David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VII
Kampania 1995/96 to dla Davida Robinsona i San Antonio Spurs dalszy ciąg rozczarowań. "Admirał" błyszczał indywidualnie, lecz drużyna dotarła zaledwie do półfinału Zachodu, ulegając Utah Jazz.
W skład kadry USA w Atlancie oprócz Davida weszli: Charles Barkley, Penny Hardaway, Grant Hill, Karl Malone, Reggie Miller, Shaquille O'Neal, Hakeem Olajuwon, Gary Payton, Scottie Pippen, Mitch Richmond oraz John Stockton. Choć część zespołu stanowili gracze "Dream Teamu" z Barcelony, to atmosfera w ekipie daleka była od tej panującej w stolicy Katalonii. Zawodnicy po prostu nie potrafili dogadać się w kwestii podziału minut na parkiecie.
David i Valerie byli już pięć lat po ślubie. Od tego czasu dorobili się dwójki potomstwa - synów Coreya i Davida juniora. Trzeci malec, Justin, miał natomiast już wkrótce przyjść na świat. - To ogromna odpowiedzialność, kiedy zdajesz sobie sprawę, że masz wpływ na ich życie - "Admirał" mówi o ojcostwie. - Próbujesz ustanowić jakieś standardy. Ja podchodzę do tego bardzo poważnie. To dobra zabawa, ale również wielkie wyzwanie.
Przed startem rozgrywek 1996/97 David miał na karku już trzydzieści jeden wiosen, a marzenie o upragnionym pierścieniu mistrzowskim coraz bardziej się od niego oddalało. Do ligi powrócił z krótkiej emerytury Michael Jordan, a jego Byki znów stały się niemal niemożliwe do pokonania. Dodatkowo środkowego teamu z Teksasu zaczęły nękać kontuzje. Robinson najpierw skarżył się na bóle pleców, a później złamał nogę, przez co stracił prawie cały sezon. Bez niego Suprs wygrali zaledwie dwadzieścia spotkań i nie dostali się do play-off's. W międzyczasie zaszła również zmiana na stanowisku głównego coacha Ostróg - Boba Hilla zastąpił Gregg Popovich. Nowy szkoleniowiec bez Robinsona w składzie zaliczył małe "tankowanie" (17-47), dzięki któremu w następnych zmaganiach oprócz Davida miał mieć do dyspozycji wybranego z "jedynką" w drafcie Tima Duncana. Duncan i "Admirał" znaleźli wspólny język jeszcze przed startem kampanii 1997/98. Starszy kolega zaprosił młokosa na wspólne, dwutygodniowe treningi do Aspen. Znając charakter większości gwiazdorów, zachowanie Davida budziło lekkie zdziwienie. W końcu Tim należał do nieprzeciętnie utalentowanych młodzieńców i z biegiem czasu mógł Robinsonowi odebrać miano lidera Ostróg. - Jeśli będziemy wygrywać, wszyscy będą zadowoleni - komentował weteran Spurs. - Kiedy po raz pierwszy rozmawialiśmy, powiedziałem mu: "Chcę, żebyś grał na pozycji, na której w danym momencie będziesz się czuł najlepiej. Jeśli jesteś lepszym strzelcem niż ja, ty rzucasz, a ja blokuję. Dla mnie to bez różnicy, co robię".Tim Duncan to zawodnik zaledwie o kilka centymetrów niższy od "Admirała", więc mógł wymiennie występować na pozycji silnego skrzydłowego oraz centra. Dzięki temu wysoki duet Spurs zyskał przydomek "Twin Towers", czyli "Bliźniacze Wieże". - Moje umiejętności zawsze czyniły mnie zawodnikiem defensywnym, "czyścicielem", robiącym miejsce innym - mówi Robinson, który choć zdobywał mnóstwo punktów, to w obronie również radził sobie znakomicie. - Talent Tima idealnie nadawał się natomiast do akcji dwójkowych.
Po "tankowaniu" w sezonie 1996/97, rozgrywki 1997/98 zespół z Teksasu zakończył już na plusie, osiągając bilans 56-26, dający piąte miejsce w Konferencji Zachodniej. Współpraca Robinsona i Duncana nie była jednak jeszcze na takim poziomie jak gra duetu John Stockton - Karl Malone, w efekcie czego Jazzmani z Utah wyeliminowali Ostrogi już w półfinale konferencji.
Tim Duncan tchnął w Spurs nowego ducha, a "Admirał" musiał się pogodzić z tym, że ma obok siebie zawodnika równemu sobie. Historia NBA pokazuje, że takie duety nie zawsze się dogadywały, ale częsta lektura Biblii pomogła Davidowi w uporaniu się z nową sytuacją, która przecież w najbliższej perspektywie miała zaprocentować. - Oczywiście to wspaniale być człowiekiem, na którym skupia się cała uwaga i który otrzymuje te wszystkie pochwały - opowiada legendarny center. - Po dziesięciu latach bez tytułu byłem już jednak sfrustrowany. Ciągle się zastanawiałem, co mogę poprawić. To była dla mnie ważna życiowa lekcja, dzięki której zrozumiałem, że nie da się wszystkiego zrobić w pojedynkę.