David Robinson - Admirał pełną gębą cz. VI

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Co ciekawe, zdobywanie kolejnych "oczek" w starciu z ekipą z "Miasta Aniołów" wcale nie przychodziło Davidowi z łatwością. Gdy zawodnicy Clippers zorientowali się, o co idzie gra, zaczęli uprzykrzać Robinsonowi życie na wszelkie możliwe sposoby. - Krzyczeli: "nie uda ci się, za żadne skarby ci się nie uda!" - wspomina legendarny środkowy. - Miałem mnóstwo pracy, bo Clippers naprawdę nie chcieli, żebym został najlepszym strzelcem w lidze. Podwajali mnie i co chwilę otrzymywałem ciosy. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się zdobyć ponad 70 punktów, bo nieczęsto jest ku temu okazja. Nie gram dla fanów czy pieniędzy, a dla Boga. Za każdym razem, gdy wychodzę na parkiet, pragnę go uszczęśliwić.

"Admirał" starał się być liderem drużyny nie tylko na parkiecie, ale również poza nim. Trener John Lucas, mający w przeszłości problemy z alkoholem, uczęszczał na spotkania AA. Gdy Suprs przebywali w Minnesocie, czekając na starcie z miejscowymi Timberwolves, coach w wolnym czasie udał się na sesję. W pewnym momencie do sali wparował bardzo wysoki mężczyzna i wszyscy oniemieli z wrażenia. - David nawet nigdy nie pił alkoholu - opowiada Lucas. - Ma jednak otwarty umysł i lubi wspierać wszystkich wokół. Właśnie dlatego pojawił się wtedy na tym spotkaniu AA. Chciał jak najwięcej dowiedzieć się o tej terapii i okazać mi swoje wsparcie. To właśnie czyniło go wielkim liderem. Chociaż z drugiej strony na takich spotkaniach człowiek chce pozostać anonimowym, a gdy przychodzi do ciebie koleś o wzroście ponad 213 centymetrów, to nie ma na to najmniejszych szans.

- David Robinson to obecnie najlepszy koszykarza na świecie - oceniał swojego podopiecznego John Lucas. - Nie ma drugiego takiego jak on. - To jest zupełnie inny "Admirał" niż w przeszłości - przytakiwał George Karl, wówczas coach Seattle SuperSonics. - Stał się zdecydowanie bardziej niebezpiecznym zawodnikiem. Zawsze powtarzałem, że gdy nabierze charakteru zwycięzcy, to wszyscy wokół będą się go obawiać. John Lucas w rozgrywkach 1994/95 nie był już głównym trenerem Spurs. Jego miejsce zajął Bob Hill, a do drużyny powrócili Sean Eliott oraz Avery Johnson, co miało wreszcie zapewnić Spurs coś więcej niż tylko pierwszą rundę play-offs.

Choć David Robinson w "Dream Teamie" miał okazję występować u boku takich sław jak Michael Jordan, Larry Bird czy Magic Johson, to jak sam twierdzi, najwięcej nauczył się od... Dennisa Rodmana. - On wnosi do zespołu coś, czego nie da się nie odczuć - mówi "Admirał". - To taki specjalny rodzaj ognia. Ja byłem zbytnim dżentelmenem, a on zachowywał się zbyt dziko, ale to właśnie dzięki niemu zacząłem ponownie odczuwać radość z gry. - David Robinson zawsze był spoko kolesiem - dodaje Isiah Thomas, kolega Rodmana z czasów jego występów w Detroit Pistons. - Jego drużyna także zawsze była w porządku. Nikt jednak nie chce oglądać bandy super facetów, a zespół, który wygrywa mistrzostwo. Jeśli Dennis utrzyma sportową złość Davida na odpowiednim poziomie, to Spurs mogą zacząć rządzić na Zachodzie.

