David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VIII - ost.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
David Robinson pożegnał się z zawodowym basketem w najlepszym możliwym momencie. Został zapamiętany jako jeden z najwybitniejszych w historii, a przy tym nie zostawił kolegów na pastwę losu. San Antonio Spurs to zespół, którego szkielet do dziś stanowią gracze, którzy ukształtowali się przy "Admirale". Tim Duncan, Manu Ginobili i Tony Parker, choć wszyscy już dość wiekowi, pod przewodnictwem Gregga Popovicha świętowali mistrzowskie tytuły jeszcze trzykrotnie, po raz ostatni w kampanii 2013/14. W związku z tym Ostrogi mają na koncie łącznie pięć trofeów im. Larry'ego O'Briena i w chwili obecnej ustępują pod tym względem tylko Chicago Bulls, Boston Celtics oraz Los Angeles Lakers.

"Admirał" podczas czternastu sezonów na parkietach NBA notował średnio 21,1 punktu, 10,6 zbiórki, 2,4 asysty, 1,4 przechwytu oraz 3 bloki. Za swoje osiągnięcia we wrześniu 2009 roku został włączony do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. Podczas tej samej ceremonii w Springfield w stanie Massachusetts zaszczytu tego dostąpili również John Stockton i Michael Jordan. - Gdybym z całej mojej kariery miał wybrać jeden wieczór, byłoby to pewnie zejście z parkietu jako mistrz i ze świadomością tego, iż to będzie moje ostatnie wspomnienie związane z koszykówką - mówi David.

Robinson po skończeniu z profesjonalną grą w basket mógł wreszcie spędzać więcej czasu z ukochaną żoną Valerie oraz synami: Coreyem, Davidem juniorem i Justinem. - Chciałem wreszcie móc tulić ich przed snem każdej nocy oraz odprowadzać rano do szkoły - opowiada. - Mogłem poczuć jak to jest być mężem i ojcem. Bardzo fajnie było mieć normalne życie rodzinne. Choć David niczego nie narzucał swoim dzieciom, chłopcy poniekąd poszli w jego ślady. Corey gra w futbol na uczelni Notre Dame, a David junior trudni się tym samym na East Carolina University. Justin natomiast dobrze radzi sobie jako koszykarz w liceum w San Antonio. - Oni sami muszą podejmować decyzje - twierdzi "Admirał". - Wysyłasz dzieciaki w świat i patrzysz czy rozkwitną, czy może zwiędną. To doskonały czas, żeby przekonać się co wyrośnie z tego, co przed laty zasadziłeś.

David myśli nie tylko o swoich dzieciach. Nadal angażuje się w działalność Akademii Carvera, której jest współfundatorem, dzięki czemu szkoła ta w 2012 roku zyskała status publicznej. Placówka została również objęta specjalnym programem, mającym pomóc najuboższym dzieciakom w dostaniu się na wymarzone studia. - Nie jestem osobą, która może siedzieć bezczynnie na czterech literach - mówi o sobie Robinson. Legendarny center Ostróg powołał też do działania The Admiral Center, czyli organizację współpracującą z wielkimi korporacjami i znanymi osobistościami, która pozyskuje pieniądze na realizację długofalowych projektów, poprawiających komfort życia w społeczeństwie. Właśnie ta działalność stanowiła dla "Admirała" impuls, żeby w 2010 roku wrócić na studia i zdobyć dyplom magistra w dziedzinie administracji. David spędzał na nauce od dziesięciu do piętnastu godzin tygodniowo, a zakończył ją z maksymalną w USA średnią ocen 4.0. - To było trudne - wspomina. - Nie będę ukrywał, że do książek zasiadałem najczęściej po północy, kiedy wszyscy byli już w łóżkach, a w domu panowała cisza. Miałem naprawdę sporo na głowie, bo byłem zaangażowany w prowadzenie szkoły, a trójka moich dzieci również się uczyła. Właśnie dlatego też chciałem mieć same najlepsze stopnie.

