David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VIII - ost.
"Admirał" podczas czternastu sezonów na parkietach NBA notował średnio 21,1 punktu, 10,6 zbiórki, 2,4 asysty, 1,4 przechwytu oraz 3 bloki. Za swoje osiągnięcia we wrześniu 2009 roku został włączony do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. Podczas tej samej ceremonii w Springfield w stanie Massachusetts zaszczytu tego dostąpili również John Stockton i Michael Jordan. - Gdybym z całej mojej kariery miał wybrać jeden wieczór, byłoby to pewnie zejście z parkietu jako mistrz i ze świadomością tego, iż to będzie moje ostatnie wspomnienie związane z koszykówką - mówi David.
Robinson po skończeniu z profesjonalną grą w basket mógł wreszcie spędzać więcej czasu z ukochaną żoną Valerie oraz synami: Coreyem, Davidem juniorem i Justinem. - Chciałem wreszcie móc tulić ich przed snem każdej nocy oraz odprowadzać rano do szkoły - opowiada. - Mogłem poczuć jak to jest być mężem i ojcem. Bardzo fajnie było mieć normalne życie rodzinne. Choć David niczego nie narzucał swoim dzieciom, chłopcy poniekąd poszli w jego ślady. Corey gra w futbol na uczelni Notre Dame, a David junior trudni się tym samym na East Carolina University. Justin natomiast dobrze radzi sobie jako koszykarz w liceum w San Antonio. - Oni sami muszą podejmować decyzje - twierdzi "Admirał". - Wysyłasz dzieciaki w świat i patrzysz czy rozkwitną, czy może zwiędną. To doskonały czas, żeby przekonać się co wyrośnie z tego, co przed laty zasadziłeś.
David myśli nie tylko o swoich dzieciach. Nadal angażuje się w działalność Akademii Carvera, której jest współfundatorem, dzięki czemu szkoła ta w 2012 roku zyskała status publicznej. Placówka została również objęta specjalnym programem, mającym pomóc najuboższym dzieciakom w dostaniu się na wymarzone studia. - Nie jestem osobą, która może siedzieć bezczynnie na czterech literach - mówi o sobie Robinson. Legendarny center Ostróg powołał też do działania The Admiral Center, czyli organizację współpracującą z wielkimi korporacjami i znanymi osobistościami, która pozyskuje pieniądze na realizację długofalowych projektów, poprawiających komfort życia w społeczeństwie. Właśnie ta działalność stanowiła dla "Admirała" impuls, żeby w 2010 roku wrócić na studia i zdobyć dyplom magistra w dziedzinie administracji. David spędzał na nauce od dziesięciu do piętnastu godzin tygodniowo, a zakończył ją z maksymalną w USA średnią ocen 4.0. - To było trudne - wspomina. - Nie będę ukrywał, że do książek zasiadałem najczęściej po północy, kiedy wszyscy byli już w łóżkach, a w domu panowała cisza. Miałem naprawdę sporo na głowie, bo byłem zaangażowany w prowadzenie szkoły, a trójka moich dzieci również się uczyła. Właśnie dlatego też chciałem mieć same najlepsze stopnie.Urodzony w Key West Robinson to człowiek naprawdę nietuzinkowy. Jako zawodowy koszykarz osiągnął wszystko i gdyby tylko chciał, odcinałby dziś tylko kupony od tego, czego dokonał przed laty. Mógłby całymi dniami prażyć się w słońcu na plaży na Florydzie lub zająć się pomnażaniem swojego majątku do jeszcze bardziej niebotycznych rozmiarów. On jednak objął inną drogę. - Kiedy człowiek stoi na najwyższym stopniu podium, czuje się fantastycznie - mówi "Admirał". - Chwała jest intensywna, jednak ulotna. Tymczasem dawanie jest czymś trwałym i łączy cię z innymi ludźmi na wieki. To niesamowite, że Bóg powierzył mi taką rolę. Niektórzy mówią, że poświęcam na to tylko część moich dochodów, ale tu nie chodzi tylko o pieniądze. Dzielić trzeba się wszystkim, a najważniejsze to dawać innym również samego siebie. Dla mnie nie liczy się także, czy dostanę coś w zamian. Traktuję to jako inwestycję w następne pokolenie. Zostawiam część siebie i dzięki temu będę mógł być częścią czegoś w przyszłości.
O sposobie na życie Davida Robinsona można mieć różne zdanie. Nie ma jednak wątpliwości, że patrząc na jego posturę i słuchając go, wielu odbiorców może zmienić swoje spojrzenie na świat. Jaka jest recepta "Admirała" na sukces? - Po pierwsze, należy czytać i studiować Biblię, żeby zrozumieć mądrości i prawdy, które są w niej zawarte. To, czego się nauczymy, jest z nami przez całe życie, chroni nas i stanowi swego rodzaju lampkę na nogi, oświetlającą drogę, którą podążamy. Po drugie, trzeba się modlić. Modlitwa to największy akt służby Bogu. Módl się codziennie, a twoja siła zostanie pomnożona. To także przygotuje twoje serce na niesienie pomocy innym. No i po trzecie, należy służyć. Trzeba być sługą w każdej sytuacji - w szkole, w pracy czy w związkach międzyludzkich. Cokolwiek robisz, myśl o tym, że wykonujesz to w służbie Panu. Ja byłem koszykarzem. Nie miałem pojęcia, że coś dobrego z tego wyniknie, ale Bóg wykorzystał to, żeby zachęcić do działania wielu ludzi.Koniec.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Gregg Lewis and Deborah Shaw Lewis - The Admiral: The David Robinson Story, Sports Illustrated, thrivingfamily.com, nba.com, basketball-reference.com.
Poprzednie części:
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. I
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. III
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. IV
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. V
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VI
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VII
Tym, którzy jeszcze nie czytali, polecam moje wcześniejsze cykle:
Skandalista Dennis Rodman
Michael Jordan - prawdziwy Byk
Larry Bird - z piekła do raju
Charles Barkley - wariat z Alabamy
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu
Magic Johnson - po prostu showtime
oraz te z innych dyscyplin:
Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen
Ayrton Senna - król deszczu
PS. Już za tydzień zapraszam na pierwszy odcinek nowego cyklu, którego bohaterem będzie zdobywca 100 punktów w jednym meczu - Wilt Chamberlain. Ponadto wkrótce ukaże się mój kolejny artykuł z serii "Gwiazdy od kuchni", tym razem poświęcony asowi Los Angeles Clippers - Blake'owi Griffinowi.