Gra w NBA wiąże się z ogromnymi pieniędzmi wpływającymi na konto nie tylko za występy na parkiecie, ale również z kontraktów reklamowych. David Robinson jako sportowiec godny naśladowania był łakomym kąskiem dla przedstawicieli niemal wszystkich branż, a najsłynniejsze spoty z jego udziałem to te promujące produkty Nike, płatki śniadaniowe Kellogg’s oraz zegarki Casio. Mnóstwo "zielonych" na koncie i reputacja gwiazdy basketu to również pokusy czyhające na każdym kroku. - Ta liga zmienia każdego bez wyjątku - mówi Sean Eliott, kolega Davida z teamu Ostróg. - Nieważne kim jesteś, bo jak tu przychodzisz, to i tak w jakiś sposób się zmienisz. Zazwyczaj nie jest to zmiana na dobre, a Robinson nie stanowi tu żadnego wyjątku. Sam zainteresowany nigdy nie zaprzeczał, że na początku swojej przygody z ligą zawodową trochę się zagubił, jednak na każdym kroku podkreśla również, że od kiedy zbliżył się do Boga, to o wiele łatwiej stawiać mu czoła wszelkim pokusom. - Chłopaki chodzą do klubów ze striptizem - mówi. - Twierdzą, że to nic złego, że nic się nie dzieje. Ale kiedy ja znajduję się w takim miejscu, nie czuję się komfortowo. Nie lubię zostawiać uchylonych drzwi, bo coś może się wydarzyć. Dlatego właśnie nie chodzę do takich klubów.

Słuchając wypowiedzi Davida Robinsona o Biblii i wierze, można mieć mieszane uczucia. Zastanawiający jest również fakt, że "Admirał" zmienił swoje życie dzięki Gregowi Ballowi z kontrowersyjnej organizacji Champions for Christ. Wsłuchując się jednak w większość przemyśleń legendarnego centra San Antonio Spurs, nie da się zaprzeczyć, że jest on bardzo inteligentnym oraz rozsądnym człowiekiem. - Gdy poznałem Robinsona, był supergwiazdą, ale nie był szczęśliwym człowiekiem - opowiada Ball. - Tak jak wszyscy kolesie w NBA uważał się za pana swojego życia. Powiedziałem mu, że te wszystkie mercedesy i ferrari są nic nie warte, jeśli nie ma się żadnych refleksji nad swoim życiem. Wówczas jest się pustym niczym butelka coca-coli, leżąca na tylnym siedzeniu sportowego auta.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Choć w kampanii 1994/95 "Admirał" nie został najlepszym strzelcem, zbierającym czy blokującym, to sezon ten okazał się najlepszym w jego dotychczasowej karierze. Center Ostróg nie tylko znalazł się w pierwszej piątce obrońców i pierwszej piątce NBA, ale otrzymał również najbardziej prestiżową nagrodę indywidualną - statuetkę MVP sezonu zasadniczego. Podopieczni Boba Hilla wypracowali bilans 60-22, dający pierwsze miejsce w całej lidze. Spurs wreszcie zaczęli również egzystować jako drużyna w pełnym tego słowa znaczeniu, docierając w play-off's do finału Zachodu, w którym receptę na nich znaleźli dopiero obrońcy mistrzowskiego tytułu - Houston Rockets z Hakeemem Olajuwonem na czele. Porażka ta bardzo zabolała Davida, bo przegrał nie tylko jego team, ale on w bezpośrednim pojedynku ze środkowym Rakiet również okazał się słabszy. - To było jak upadek z klifu - przywołuje tamte chwile. - Jesteś tak wysoko, by po chwili znaleźć się na ziemi. Wydaje mi się, że to dla sportowca najgorsze uczucie. Trzeba naprawdę kochać tę grę, żeby najpierw zdać sobie sprawę, że od tytułu dzieliło cię zaledwie sześć wygranych spotkań, a potem zacząć wszystko od nowa.

Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Gregg Lewis and Deborah Shaw Lewis - The Admiral: The David Robinson Story, Chicago Tribune, New York Times, Sports Illustrated, People, Mens Fitness, espn.go.com. jazzfanatical.wordpress.com.

Poprzednie części:
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. I
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. III
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. IV
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. V

PS. Zachęcam do czytania i komentowania mojego najnowszego tekstu, w którym opowiadam historię Jamesa Hardena.

Gwiazdy od kuchni: James Harden

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×