Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XX
Pierwszym rywalem ekipy z "Wietrznego Miasta" na drodze do piątego finału w ciągu siedmiu lat był team Washington Bullets. Pociski zostały odprawione 3-0, a półfinałowe starcia z Atlantą Hawks i Miami Heat również nie zmęczyły zbytnio weteranów z Chicago, gdyż oba rozstrzygnęły się po zaledwie pięciu meczach. W rywalizacji o mistrzowski tytuł na Jordana i spółkę czekała już tylko jedna przeszkoda - Utah Jazz napędzani przez fenomenalny duet John Stockton - Karl Malone. Liderzy ekipy z Salt Lake City także byli już weteranami i liczyli się z tym, iż nadchodzące starcia z Bykami mogą być ich pierwszą i zarazem ostatnią szansą na trofeum im. Larry'ego O'Briena.
Jazzmani okazali się twardymi przeciwnikami. Byki w pierwszym spotkaniu zwyciężyły tylko dzięki genialnej dyspozycji Scottiego Pippena oraz celnemu rzutowi "MJ'a" w ostatniej sekundzie. W kolejnym spotkaniu w United Center było już nieco łatwiej, lecz dwa kolejne mecze w Salt Lake City wygrali gospodarze i wynik rywalizacji brzmiał 2-2. Kolejna konfrontacja mogła okazać się kluczowa dla losów serii, a podopieczni Phila Jacksona mieli nie lada problem - Jordan zmagał się z prawie czterdziestostopniową gorączką i ledwie trzymał się na nogach. Ostatecznie pojawił się jednak na parkiecie, notując niewiarygodny jak na swój stan zdrowia występ: 38 "oczek", 7 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty. W ostatniej minucie spotkania trafił ważny rzut za trzy punkty, który pozwolił Bykom na utrzymanie prowadzenia do końca i zwycięstwo 90:88. - Od wielu sezonów gram wspólnie z Michaelem, ale jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie - wspominał Scottie Pippen. - Prawdę mówiąc, nie przypuszczałem, że będzie w stanie przebrać się w strój. To, czego dokonał, jest absolutnie niesamowite. On jest najlepszy i moim zdaniem bezdyskusyjnie należy mu się nagroda MVP. 11 lipca 1997 roku wszyscy myśleli, że tamtego wieczora Michael Jordan zmagał się z grypą. Po latach osobisty trener "Jego Powietrzności", Tim Grover, wyznał jednak, że niedyspozycja koszykarza nie była efektem grypy, a zatrucia pokarmowego. W noc poprzedzającą mecz numer pięć przeciwko Jazzmanom, ekipa Byków siedziała wspólnie w hotelowym pokoju, kiedy nagle część chłopaków poczuła głód. Obsługa hotelowa po godzinie 21:00 nie serwowała już posiłków, więc postanowiono zadzwonić po pizzę. - Jedzenie przyniosło pięciu kolesi. "Mam złe przeczucia", mówiłem. Spośród wszystkich zgromadzonych tylko Michael jadł - opowiada Grover. Nad ranem Tim zastał "MJ'a" zwijającego się z bólu w hotelowym łóżku. Obok niego był już lekarz drużyny. - To zatrucie pokarmowe. Na sto procent. Żadna grypa - mówił trener do medyka.Koniec części dwudziestej. Kolejna już w najbliższą środę.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Chicago Tribune, Chicago Sun-Times, nba.com, basketball-reference.com.
Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XVIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIX
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.