James Hunt - playboy za kierownicą cz. VI

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
- Alexander był bardzo podekscytowany moim trzecim miejscem w Race of Champions - opowiada "Hunt the Shunt", na którego właściciel zespołu zwykł mawiać "Superstar". - Jego rozumowanie było takie, że cieniujemy Formule 2, a za niewiele większe pieniądze możemy też cieniować, ale w F1. Zadanie stojące przed Jamesem i jego załogą wydawało się karkołomne. Czołowe ekipy królowej sportów motorowych mogły liczyć na finansowe wsparcie największych korporacji, a funkcjonowanie teamu Hunta opłacane było głównie z pieniędzy pasjonata. Warto jednak dodać, że majątek lorda Alexandra prezentował się imponująco. Brytyjski team po raz pierwszy stanął do mistrzowskiej rywalizacji Formuły 1 podczas czerwcowej Grand Prix Monako na torze Monte Carlo, a jego siedzibę stanowił ogromny jacht Southern Breeze, jeden z największych w porcie. W transporcie powietrznym Hesketh używał własnego helikoptera, a w garażu posiadał takie perełki jak Rolls Royce Corniche czy Porsche Carrera. Przechodząc do F1, James Hunt otrzymał natomiast we władanie nowy bolid - March 731, który został nabyty oczywiście od Maksa Mosleya. Nad sprawami technicznymi pieczę sprawował natomiast inżynier Harvey Postlethwaite, pracujący wcześniej w fabrycznym zespole Marcha. - Upili mnie - tłumaczył żartobliwie parafowanie kontraktu z wciąż niepozorną "stajnią".

James Hunt przybywając do Monako należał do najbardziej charakterystycznych kierowców w stawce. - Wyglądał jak model, aktor lub po prostu bogaty playboy - wspomina Pete Lyons, dziennikarz magazynu "Autosport". - Pasował do otaczającego krajobrazu. Jego aparycja sprawiała, że raz go zobaczyłeś, a potem miałeś w pamięci przez długi czas. Gdy jednak zawarczą silniki bolidów, wygląd poszczególnych zawodników schodzi na dalszy plan, gdyż linię mety jako pierwszy mija najlepszy w danym dniu, a nie najprzystojniejszy. "Hunt the Shunt" w kwalifikacjach na torze Monte Carlo był dopiero osiemnasty i musiał się naprawdę sporo napocić, żeby ukończyć zawody na dobrym miejscu.

Kiedy James stawał na starcie z kierowcami takimi jak Jackie Stewart, Emerson Fittipaldi czy Graham Hill, czuł się zupełnie inaczej niż podczas wyścigów F2. - Byłem nerwowy, bardzo nerwowy - opowiada. - Denerwowałem się przed każdą gonitwą, a szczególnie jeśli była to dla mnie ważna gonitwa. Tamten wyścig był bardzo istotny, a tor w Monako jest trudnym miejscem na początek kariery w Formule 1. Jest tam bardzo wąsko, trzeba cały czas zmieniać biegi i nie ma miejsca nawet na najmniejszy błąd. Pięćset koni mechanicznych to bardzo dużo jak na tak niepozorny pojazd. Zanim wsiadłem do kokpitu, wymiotowałem kilka razy i wyglądałem jak wrak człowieka. Młody kierowca cierpiał również na silne bóle głowy, które tłumaczył sobie wrażliwością na pogodę. Meteopatia uaktywniła się u niego po kilku wypadkach, w wyniku których ucierpiały mięśnie szyi, powodując kłopoty z krążeniem krwi.

Gdy zawarczały rozgrzane do czerwoności 500-konne silniki dwudziestu pięciu bolidów, James natychmiast zapomniał o wszelkich dolegliwościach i myślał tylko o tym, żeby minąć linię mety na jak najwyższej pozycji, a najlepiej jako pierwszy. Marzenia jednak rzadko kiedy spełniają się w debiutach, a zawody na torze Monte Carlo były przecież dla Hunta debiutem w mistrzostwach świata F1. Gonitwy Race of Champions nie zaliczano bowiem do klasyfikacji czempionatu. Do pokonania było siedemdziesiąt osiem okrążeń, a panujące lato sprawiło, że pot lał się z Jamesa strumieniami. Jako pierwszy flagę z szachownicą minął Jackie Stewart, drugie miejsce zajął Emerson Fittipaldi, a na trzeciej lokacie uplasował się Ronnie Peterson. "Hunt the Shunt" był dziewiąty, choć do mety nie dotarł. Na siedemdziesiątym trzecim "kółku" w jego aucie eksplodował silnik, co uniemożliwiło dalszą jazdę. - W pierwszej części wyścigu radziłem sobie bardzo dobrze, ale potem dało mi się to we znaki - komentował na gorąco kierowca Hesketh Racing. - Nie byłem w stanie utrzymać takiego tempa, bo to była najprostsza droga do odpadnięcia z rywalizacji. Upał oraz wysiłek fizyczny doprowadził mnie do stanu skrajnego wyczerpania.