Urodzony w Key West Robinson to człowiek naprawdę nietuzinkowy. Jako zawodowy koszykarz osiągnął wszystko i gdyby tylko chciał, odcinałby dziś tylko kupony od tego, czego dokonał przed laty. Mógłby całymi dniami prażyć się w słońcu na plaży na Florydzie lub zająć się pomnażaniem swojego majątku do jeszcze bardziej niebotycznych rozmiarów. On jednak objął inną drogę. - Kiedy człowiek stoi na najwyższym stopniu podium, czuje się fantastycznie - mówi "Admirał". - Chwała jest intensywna, jednak ulotna. Tymczasem dawanie jest czymś trwałym i łączy cię z innymi ludźmi na wieki. To niesamowite, że Bóg powierzył mi taką rolę. Niektórzy mówią, że poświęcam na to tylko część moich dochodów, ale tu nie chodzi tylko o pieniądze. Dzielić trzeba się wszystkim, a najważniejsze to dawać innym również samego siebie. Dla mnie nie liczy się także, czy dostanę coś w zamian. Traktuję to jako inwestycję w następne pokolenie. Zostawiam część siebie i dzięki temu będę mógł być częścią czegoś w przyszłości.

O sposobie na życie Davida Robinsona można mieć różne zdanie. Nie ma jednak wątpliwości, że patrząc na jego posturę i słuchając go, wielu odbiorców może zmienić swoje spojrzenie na świat. Jaka jest recepta "Admirała" na sukces? - Po pierwsze, należy czytać i studiować Biblię, żeby zrozumieć mądrości i prawdy, które są w niej zawarte. To, czego się nauczymy, jest z nami przez całe życie, chroni nas i stanowi swego rodzaju lampkę na nogi, oświetlającą drogę, którą podążamy. Po drugie, trzeba się modlić. Modlitwa to największy akt służby Bogu. Módl się codziennie, a twoja siła zostanie pomnożona. To także przygotuje twoje serce na niesienie pomocy innym. No i po trzecie, należy służyć. Trzeba być sługą w każdej sytuacji - w szkole, w pracy czy w związkach międzyludzkich. Cokolwiek robisz, myśl o tym, że wykonujesz to w służbie Panu. Ja byłem koszykarzem. Nie miałem pojęcia, że coś dobrego z tego wyniknie, ale Bóg wykorzystał to, żeby zachęcić do działania wielu ludzi.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Gdy David patrzy na dzisiejszą młodzież, nie czuje satysfakcji. Razi go to, że młodzi ludzie często nie mają zbyt wysokich aspiracji i marzą zazwyczaj o karierze rapera lub co najwyżej sportowca. Robinson w przeszłości sam wybrał tę drugą drogę, jednak zdobywanie wiedzy i przekazywanie jej nigdy nie przestało być dla niego ważne. Basket stanowił tylko część jego egzystencji, bez której bez wątpienia potrafiłby sobie poradzić. Zdobył wykształcenie i posiadał liczne zainteresowania, dzięki czemu w razie poważnej w skutkach kontuzji nie istniała obawa, że pozostałby bez środków do życia. - Musimy rozwiązać ten podstawowy problem w naszym społeczeństwie i pokazać dzieciakom, jak ważna jest edukacja - nawołuje. - Kiedy to zrozumieją, wszelkie ograniczenia znikną. Przyszłość jest nieograniczona.

Koniec.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Gregg Lewis and Deborah Shaw Lewis - The Admiral: The David Robinson Story, Sports Illustrated, thrivingfamily.com, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. I
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. III
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. IV
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. V
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VI
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VII

Tym, którzy jeszcze nie czytali, polecam moje wcześniejsze cykle:
Skandalista Dennis Rodman
Michael Jordan - prawdziwy Byk
Larry Bird - z piekła do raju
Charles Barkley - wariat z Alabamy
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu
Magic Johnson - po prostu showtime

oraz te z innych dyscyplin:
Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen
Ayrton Senna - król deszczu

PS. Już za tydzień zapraszam na pierwszy odcinek nowego cyklu, którego bohaterem będzie zdobywca 100 punktów w jednym meczu - Wilt Chamberlain. Ponadto wkrótce ukaże się mój kolejny artykuł z serii "Gwiazdy od kuchni", tym razem poświęcony asowi Los Angeles Clippers - Blake'owi Griffinowi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×