David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VII

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
W finale team z Teksasu zmierzył się z New York Knicks. Ta seria również była krótka, bo zakończona triumfem Spurs 4-1. Nagroda MVP finałów przypadła Timowi Duncanowi, lecz 25 czerwca 1999 roku najszczęśliwszym człowiekiem w Madison Square Garden był prawdopodobnie David Robinson. - Czułem się po prostu oszołomiony - wspomina. - "Czy to już naprawdę koniec?" - pytałem sam siebie. Minutę wcześniej piłka wciąż znajdowała w grze, a po chwili sen stał się rzeczywistością. W swoim dziesiątym sezonie w lidze zawodowej "Admirał" wreszcie osiągnął to, o czym marzył od samego początku. Odczuwał niesamowitą radość, ale zamiast pójść na całonocną balangę z kumplami, wrócił do pokoju hotelowego i położył się obok swojego sześcioletniego synka, któremu obiecał to jeszcze przed meczem numer pięć.

David Robinson to człowiek, który odmienił oblicze San Antonio Spurs i sprawił, że zespół z Teksasu stał się jedną z najlepszych ekip w NBA. Musiało go więc trochę zaboleć, gdy statuetkę MVP finałów odbierał młodziutki Tim Duncan. Urodzony na Wyspach Dziewiczych gracz dopiero niedawno dołączył do drużyny, w której Robinson od lat grał pierwsze skrzypce. - Nie mogę zaprzeczyć, że czułem się wówczas trochę dziwnie - mówi. - To było trudne, ale przypomniałem sobie wtedy biblijną przypowieść o Dawidzie i Goliacie.

Podczas sezonu zasadniczego 1999/2000 "Bliźniacze Wieże" nadal dobrze funkcjonowały. "Admirał" wystąpił w swoim dziewiątym Meczu Gwiazd i znalazł się w trzeciej piątce NBA. W play-off's wrócił jednak koszmar z lat przed wywalczeniem pierścienia i Ostrogi pożegnały się z rozgrywkami już w pierwszej rundzie Zachodu na rzecz Phoenix Suns. Choć Robinson i Duncan rozumieli się bez słów, latem dalsze funkcjonowanie w San Antonio "Twin Towers" stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Tim otrzymał poważną ofertę z Orlando Magic i tylko dzięki długim namowom "Admirała" zgodził się zostać w Teksasie. Po wszystkim ludzie śmiali się, że legendarny środkowy niemal błagał młokosa na kolanach, żeby ten nie przenosił się na Florydę. Jak było naprawdę, wiedzą jednak tylko sami zainteresowani.

David Robinson wraz Timem Duncanem stanowili o sile Spurs w kampaniach 2000/01 i 2001/02, lecz koszykarze Gregga Popovicha nie byli w stanie sprostać Los Angeles Lakers z Kobem Bryantem oraz Shaquille O'Nealem, polegając 0-4 i 1-4 najpierw w finale, a potem w półfinale Zachodu. W 2001 roku "Admirał" przedłużył o dwa sezony kontrakt z Ostrogami i z racji na zaawansowany wiek centra stało się jasne, że pozostanie on w Teksasie już do końca swojej kariery.

Gdy w 1991 roku David Robinson odwiedzał piątoklasistów w podstawówce w San Antonio, obiecał sobie, że zrobi coś więcej dla tych dzieciaków. Przysiągł, że opłaci czesne wszystkim uczniom, którzy dostaną się w przyszłości na studia. Wspólnie z żoną Valerie i mamą Fredą pozostawał z młodzianami w kontakcie i śledził ich postępy w nauce. - Ludzie gadają, że dużo dla nich zrobiłem, ale tak naprawdę one zrobiły dla mnie zdecydowanie więcej - mówi. W 1998 roku dwudziestu pięciu podopiecznych "Admirała" odebrało świadectwa ukończenia liceum. - Będąc na uroczystości zakończenia roku szkolnego czułem się jak ich ojciec. Zdajecie sobie sprawę, jakie to cudowne uczucie?

