James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV

Sporty motorowe od zawsze wiązały się z dużymi nakładami finansowymi i nawet najbardziej utalentowany zawodnik bez odpowiedniego wsparcia nie był w stanie dotrzeć na sam szczyt.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
James nie pochodził z bogatej rodziny, więc swój udział w wyścigach Formuły 3 zamierzał sfinansować głównie dzięki tzw. startowemu oraz zajmując wysokie miejsca w poszczególnych gonitwach, co wiązało się z nagrodami pieniężnymi. Umowa Hunta z Lotusem gwarantowała młodzieńcowi bolid wraz z pokryciem kosztów wszelkich napraw oraz tysiąc funtów zapomogi. Po szybkiej kalkulacji okazało się, że ewentualne przychody mogą przewyższyć wydatki, wobec czego kierowca od razu wcielił w życie plan oszczędnościowy. Podczas zagranicznych wojaży mieszkał więc w namiocie, jadał w najtańszych restauracjach, a swą aktywność towarzyską ograniczał jedynie do rozmów z kolegami z toru. Gospodarność Brytyjczyka na niewiele się jednak zdała i już w początkowej fazie sezonu pech sprawił, że chłopak znalazł się na finansowym zakręcie po tym jak na francuskim torze Pau dwukrotnie rozbił bolid w trakcie kwalifikacji. Usterki były na tyle poważne, że nie dało się ich naprawić do czasu rozpoczęcia wyścigu, co wiązało się z utratą startowego i brakiem funduszy na powrót do ojczyzny. Dodatkowo ktoś ukradł paliwo z jego auta, którym podróżował po Europie, więc James musiał uczynić to samo, żeby napełnić bak bez gotówki w portfelu. - Łatwiej było powiedzieć niż to zrobić - wspomina. - Zorientowałem się bowiem, że większość francuskich samochodów ma blokadę wlewu paliwa. Pełzałem więc po ciemnym padoku w poszukiwaniu tego jedynego pojazdu z niezablokowanym wlewem i odpowiednią ilością benzyny. Po dwóch dniach bez jedzenia dotarłem wreszcie do Hawru. Czułem się fatalnie, ale po zejściu z promu udało mi się pożyczyć trochę kasy i wrócić do domu autostopem.
Drobne przeciwności nie były jednak wstanie zniechęcić Jamesa do ciężkiej pracy, ponieważ tylko w ten sposób dało się kiedyś wywalczyć upragniony tytuł mistrza świata. W maju Formuła 3 zawitała na tor Monte Carlo, gdzie odbyły się zawody o Grand Prix Monaco. Zwycięstwo w tym wyścigu to marzenie wielu kierowców, ale Hunt musiał odłożyć je na później, gdyż ze względu na kraksę nie ukończył rywalizacji. Smutek na szczęście trwał tylko niewiele ponad tydzień, ponieważ na austriackim Oesterreichring reprezentant Zjednoczonego Królestwa wreszcie pokazał na co go stać i linię mety minął jako drugi, tuż za Szwedem Freddym Kottulinskym. W kolejnych gonitwach poszedł za ciosem i zapisał na swoim koncie następne dwa drugie miejsca - na Oulton Park oraz belgijskim Chimay, gdzie wywalczył też pole-position.

26 czerwca 1970 roku zmagania F3 przeniosły się do Rouen we Francji. James w kwalifikacjach trochę zawalił sprawę i do wyścigu startował dopiero z osiemnastego pola na dwadzieścia możliwych. Musiał się więc trochę napocić, jeśli marzył mu się dobry rezultat. Trzynaste okrążenie okazało się bardzo pechowe dla reprezentanta gospodarzy, Denisa Dayana, który po uderzeniu w ogrodzenie został przetransportowany helikopterem do szpitala. Kolejne nieszczęścia wisiały w powietrzu, ale gonitwa trwała w najlepsze. Nie skończyło się to dobrze dla Boba Wolleka, który w wyniku wypadku przefrunął nad ogrodzeniem i dołączył w szpitalu do rodaka. Tymczasem James z okrążenia na okrążenie przedzierał się do przodu, choć jego bolid miał uszkodzony wydech po kolizji z frunącym pojazdem Wolleka. Na pięć okrążeń przed finiszem Hunt zajmował ósme miejsce i przygotowywał się do decydującego ataku, ciągle poprawiając swoją pozycję. Na ostatnim zakręcie wyprzedził jeszcze dwóch rywali i wjechał na metę z pięścią uniesioną w geście triumfu.

