Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII

28 lat, 3 miesiące i 26 dni - w dokładnie takim wieku Michael Jordan sięgnął po swój pierwszy tytuł mistrza NBA. - Czuję się dumny jak nigdy w życiu - mówił po pokonaniu w finale Los Angeles Lakers.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Sezon zasadniczy 1990/91 chicagowskie Byki zakończyły z rekordowym bilansem 61-21 pomimo tego, że 11 grudnia miały na koncie aż osiem porażek przy ledwie dwunastu zwycięstwach. "Jego Powietrzność" i spółka potrzebowali po prostu czasu na dostosowanie się do ofensywy trójkątów, którą postanowił wprowadzić trener Phil Jackson. Taktyka zaadaptowana przez coacha ekipy z "Wietrznego Miasta" nie była żadną nowością, gdyż już w latach sześćdziesiątych opisał ją w książce asystent Jacksona, Tex Winter, który po raz pierwszy spotkał się z nią tuż po II wojnie światowej, gdy grał w drużynie Uniwersytetu Południowej Kalifornii pod okiem legendarnego Sama Barry'ego. - Doug Collins trenując Bulls często przegrywał przez to, że nie miał na parkiecie prawdziwego rozgrywającego, mogącego stanąć w szranki z Isiah Thomasem. Tex zaproponował wprowadzenie systemu, w którym drużyna nie miałaby jednego zawodnika odpowiedzialnego za kreowanie gry i cały czas próbował przekonać Douga do skorzystania z tego rozwiązania - opowiada Phil Jackson. - Gdy ja objąłem drużynę, mieliśmy w zespole Johna Paxsona, który był znakomitym zawodnikiem i świetnym przywódcą, lecz jako rozgrywający radził sobie nieszczególnie. Ten fakt sprawił, że nie trzeba mnie było długo namawiać do wprowadzenia systemu trójkątów.
Taktyka Texa Wintera polegała na szybkiej wymianie podań oraz ciągłym ruchu zawodników. Ważny był każdy gracz w teamie, co stanowiło całkowite zaprzeczenie tego, z czego Byki słynęły do tej pory. Czasy "zbawcy" Michaela Jordana miały odejść w zapomnienie, gdyż nieprawdopodobne statystyki notowane przez "MJ'a" nie gwarantowały sukcesu drużynie. Urodzonemu na Brooklynie koszykarzowi nowe porządki szkoleniowca nie przypadły do gustu. Nie darzył on bowiem zbyt wielkim zaufaniem partnerów (wyjątek stanowił John Paxson), a teraz nagle wszystko miało się zmienić.

"Air" i Winter od początku nie mogli dojść do porozumienia w sprawie ofensywy trójkątów. Ten pierwszy uważał, że taktyka ta jest przedpotopowa, gdyż ma za zadanie jedynie zrekompensować umiejętności słabszych graczy kosztem swobody liderów. Drugi miał natomiast dość zespołu, którego postawa jest uzależniona od dyspozycji jednego zawodnika. - Michael, w słowie "team" ("drużyna") nie ma litery "I" (ja) - Tex próbował przekonać Mike'a do swoich racji. - Ale w wyrazie "win" ("zwycięstwo") jest - ripostował Jordan. Rolę mediatora pełnił nie kto inny, a zwany "Zen Masterem" Phil Jackson. Słodził Michaelowi, że pod względem indywidualnym niewielu mu dorównuje, lecz uczulał go na to, iż żeby odnieść sukces trzeba podzielić się robotą z innymi.

Święta Bożego Narodzenia w 1990 roku nie mogły być szczęśliwsze dla Michaela Jordana. Jego żona, Juanita, urodziła mu drugiego syna, Marcusa, a "Air" w wygranym przez Byki 98:86 meczu przeciwko Detroit Pistons uzbierał aż 37 "oczek". - To zwycięstwo dodało nam mnóstwo pewności siebie - komentował Mike. - Musimy jednak udowodnić sobie, że jesteśmy w stanie zaprezentować taką formę w więcej niż jednym meczu.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Po zwycięskiej potyczce z Tłokami team z "Wietrznego Miasta" odżył do reszty. Przed lutowym Meczem Gwiazd Bulls wypracowali bilans 32-14 i stawali się powoli poważnym kandydatem do walki o prymat w Konferencji Wschodniej.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×