James Hunt - playboy za kierownicą cz. IX

Kampanię 1976 Hunt rozpoczął udanie jak nigdy wcześniej i po dziewięciu gonitwach miał na koncie trzy zwycięstwa oraz jedno drugie miejsce. W stawce był jednak ktoś, kto radził sobie jeszcze lepiej.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Ten jegomość to obrońca mistrzowskiego tytułu - Niki Lauda. Austriak nie miał sobie równych i przed dziesiątą odsłoną sezonu na torze Nuerburgring zanotował pięć triumfów, dwie drugie lokaty oraz jedną trzecią. James po raz pierwszy pokonał swojego rywala i przyjaciela podczas Grand Prix Hiszpanii w Madrycie, która stanowiła pierwszy europejski odcinek zmagań o tytuł mistrza świata Formuły 1. Wokół tego triumfu powstało jednak mnóstwo kontrowersji, gdyż rutynowa kontrola przeprowadzona po wyścigu wykazała, że bolid Brytyjczyka był o niespełna dwa centymetry za szeroki. W związku ze złamaniem regulaminu Huntowi odebrano zwycięstwo, ale na szczęście szefowie McLarena mieli asa w rękawie i po dwóch miesiącach dyskwalifikację anulowano. Wszystko dzięki Teddy'emu Mayerowi, prawnikowi z wykształcenia, który w odwołaniu napisał, że na pomiar wpłynęły zmiany kształtu opon, jakim ogumienie ulega podczas każdej gonitwy. - Bardzo lubię Suzy i dlatego smutno mi z jej powodu - mówiła Sue Hunt na temat swojej synowej. - Stabilność rodziny jest najważniejsza, a coś takiego jak małżeństwo chyba nawet w obecnych czasach ma jakieś znaczenie. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten związek się rozpadł i mogę to zrozumieć szczególnie ze względu na Jamesa. On jest całkowicie oddany wyścigom i zawsze był dziwnym facetem. Jeszcze przed zmaganiami w Madrycie, a po niezaliczanej do klasyfikacji czempionatu gonitwie ku pamięci Grahama Hilla mającej miejsce na Silverstone, James i Suzy spotkali się, żeby ostatecznie rozmówić się w małżeńskich sprawach. Mężczyzna całą odpowiedzialność za rozpad związku wziął na siebie. Wiedział, że jego żona zaangażowała się w romans z Richardem Burtonem dlatego, że czuła się zaniedbywana. Hunt poznał aktora osobiście i stwierdził, że wbrew obiegowej opinii na pewno dobrze zaopiekuje się on młodą kobietą. Rozwód przebiegł więc w pokojowej atmosferze, a Suzy i Richard pobrali się 21 sierpnia w Arlington w stanie Wirginia. Początkowo żyli jak w bajce, ale z czasem w Burtonie obudził się potwór napędzany przez alkoholizm i depresję, wobec czego kolejne rozstanie stało się faktem.
Oficjalnie wolny "Hunt the Shunt" nie próżnował. Do miana legendy urósł jego wybryk w Marbelli, kiedy podczas imprezy w jednym z klubów wyszedł na zewnątrz i wskoczył w ubraniu do basenu, po czym cały mokry chciał wrócić do środka, lecz został zatrzymany przez ochronę. Krążyły też plotki o jego romansie z Anitą Todd, będącą wówczas w separacji z narciarzem Ianem Toddem. Kobieta pomogła Jamesowi znaleźć nowy dom - luksusową willę na obrzeżach Marbelli. Lokum należało wcześniej do aktorki Jackie Lane i miało pięć sypialń, trzy łazienki oraz basen. Kierowcy McLarena tak się spodobało zaangażowanie Anity, że zaproponował jej pracę gospodyni oraz osobistej sekretarki. Według kolorowej prasy słowo "osobista" było tutaj kluczowe. - Wiemy, co ludzie mówią, ale to nie jest żaden romans - tłumaczył Hunt. - Ona jest tylko moją gospodynią, a w moim interesie nie leżą aż tak bliskie relacje z pracownikami. Nie wynikłoby z tego nic dobrego i stałoby się to tylko wielkim wrzodem na moim tyłku. Jeśli chcesz sypiać z gospodynią, równie dobrze mógłbyś wziąć z nią ślub, a ja już przez to przechodziłem. Obecnie nie mam stałej dziewczyny, chociaż wśród moich bliskich przyjaciół jest kilka przedstawicielek płci pięknej.

