David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II

- Synu, podejdź tu, proszę! - sprzedawca w sklepie spożywczym pewnego dnia zawołał do dziesięcioletniego Davida. Robinson był wyjątkowo grzecznym dzieckiem, ale wówczas zasłużył na surową karę.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Mało który młody człowiek nie jest łakomy na słodycze. Syn Fredy i Ambrose'a pod tym względem nie wyróżniał się z tłumu. Błąkając się jednego razu wraz ze swoim młodszym bratem po okolicznym sklepie, stanął przy półce z łakociami i rozejrzał się wokół siebie. Nikt nie patrzył. W związku z tym nakładł do kieszeni ile się dało, a potem sięgnął po batonik i podszedł do kasy. Stojącemu przy niej mężczyźnie nie spodobały się pękate kieszenie chłopca. Natychmiast chwycił za telefon i wykręcił numer pani Robinson. - Musisz tu natychmiast przyjść - powiedział do słuchawki. Tymczasem czteroletni Chuck nabijał się z Davida: - Powiem, wszystko powiem, będziesz miał kłopoty! Tak się jednak złożyło, że mieli je obaj. Starszy chłopak przeprosił sprzedawcę, ale na niewiele się to zdało. Gdy Freda wparowała do przybytku, chwyciła synów za kołnierze i spuściła im takie lanie, że już nigdy więcej nawet nie pomyśleli, że fajnie byłoby coś ukraść.

W czasie tamtego przewinienia Ambrose akurat pływał po morzu. David wiedział więc, że po jego powrocie sprawa będzie miała ciąg dalszy. Kochał ojca i świetnie czuł się w jego towarzystwie, ale zdawał sobie sprawę, że gdy się coś przeskrobie, to nie można liczyć u niego na taryfę ulgową. Robinson junior dokładnie pamiętał sytuację, gdy miał sześć lub siedem lat i zaczął majstrować scyzorykiem przy ulubionym skórzanym fotelu taty. Kiedy Ambrose zobaczył dziury w tapicerce, wrzasnął na cały głos: - Za każdą dostaniesz oddzielne lanie! W dzisiejszych czasach takie metody wychowawcze są krytykowane, ale dzięki nim chłopak nauczył się szanować własność innych ludzi. Tymczasem po powrocie z morza Ambrose nie uderzył syna ani razu. Stwierdził, że nie wolno karać dwukrotnie za to samo przewinienie i wyraził nadzieję, że incydent już więcej się nie powtórzy.

David uwielbiał przebywać ze swoim tatą w jego warsztacie, gdzie ten naprawiał swoje samochody czy tworzył różne elektroniczne gadżety z zestawów typu "zrób to sam". Ambrose skrupulatnie tłumaczył mu różnice pomiędzy śrubokrętem płaskim a krzyżowym i inne niuanse, więc po pewnym czasie chłopiec potrafił bez problemu odróżniał tranzystor, diodę czy kondensator. - Tato, skąd ty to wszystko potrafisz? Nauczyłeś się tego w szkole, czy jak? - zapytał pewnego razu.

Państwo Robinsonowie uczyli swoje dzieci również obowiązkowości. David, Kim oraz Chuck nigdy nie mieli wszystkiego podstawianego pod nos. Gotowali obiady, zmywali naczynia, kosili trawnik, przycinali krzewy, odkurzali oraz wynosili śmieci. Freda i Ambrose, jak większość czarnoskórych, byli również bardzo religijnym małżeństwem, dlatego każdej niedzieli zabierali swe pociechy do kościoła. Nie zawsze było to jednak takie proste. - Musimy iść? - pytali już jako nastolatkowie. - Tak - odpowiadała Freda. - Bóg był dla was dobry w tym tygodniu. Wiele mu zawdzięczacie. Wszyscy go potrzebujemy, a przy okazji możecie się nauczyć czegoś nowego. Duże dzieciaki nie kupowały już tego tłumaczenia. Znały również swoją mamę i wiedziały, że w przypadku choroby pozwoli im zostać w domu, więc od czasu do czasu udawały ból głowy czy brzucha. Pani Robinson jednak wiedziała, jak przekonać ich do swoich racji. - Dobrze, ale chorzy nie mogą również robić dziś nic innego - mówiła. - Jeśli po południu pójdziemy na rolki, lody czy kręgle, chorzy będą musieli zostać w domu. Po tych słowach zazwyczaj następowało cudowne ozdrowienie.
W Stanach Zjednoczonych z okazji Święta Dziękczynienia uruchamiane są specjalne kosze, do których można wrzucać produkty dla potrzebujących rodzin. Robinsonowie nie należeli do bogaczy, ale nigdy im niczego nie brakowało. Byli jedynie bardzo zapracowani. Ambrose'a potrafiło nie być na lądzie przez wiele tygodni, a Freda nie tylko pracowała zawodowo, ale spełniała się też w roli matki, która pomagała w odrabianiu lekcji oraz zawoziła dzieciaki na treningi i z nich odbierała. Pewnego razu, gdy David akurat ją o coś poprosił, wypaliła bez zastanowienia: - Ciągle słyszę tylko "daj, daj, daj". To musi być naprawdę biedny dom. Nasze nazwisko powinno być przy jednym z tych koszy dla ubogich. Chłopak potraktował słowa matki serio i zgłosił swoje nazwisko do szkolnego kosza. Sprawa szybko wyszła na jaw, a Freda musiała się gęsto tłumaczyć wychowawcy z postępowania syna. - Mamusiu, ja tylko starałem się pomóc - mówił później skruszony David. - Powiedziałaś, że jesteśmy biedni. Ambrose kochał sport i chciał, żeby jego dzieci spróbowały swoich sił w jak największej liczbie dyscyplin. Gdy David miał jedenaście lat, ojciec po raz pierwszy w życiu zabrał go na prawdziwe pole golfowe. Istniał tylko jeden problem - kije zostały zaprojektowane dla praworęcznych, a chłopiec był mańkutem. Przeszkoda nie okazała się jednak niemożliwa do pokonania, a Robinson junior jako niezwykle pojętny uczeń załapał wszystko dwa razy szybciej od innych i już niedługo później zwyciężył w turnieju w swojej kategorii wiekowej.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Jeszcze lepiej niż z kijem golfowym, piłką do futbolu czy kijem baseballowym, David radził sobie wówczas z matematyką. W gimnazjum brał udział w programie dla szczególnie uzdolnionych uczniów, prowadzonym przez miejscowy koledż. Liczył tak sprawnie, że bardzo często wyręczał nauczyciela w sprawdzaniu klasówek. Pewnego razu zapomniał jednak wziąć do domu arkusza z odpowiedziami i zatelefonował do belfra. - Nie potrzebujesz go - powiedział spokojnym głosem matematyk. - Przecież znasz wszystkie rozwiązania. Jako młody geniusz, David oprócz wielu wzlotów miał również małe upadki. W drugiej klasie gimnazjum zmienił mu się nauczyciel od matmy na takiego, z którym nie mógł się dogadać. Gdy Freda na pierwszym zebraniu z rodzicami otrzymała kartkę z ocenami, była w szoku. Jedna szóstka, dwie piątki oraz... czwórka. Rodzice znając możliwości swojego syna, oczekiwali od niego samych najlepszych stopni, więc za olewanie nauki ukarali go sześciotygodniowym szlabanem.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×