Wykończony James miał jednak zdolność do niezwykle szybkiej regeneracji, gdyż po zawodach uczestniczył w imprezie, która trwała aż do świtu. Mógł się bawić, bo w swoim debiutanckim występie w MŚ F1 mimo wszystko pokazał się z dobrej strony. Niecały miesiąc później stanął natomiast na starcie Grand Prix Francji, rozgrywanej na torze Paula Ricarda w pobliżu Marsylii i wywalczył pierwszy punkt w swojej karierze w najwyższej serii wyścigowej globu. Dokonując tego w swoim zaledwie drugim występie sprawił, że rywale wreszcie zaczęli traktować go naprawdę poważnie. Stało się też jasne, że jego pseudonim "Hunt the Shunt" może wkrótce ustąpić miejsca "Superstar", wymyślonemu przez Aleksandra Hesketha.

- Nie uważam siebie za kogoś obdarzonego jakimś ponadprzeciętnym talentem - mówił o sobie James. - Wydaje mi się, że stoję w drugim szeregu, za ludźmi pokroju Ronniego Petersona. Brytyjczyk miał jednak świadomość tego, że nie każdy wyścig wygląda tak samo, i że wiele aspektów ma wpływ na końcowy rezultat. Z tego powodu rozpoczął treningi z drużyną piłkarską Chelsea Londyn, chcąc w ten sposób poprawić swoją kondycję fizyczną. Podbijając piłkę głową wzmocnił na przykład mięśnie szyi, które do tej pory bardzo często dawały mu się we znaki. Zaczął też biegać. - Zawsze mam przy sobie strój do biegania - zwierzał się.

Reprezentant Zjednoczonego Królestwa z gonitwy na gonitwę radził sobie coraz lepiej. W połowie lipca w zawodach na rodzimym torze Silverstone zajął czwarte miejsce, a dwa tygodnie później w holenderskim Zandvoort uplasował się po raz pierwszy na podium, a konkretnie na jego najniższym stopniu. Hunt miał co celebrować, tyle że niestety okoliczności ku temu raczej nie były sprzyjające. W wyniku obrażeń odniesionych w wypadku podczas tamtego wyścigu zginął bowiem Roger Williamson, którego James znał jeszcze z czasów jazdy w Formule 3. - Myślę, że on dopiero wtedy po raz pierwszy zrozumiał, jak poważne konsekwencje może nieść ze sobą wykonywany przez niego zawód - mówi John Richardson, kolega Jamesa. - Kiedy oglądaliśmy tamtą kraksę, wydawał się naprawdę przerażony. Patrzenie na faceta, który spłonął, to okrutnie przeżycie, a on jak na ironię odjechał wtedy kapitalne zawody.

Wschodzący gwiazdor Hesketh Racing potrzebował trochę czasu na dojście do siebie po tragicznej śmierci kolegi. W tym celu głównie spotykał się z przyjaciółmi i imprezował. Do rywalizacji w Grand Prix Formuły 1 powrócił w drugiej połowie sierpnia, ale zawody w Austrii zakończył już na samym początku z powodu awarii silnika. Trzy tygodnie później w Monzy nie stanął natomiast nawet na starcie po tym jak rozbił samochód już w kwalifikacjach. Następnie pokłócił się z Anthonym Horsleyem, który nie chciał słyszeć o sprowadzeniu do Włoch rezerwowej konstrukcji. Na szczęście mężczyźni byli dobrymi przyjaciółmi i nadawali na podobnych falach, więc topór wojenny został szybko zakopany, a team rozpoczął przygotowania do dwóch ostatnich wyścigów sezonu, mających miejsce w Ameryce Północnej. Tam "Hunt the Shunt" poradził już sobie znakomicie, zajmując siódmą lokatę w Kanadzie oraz... drugą w USA!
W sezonie 1973 James Hunt wystartował w zaledwie ośmiu z piętnastu odsłon mistrzostw świata Formuły 1, a pomimo tego uplasował się na ósmej pozycji w klasyfikacji generalnej. Dla porównania Niki Lauda nie opuścił żadnej gonitwy, a został sklasyfikowany na dopiero siedemnastym miejscu. Brytyjczyk za swoje osiągnięcia otrzymał Campbell Trophy, a Alexander Hesketh zapowiedział, że w kolejnej kampanii budżet jego teamu zostanie zwiększony do około dwustu tysięcy funtów. Hunt miał się z czego cieszyć, chociaż całą radość zburzył kolejny tragiczny wypadek, który zdarzył się podczas kwalifikacji do kończącej rywalizację Grand Prix Stanów Zjednoczonych. Walczący o pole-position i medal MŚ Francois Cevert pokonując nieostrożnie jeden z zakrętów zahaczył o krawężnik, wyleciał na zewnętrzną część toru i uderzył w ogrodzenie. Utalentowany Francuz poniósł śmierć na miejscu, a James znów musiał wychylić kilka piw zanim wrócił do normalności.

Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.

Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I
James Hunt - playboy za kierownicą cz. II
James Hunt - playboy za kierownicą cz. III
James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV
James Hunt - playboy za kierownicą cz. V

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×