W willi Jamesa dość często gościły różne piękne kobiety, takie jak na przykład aktorka Joanna Petit. Żadna z nich nie zostawała jednak w Marbelli zbyt długo. - Miło jest patrzeć na ładne dziewczyny, ale nie można tego robić non-stop - mówi Hunt. - Od czasu do czasu trzeba też z nimi porozmawiać, a dla mnie komunikacja jest bardzo ważnym aspektem. Lubię kobiety z otwartymi umysłami, miłym usposobieniem oraz poczuciem humoru. Mnie jednak wiele czasu zajmuje poznanie kogoś i zbudowanie relacji opartej na zaufaniu.

Wyścigi zawsze były dla Jamesa najważniejsze. Reprezentant Zjednoczonego Królestwa znakomitą formę fizyczną utrzymywał dzięki bieganiu oraz grze w tenisa, squasha oraz golfa. Gdy ubrany jedynie w spodenki i wysłużone tenisówki pokonywał truchtem malownicze tereny Costa del Sol, nie rozmyślał o skąpo odzianych panienkach przy basenie, a miał w głowie tylko swój bolid i najbliższą gonitwę F1. Kiedy jednak Brytyjczyk znajdował się poza wyścigowym transem, lubił się dobrze zabawić i nigdy nie poprzestawał na kilku drinkach. - Często oskarżał ludzi coś, co dotyczyło również jego samego - śmieje się John Hogan. - Przygadywał innym, że mają słabą głowę, podczas gdy jego tolerancja na alkohol też była na niskim poziomie. Mieszał ze sobą różne trunki, co stanowi najprostszą drogę do szybkiego wyłączenia prądu. Przychodził na imprezę, brał z tacy kilka drinków, a po wypiciu ich siadał do kolacji i delektował się winem - najpierw białym, potem czerwonym, a na końcu porto. Taki miks zwaliłby z nóg każdego. Wielokrotnie dyskutowaliśmy na temat picia oraz narkotyków, a w szczególności marihuany, którą zaczął palić około 1975 roku. James próbował mnie przekonać, że ten specyfik wcale nie jest gorszy od alkoholu, i że powinien być zalegalizowany. Moje stanowisko było jednak takie, że prawo jest prawem i jeśli zostanie złapany, to kontrakt pójdzie do kosza. Taka postawa oznaczała, że nie mogłem sobie pozwolić na zapalenie jointa. Nie, że nie miałem ochoty, ale w przeciwnym razie przestałbym być wiarygodny w jego oczach.
James Hunt nigdy nie był ucieleśnieniem cnót wszelakich, ale w szczycie formy miał pełną kontrolę nad swoim życiem pozasportowym. Z tego też względu już od środy poprzedzającej niedzielną gonitwę nie dotykał alkoholu. Nie potępiał spożywania do obiadu kieliszka wina, ale doskonale znał siebie i wiedział, że choćby drobne złamanie dyscypliny nie przyniosłoby mu niczego dobrego. - Wiem, że mnóstwo kierowców pije sobie drinka do obiadu - tłumaczył. - Nie ma w tym nic złego i na pewno nie jest to szkodliwe. Ja mam jednak taką zasadę, że od środy nie spożywam alkoholu. Poza tym, kto zadowoliłby się jednym kieliszkiem wina? Kiedy chcę się napić, to zamawiam dziesięć kieliszków.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×