Jeden z "dzieciaków Robinsona", Homer Adams III, zdobył tytuł naukowy doktora medycyny z zakresu badań nad rakiem piersi. - Ze względu na Davida mam motywację, żeby iść naprzód i robić coraz więcej - mówi. "Admirał" zaangażował się nie tylko w pomoc uczniom jednej z podstawówek w San Antonio. Wspólnie z żoną założył Fundację Davida Robinsona, której celem było objęcie opieką potrzebujących na terenie całego miasta. Fundacja zaczęła wspierać studentów oraz najuboższych, którym brakuje pieniędzy na jedzenie oraz artykuły pierwszej potrzeby. Tradycją stało się również nabywanie i rozdawanie pięćdziesięciu biletów na każdy domowy mecz Spurs.

W 1997 roku Valerie ogłosiła natomiast, że David przekaże 5 milionów dolarów na budowę Akademii Carvera - prywatnej szkoły chrześcijańskiej w południowo-wschodniej części San Antonio, oferującej najwyższej jakości wykształcenie dla dzieci z ubogich domów. Robinson w Akademię zaangażował się nie tylko finansowo, ale również co jakiś czas pojawia się na miejscu. - Los dał mi taką możliwość, że mogę być największym kibicem tych dzieciaków - mówi. - Jestem tutaj, żeby udzielać im moralnego wsparcia. Moja kariera sportowa była bardzo ekscytująca, lecz moim głównym celem jest wpływanie w pozytywny sposób na życie innych.

Akademia Carvera została ostatecznie otwarta w 2001 roku. Od tamtego czasu Robinson włożył w nią ponad 10 milionów "zielonych" i nie żałował tego ani przez sekundę. - Akademia od samego początku funkcjonuje znakomicie - opowiada. - W corocznym teście Stanforda zawsze plasuje się wśród 25 procent najlepszych szkół średnich. Jakość kształcenia w tej placówce jest znakomita. "Admirał" nie kłamie. Akademia Carvera naucza języka hiszpańskiego, niemieckiego czy japońskiego. Ponadto dzieciaki zapoznają się z programowaniem komputerowym oraz innymi dziedzinami nauki, często dostępnymi dopiero dla studentów.

David jako wciąż aktywny koszykarz poświęcał wiele czasu dzieciom z najbiedniejszych rodzin, a dodatkowo w domu opiekował się swoimi trzema pociechami. Będąc znakomitym koszykarzem zapewne marzył, że któryś z synów pójdzie w przyszłości w jego ślady, ale żadnego z nich do niczego nie zmuszał. - Robią wszystko - mówił. - Są aktywni i próbują rzeczy, których mnie nigdy nie było dane spróbować. Mamy przy tym mnóstwo zabawy. Tak jak ja niczego się nie boją. Jedyne czego chcę, to żeby mieli jakieś cele w życiu. Pragnę, żeby szerzej spojrzeli na świat. Nie zależy mi na ich sukcesie finansowym. Pewnie, że to wspaniale widzieć, kiedy twoim dzieciom się powodzi, ale jeszcze lepiej po prostu widzieć w nich dobrych ludzi, którzy dokonują pozytywnych zmian w otaczającym ich świecie.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Robinson spełniał się nie tylko jako mąż, ojciec i dobroczyńca, ale również jako najlepszy kumpel. On sam uważał się za zupełnie normalnego człowieka, ale niemal każda osoba z jego otoczenia miała na ten temat zupełnie inne zdanie. - W słowniku obok hasła "wzór do naśladowania" powinno widnieć jego zdjęcie - mówi Avery Johnson, wieloletni rozgrywający Ostróg. - Jeśli potrzebujesz kogoś, żeby się wypłakać, on natychmiast pojawia się na posterunku. Jeżeli potrzeba ci kompana, z którym mógłbyś pójść na wojnę, David również znajdzie się obok ciebie.

Koniec części siódmej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Gregg Lewis and Deborah Shaw Lewis - The Admiral: The David Robinson Story, Chicago Tribune, New York Times, Sports Illustrated, People, Mens Fitness, espn.go.com. jazzfanatical.wordpress.com.

Poprzednie części:
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. I
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. III
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. IV
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. V
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VI

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×