James Hunt - playboy za kierownicą cz. IX

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Ósma odsłona kampanii 1976, Grand Prix Francji, nie rozpoczęła się po myśli brytyjskiego kierowcy, który po raz czwarty w sezonie startował z pole-position i znów został wyprzedzony przez Nikiego Laudę już w pierwszym zakręcie. Tym razem to jednak Austriak miał pecha i niedługo później wycofał się z rywalizacji ze względu na awarię silnika. W ten sposób James wrócił na pozycję lidera, którą utrzymał już do końca zmagań na torze Paula Ricarda w okolicach Marsylii. - Zwycięstwo właściwie zostało podane mi ma tacy - mówił tuż po wyścigu. Tymczasem wygrana ta była wręcz na wagę złota po tym jak wkrótce dowiedział się o anulowaniu dyskwalifikacji w Madrycie. W ten sposób zawodnik McLarena z 26 "oczkami" na koncie wspólnie z Patrickiem Depaillerem okupował drugą lokatę w klasyfikacji przejściowej czempionatu. Prowadził Lauda z dwukrotnie większym dorobkiem, lecz do końca zmagań pozostawało jeszcze osiem gonitw, w których wiele się mogło wydarzyć.

Decyzja FIA o anulowaniu dyskwalifikacji Hunta była policzkiem dla teamu Ferrari, którego właściciel węszył w tym spisek anglojęzycznych włodarzy F1. Najlepszą zemstą było więc dla niego zwycięstwo jego "stajni" w najbliższej odsłonie czempionatu, zaplanowanej na brytyjskim torze Brands Hatch, gdzie James Hunt miał szansę zostać pierwszym triumfatorem Grand Prix Wielkiej Brytanii od czasu Petera Collinsa, który był najlepszy w 1958 roku. Kierowca McLarena przed spektaklem w swojej ojczyźnie był bardzo zapracowanym człowiekiem, biorąc udział w rozmaitych akcjach charytatywnych czy występując w programach telewizyjnych. Wolny czas przeznaczał natomiast na rozrywki, takie jak na przykład koncert zespołu The Rolling Stones w londyńskiej Royal Albert Hall. Wspólnie z didżejem Noelem Edmondsem wziął też udział w krótkim cyklu wyścigów pod nazwą Tour of Britain, ale o tym najchętniej by zapomniał z powodu słabych wyników i wycofania się z rywalizacji przed jej końcem.

