawodników, ale powracający na parkiet Johnson wprowadził w drużynie taktyczny zamęt, przez co mistrzostwa nie udało się obronić. Kareem tak jak przez wiele wcześniejszych kampanii musiał się zadowolić udziałem w Meczu Gwiazd oraz nominacjami do pierwszej piątki NBA oraz pierwszej piątki obrońców. W dwóch poprzednich sezonach wygrywał klasyfikację blokujących, lecz tym razem nie wypracował najlepszej średniej w żadnej kategorii. Zdobywał 26,2 punktu, 10,3 zbiórki, 3,4 asysty i dawał 2,9 "czapy". Choć nie był już takim "dominatorem" jak w przeszłości, to nadal należał do zawodników, którzy potrafili przesądzić o wyniku spotkania. Tymczasem po tytuł sięgnęli Boston Celtics z Larrym Birdem na czele, co stanowiło prolog do największej koszykarskiej rywalizacji lat osiemdziesiątych. Abdul-Jabbar za swoje dokonania na parkiecie jest po dziś dzień uwielbiany przez rzesze kibiców basketu, lecz Jeff Pearlman, autor wielu sportowych publikacji, ma raczej mało pochlebne zdanie na temat sposobu bycia zawodnika urodzonego w Nowym Jorku. - Dla mnie wszystko się sprowadza do tego, jak dana osoba traktuje innych ludzi - uważa. - Kareem traktował ludzi źle. Nie był miły dla fanów oraz dziennikarzy. Zachowywał się bardzo lekceważąco. Mężczyzna określa Alcindora również jako człowieka "chamskiego, okrutnego, egoistycznego oraz posiadającego emocjonalne IQ na poziomie małego dziecka". Żeby nie być gołosłownym, Pearlman przywołuje historię, która wydarzyła się w Salt Lake City: - Kareem przechodził przez ulicę, gdy nagle zatrzymał się przed nim samochód, z którego wyskoczył czarnoskóry facet. "O mój Boże! - wrzasnął. - Kareem Abdul-Jabbar! Jesteś moim ulubionym zawodnikiem. Właśnie wracam z synem ze szpitala. To najwspanialszy dzień w moim życiu. Urodziło mi się dziecko, a teraz spotykam Kareema Abdul-Jabbara! Mógłbyś wyświadczyć mi przysługę i dać mi autograf? To naprawdę wiele dla mnie znaczy". Center Lakersów odparł tylko: "Nie, nie zrobię tego". Wtedy zawiedziony kibic wsiadł z powrotem do auta, trzasnął drzwiami i odjechał wykrzykując mnóstwo obelg pod adresem swego idola.
Alcindor nie przejmował się fanami i mediami, ale z kolegami z drużyny starał się utrzymywać dobre relacje. Pomimo tego musiał mieć pewność, że to on jest najbardziej docenianym graczem w swoim zespole. Gdy na jaw wyciekła dwudziestopięcioletnia umowa "Magica", którą rozgrywający zawarł z Jerrym Bussem, Kareem nie krył swojego rozgoryczenia. Poprosił nawet o spotkanie z właścicielem, podczas którego chciał otrzymać zapewnienie, że Johnson nie będzie zarabiał więcej od niego. Drabina płac nie miała jednak wpływu na to, że Earvin stawał się główną siłą napędową Jeziorowców, co chyba nie do końca podobało się Paulowi Westheadowi. Gra Lakersów podczas jego dwóch pierwszych sezonów na stanowisku głównego coacha opierała się głównie na improwizacji. Trener, z wykształcenia anglista, dawał swoim podopiecznym wiele swobody na parkiecie, a w trakcie przerw na żądanie potrafił cytować... Szekspira! Zawodnicy często nie mieli pojęcia, co miał na myśli, lecz dzięki wrodzonym talentom potrafili wygrywać mecz za meczem. Przed kampanią 1981/82 szkoleniowiec postanowił zmienić swą taktykę. Uważał, że cała drużyna powinna pracować na Abdul-Jabbara i dostarczać mu piłki w strefę podkoszową. Strategia ta okazała się zgubna, gdyż po sześciu spotkaniach sezonu zasadniczego ekipa z "Miasta Aniołów" legitymowała się fatalnym bilansem 2-4. Niedługo później skonfliktowany z "Magikiem" Westhead pożegnał się ze stanowiskiem szkoleniowca, a zastąpił go Pat Riley. Nowy coach wprowadził do taktyki Jeziorowców tylko kilka kosmetycznych zmian, ale dzięki nim maszyna do wygrywania zaczęła znów funkcjonować i skończyło się na 57-25 w regular season oraz... kolejnym tytule mistrzowskim, już trzecim w dorobku Kareema. Lakersi w finałowej serii rozprawili się 4-2 z Juliusem "Dr. J" Ervingiem i Philadelphią 76ers, by rok później w starciach decydujących o tytule ulec temu samemu zespołowi aż 0-4. W kampanii 1982/83 Abdul-Jabbar miał na karku już trzydzieści pięć wiosen, ale nadal prezentował genialną formę, dostarczając 21,8 "oczka", 7,5 zebranej piłki oraz 2,2 bloku. Kampania 1983/84 przyniosła zespołowi z Kalifornii trzeci finał w ciągu czterech lat i niestety dla chłopców Pata Rileya drugi przegrany. Tym razem pogromcami teamu w purpurowo-złotych strojach okazali się Boston Celtics, napędzani nie tylko przez Larry'ego Birda, ale posiadający też w swoim składzie takie "armaty" jak Dennis Johnson, Robert Parish czy Kevin McHale. O sile Jeziorowców oprócz Kareema i "Magica" decydowali natomiast James Worthy i Michael Cooper, lecz to okazało się niewystarczające do pokonania ekipy ze stanu Massachusetts. Zespół prowadzony przez K.C. Jonesa triumfował 4-3.
- Ta seria była wyjątkowa, ponieważ pierwszy mecz w Boston Garden przegraliśmy ponad trzydziestoma punktami - Abdul-Jabbar wspomina finałowe potyczki z sezonu 1984/85, kiedy to o najwyższy laur Lakersi znów walczyli z Celtami. - Tamto spotkanie nazwano dniem pamięci ofiar. Rozegrałem wówczas fatalne zawody. Z całego serca pragnąłem odkupić winy i w starciu numer dwa wszystko mi się udawało, podobnie jak w pozostałych meczach serii. Zwyciężyliśmy 4-2, a końcowy sukces celebrowaliśmy na parkiecie rywala. Jesteśmy jedyną drużyną oprócz Celtów, która świętowała mistrzostwo w Boston Garden. To uczucie mogę zabrać ze sobą do grobu, a i tak będzie dobrze smakować. Co ciekawe, Alcindor w młodości był zafascynowany grą zespołu, którego rywalizacja z Jeziorowcami w latach osiemdziesiątych urosła do miana legendarnej. - To było jeszcze w licealnych czasach - wspomina. - Bill Russell był dla mnie wzorem do naśladowania. Patrzyłem jak gra i dzięki temu wiele się nauczyłem o koszykówce. Wielką zaletą mieszkania w Nowym Jorku była możliwość chodzenia na mecze do Madison Square Garden.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×