Radość ze zwycięstwa została niestety szybko przyćmiona przez wielką tragedię. Na siedemnastym "kółku" w groźnie wyglądającym karambolu uczestniczyło aż pięć samochodów. Oprócz Jean-Luca Salomona nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń, ale dla Francuza wyścig w Rouen był ostatnim w życiu. Kierowca teamu Winfield Racing Organisation doznał złamania karku i poważnych uszkodzeń głowy. W momentach takich jak tamten wielu kierowców zaczyna się zastanawiać nad zmianą profesji. Żeby zostać mistrzem, trzeba być przede wszystkim odpornym psychicznie, a nie każdy potrafi sobie poradzić ze śmiercią rywala na torze. James starał się wyprzeć tamtą sytuację z pamięci, ale nie było mu łatwo. Wiedział jak niebezpieczna jest Formuła 3 i zdawał sobie sprawę z tego, iż los Salomona może kiedyś spotkać też jego.

Podczas gdy pozostali zawodnicy tuż przed wyścigiem kryli się ze swoimi emocjami, Hunt bez skrępowania potrafił wymiotować na oczach fotoreporterów. - W ogóle się nie krępował - opowiada Brendan McInerney, kolega Jamesa z toru. - Kiedyś opowiadał mi jak wyrzygał się podczas jakiegoś ważnego meczu w squasha. Czuł się fatalnie, bo poprzedniej nocy uczestniczył w niezłej popijawie. Mógł po prostu poprosić o przerwę i pójść do toalety, ale on zrobił to na środku kortu, żeby w czasie sprzątania mieć chwilkę na dojście do siebie. Oczywiście w ten sposób wyprowadził z równowagi swojego przeciwnika i wygrał mecz.
Wydawać się może, że kierowca Molyslip Lotus Racing uchodził w środowisku za lubianego, ale to bardzo mylne wrażenie. - Jak go poznałem, to wydawało mi się, że on sprawdziłby się lepiej w roli podawacza piłek niż kierowcy wyścigowego - dodaje McInerney. - Wydaje mi się, że to przez jego specyficzny akcent i wygląd typowego ucznia prywatnej szkoły. Łatwej przeprawy z Huntem nie miał również początkujący wówczas dziennikarz magazynu "Autosport” - Ian Phillips: - Podszedłem do niego, kiedy rozładowywał swój sprzęt w padoku. Naiwnie myślałem, że w każdej chwili chętnie odpowie na moje pytania. Szybko się jednak wyleczyłem z tej myśli, kiedy usłyszałem jego odpowiedź, typową dla uczniów prywatnych szkół. Brzmiała ona: "Co to za popieprzone pytanie?”. Na reputację Jamesa spory wpływ miała też jego skłonność do angażowania się w sporne sytuacje zarówno na torze, jak i poza nim. - Jego głównym problemem była naiwność - kontynuuje Phillips. - Odkrywając wyścigi miał wrażenie, że to dobry sposób na zarobek. Większość środowiska stanowili jednak ludzie w typie handlarzy samochodowych, czyli cwaniacy. Jeśli Hunt coś kupował, to miał wrażenie, że było to warte swojej ceny. Często jednak okazywało się inaczej i później miał pretensje, że rywale otrzymują lepsze oferty.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×