Zmagania najlepszych kierowców świata na Brands Hatch przybyło podziwiać prawie osiemdziesiąt tysięcy kibiców. Większość z nich pragnęła, żeby zawodnikiem mijającym jako pierwszy flagę z szachownicą był James Hunt, który startował z drugiego pola, przegrywając wcześniej pole-position z Nikim Laudą o sześć setnych sekundy. Kiedy jednak zapaliło się zielone światło sygnalizujące rozpoczęcie wyścigu, liczyło się tylko tu i teraz. Najlepiej wystartowały bolidy Ferrari i to one walczyły ze sobą o pozycję lidera gonitwy, co skończyło się jedną wielką kraksą już w pierwszym zakręcie. Claya Regazzioniego po kontakcie z Nikim Laudą obróciło, w wyniku czego ucierpieli też "Hunt the Shunt" oraz Jacques Laffite. Choć pozostali zawodnicy szczęśliwie uniknęli bliższego spotkania z samochodami kolegów, to pokazano czerwoną flagę, co oznaczało, że start do wyścigu zostanie powtórzony. Ostatecznie zdecydowano, że do powtórki uprawniona będzie cała stawka. James początkowo się ucieszył z takiego obrotu spraw, jednak szybko zauważył, iż uszkodzeniu uległ układ kierowniczy w jego McLarenie M23. Awaria była na tyle poważna, że mechanicy natychmiast zaczęli przygotowywać dla Hunta rezerwowe auto. Tymczasem "na górze" zapadła decyzja, że gonitwa zostanie wznowiona, a nie powtórzona, co jest równoznaczne z brakiem zgody na używanie rezerwowych bolidów. To rozwścieczyło kibiców, którzy swoje niezadowolenie wyrażali głośnym buczeniem oraz rzucaniem w kierunku wieży kontrolnej opakowań po napojach wszelakich. Atmosfera na trybunach stwarzała ryzyko wybuchu zamieszek, bo oto kilkudziesięciotysięczny tłum stracił nagle możliwość podziwiania swojego idola, mającego realne szanse zostać pierwszym od wielu lat reprezentantem Zjednoczonego Królestwa, który wygrał zawody Grand Prix Formuły 1 na ojczystej ziemi. W związku z tym za kulisami trwały burzliwe dyskusje. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się na tyle trudna, że jedynym sensownym wyjściem wydawało się dopuszczenie Jamesa Hunta do rywalizacji. Sprytni oficjele zdecydowali więc, że na powtórzonym starcie będą mogli stanąć wszyscy, a wszelkie wątpliwości i zażalenia zostaną rozpatrzone po zakończeniu wyścigu. Regazzioni i Laffite nie dojechali do mety z powodu problemów technicznych, więc ich ewentualnie nieuprawniony udział w zawodach był już sprawą drugorzędną. "Hunt the Shunt" wszystkich wysoko postawionych w F1 osobników przyprawił jednak o potężny ból głowy. Od początku prowadził zgodnie z planem Niki Lauda, ale problemy ze skrzynią biegów sprawiły, że na czterdziestym piątym okrążeniu został wyprzedzony przez swojego brytyjskiego kolegę. - Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłem, to byłem już pierwszy i szalałem ze szczęścia - James wspomina gonitwę na Brands Hatch. Austriak zdołał wprawdzie opanować sytuację i zameldował się na mecie jako drugi, ale to James był tamtego dnia numerem jeden. Kierowca McLarena finiszował w wielkim zgiełku, wśród powiewających flag Wielkiej Brytanii. Ciężko mu było opisać, co wtedy czuł.
- To wyścig, który dostarczył mi najwięcej emocji w całej karierze - Hunt opowiada o zmaganiach na Brands Hatch. - Nigdzie indziej nie czuje się aż tak obecności fanów. Nie trzeba nawet na nich spoglądać, żeby wyczuć ich emocje. Z punktu widzenia publiczności to była idealna gonitwa. Być Brytyjczykiem i czuć to całe wsparcie oraz emocje, to niesamowita sprawa. Nie było opcji, żebym przegapił tamten wyścig. Kibice po prostu zniszczyli system. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego i świetnie było mieć ich wsparcie, kiedy siedziałem w samochodzie. Oni mieli już dość tego kabaretu i chcieli po prostu obejrzeć wyścig. Organizatorzy wiedzieli, że muszą mnie dopuścić do startu, nawet jeśli później miałbym zostać zdyskwalifikowany. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Jamesa jest kluczowe. Radość z triumfu nie trwała długo, gdyż protesty złożyły teamy Ferrari, Tyrrell i Copersucar. Po długiej debacie w wieży kontrolnej dwa ostatnie zespoły spasowały, ale włoska "stajnia" postanowiła walczyć dalej i kontynuowała dochodzenie swoich racji przed trybunałem FIA w Paryżu. Dwa miesiące później dyskwalifikacja Hunta stała się faktem, ale o wiele wcześniej na niemieckim torze Nuerburgring miał miejsce wyścig, który doszczętnie zburzył dotychczasowy porządek w klasyfikacji przejściowej mistrzostw świata.

Koniec części dziewiątej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.

Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I
James Hunt - playboy za kierownicą cz. II
James Hunt - playboy za kierownicą cz. III
James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV
James Hunt - playboy za kierownicą cz. V
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VI
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VII
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VIII

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×