James Hunt - playboy za kierownicą cz. V
Po kilku niekoniecznie udanych wyścigach team STP March pod koniec kwietnia nie wziął udziału w gonitwie na holenderskim torze Zandvoort, tłumacząc się chęcią poprawienia konstrukcji pojazdu. Tymczasem do Hunta docierało w związku z tym mnóstwo pogłosek, a jedna z nich mówiła, iż w jego teamie brakuje funduszy i włodarze zastanawiają się nad zatrudnieniem Jochena Massa - protegowanego Forda. Niemiec miał oczywiście zająć miejsce Jamesa, gdyż McInerney sam opłacał swój udział w rywalizacji. Gdy w połowie maja tuż przed Grand Prix Monako na torze Monte Carlo bolid Hunta nadal nie był gotowy do jazdy, Brytyjczyk wpadł w szał. Po krótkim namyśle pobiegł po radę do Chrisa Marshalla - swojego byłego szefa. Ten zaoferował mu auto, w którym startował jeden z jego kierowców, odbywający wówczas karę zawieszenia. Gdy o sprawie dowiedział się dyrektor aktualnego teamu Jamesa, Max Mosley, zakomunikował swojemu podopiecznemu, że albo zasiądzie za kierownicą samochodu STP March, albo opuści zespół. Hunt jednak nie dał się zastraszyć i kiedy bolid z jego "stajni" nie był gotowy do wyścigu, skorzystał z propozycji Marshalla. Czy było warto? Cóż, Brytyjczyk już na pierwszym okrążeniu skasował auto w wypadku, a kilka dni później jego miejsce w zespole prowadzonym przez Maksa Mosleya zajął Jochen Mass.
James uważał, że problemy z bolidem podczas Grand Prix Monako były sabotażem ze strony szefa jego teamu, podczas gdy boss przyznał, iż zespół zawalił sprawę z przygotowaniem pojazdu, ale nie mógł też tolerować niesubordynacji swojego kierowcy. Tymczasem "Hunt the Shunt" nie chciał wypaść z obiegu, więc szybko związał się z ekipą Hesketh Racing, której założycielem był Alexander Hesketh. Gdy w belgijskim Chimay młody zawodnik wystąpił gościnnie w barwach zespołu prowadzonego przez Chrisa Marshalla, jego talent zauważył Anthony Horsley, będący wówczas jedynym kierowcą teamu. - Potrzebowaliśmy siebie nawzajem i to było takie małżeństwo z rozsądku -wspomina mężczyzna. - Żaden inny kierowca w tamtym czasie nie pukał do naszych drzwi, a w środowisku Formuły 3 byliśmy obiektem drwin.
W połowie lipca na Brands Hatch miał miejsce wyścig, w którym "Hunt the Shunt" po raz kolejny otarł się o śmierć. Prowadzony przez reprezentanta Zjednoczonego Królestwa Dastle Mk9s wylądował do góry nogami na ogrodzeniu po tym jak jadące przed nim auto straciło przyczepność, w wyniku czego doszło do kolizji. Obserwujący gonitwę Chris Marshall tak się przejął, że natychmiast pobiegł na miejsce zdarzenia. Bał się najgorszego, ale to co zastał, zupełnie go zaskoczyło. - James siedział w fotelu kierowcy i klnąc jak szewc próbował uruchomić pojazd - wspomina. - Bezskutecznie. Był tak napompowany adrenaliną, że nie wiedział nawet, jaki jest dzień. Dłuższą chwilę zajęło mu zorientowanie się, dlaczego jego samochód nie chciał odpalić. W końcu jednak spojrzał przez ramię i zobaczył, że silnik znajduje się... po drugiej stronie toru.
Hunt nie odniósł w kraksie na Brands Hatch żadnych poważnych obrażeń, ale tamten weekend był dla niego naprawdę pechowy. W towarzystwie Chantal i Brendana McInerneya postanowił obejrzeć jeszcze początek Grand Prix Wielkiej Brytanii, po czym w celu uniknięcia korków cała trójka ruszyła pożyczonym Mini Cooperem do Surrey, by oglądanie gonitwy dokończyć na ekranie telewizora w domu państwa Huntów. Towarzystwo nie dotarło jednak na miejsce, gdyż malutki samochód zderzył się czołowo na zakręcie z jadącym pod prąd Volvo. Najbardziej ucierpiała dziewczyna, która doznała złamania czterech żeber. Dość mocno poobijany i pokaleczony Hunt zanim został zabrany do szpitala, sam udzielił sobie pierwszej pomocy... wypijając piwo w pobliskim barze. Hospitalizacja kierowcy miała trwać tydzień, ale skończyła się bardzo szybko, gdyż koledzy z toru dbali o to, żeby Jamesowi nie brakowało złocistego trunku oraz towarzystwa pięknych kobiet, co w takim miejscu jak szpital nie mogło być tolerowane.
Po tragedii na Brands Hatch stało się jasne, że kariera Brytyjczyka w Formule 3 jest skończona. Utalentowany blondyn ponownie pobiegł więc po radę do Chrisa Marshalla. Stanęło na tym, że trzeba spróbować swoich sił w wyższej serii. By wystartować w F2, potrzebnych było jednak kilka rzeczy: samochód, silnik, cztery opony oraz wystarczająca ilość gotówki, żeby za to wszystko zapłacić. Mężczyźni w końcu zdecydowali się wysłać list do Maksa Mosleya, w którym zagrozili mu założeniem sprawy sądowej o niesłuszne zwolnienie Jamesa z zespołu STP March. Jednocześnie zaznaczyli też, że są gotowi z tego zrezygnować, jeśli zostanie im udostępniona konstrukcja stosowana w wyścigach Formuły 2. Mosley początkowo wyśmiał propozycję Hunta, ale ostatecznie zgodził się oddać w użytkowanie starego Marcha 712, w którym zainstalowano silnik o pojemności 1850cc, nabyty przez Aleksandra Hesketha w zamian za wynagrodzenie, które James miał otrzymać jako kierowca jego "stajni" w F3.Koniec części piątej. Kolejna już w najbliższy wtorek.
Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.
Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I
James Hunt - playboy za kierownicą cz. II
James Hunt - playboy za kierownicą cz. III
James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV