Grzegorz Drozd: Wszyscy patrzą na nasz boks, czy przyjechał Marvyn Cox

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Ogromnie szanowany był w Niemczech. Odniósł tam wiele zwycięstw (m.in. indywidualny mistrz Niemiec 1993-95) na wszelkiej odmianie wyścigów żużlowych. Klasyk, trawa czy długi tor. Dla wyszkolonego zawodnika nie miało to znaczenia. U progu sezonu 1993 zszokował wszystkich. Otóż głębokie koneksje w niemieckim środowisku żużlowym zaowocowały startami w mistrzostwach świata pod federacją naszych zachodnich sąsiadów. Choć nigdy nie przyznał się, cały światek żużlowy wiedział, że chodzi o łatwiejsze eliminacje w strefie kontynentalnej do finału IMŚ. Rok później w jego ślady poszedł inny Brytyjczyk - Simon Wigg. Kibice mają w pamięci występy niemieckiego Anglika w eliminacjach do mistrzostw świata bez plastronu na piersi. Zagrały uczucia i emocje. W półfinale światowym w Vetlandzie został zmuszony przez światowe władze do założenia plastronu z niemiecka flagą, na której nakleił literki GB oznaczające skrót Wielkiej Brytanii. W Vetlandzie nie powiodło mu się i odpadł. Wreszcie udaje się w kolejnym podejściu. Mając trzydzieści lat po raz drugi wychodzi do prezentacji najważniejszego wieczoru sezonu.
Marvyn Cox na pożegnaniu Edwarda Jancarza w 1986 roku (fot. Wiesław Ruhnke) Marvyn Cox na pożegnaniu Edwarda Jancarza w 1986 roku (fot. Wiesław Ruhnke)
Medal na wyciągnięcie ręki

Jego drugi finał miał miejsce w Vojens. Ostatni jednodniowy event. Spora grupa fanów z Gdańska dopinguje Anglika. W dniu treningu leje jak z cebra, nazajutrz podobnie. Przed zawodami przechodzi. Tor przypomina nasiąkniętą gąbkę. Wiadomo, że będzie decydował spryt i rutyna. Warunki torowe są jego atutem. Tor jest krótki - 300 metrów - ostre wejścia w łuki. Mekka duńskiego speedwaya wybudowana w połowie lat siedemdziesiątych przez samego Ole Olsena.

Od początku zawodów trup ściele się gęsto. Nie inaczej jest w biegu czwartym, w którym startuje. Upada Staechman. W powtórce na dystansie dokonuje rzeczy wydawałoby się niemożliwej w tej fazie zawodów. Po zewnętrznej na prostej, tuż przy bandzie objeżdża uśpionego atakami przy kredzie Boyce'a. Teraz już wiemy, że gdyby Australijczyk dojechał pierwszy, zostałby mistrzem świata! Wymarzony początek. Ponownie staje pod taśmą w biegu szóstym. Rywale mocni. Gustafsson, Rickardsson i Larsen. Henka daleko w przodzie, Rickardsson się nie liczy. Wściekła walka o drugie miejsce na żużlowym lodowisku pomiędzy Anglikiem i młodym Jankesem. W kolejnym ataku przesadza zbyt dynamicznym wejściem w łuk. Musi przymknąć gaz, traci przyczepność, obraca go i upada. Znów bieg przerwany. Tym razem winnym jest on sam. I ponownie jak się okazuje rozdaje karty w wyłonieniu mistrza świata! W powtórce Rickardsson zdobywa dwa punkty, które pozwolą mu stoczyć zwycięski baraż o tytuł mistrza świata! Trzeci start i tradycji staje się zadość. Upada jeden z faworytów imprezy - Gollob. Długa przerwa w zawodach. Z poszkodowanym nie jest najlepiej.

W powtórce Marvyn inkasuje trzy punkty. Po czterech startach ma osiem punktów i dwa zwycięstwa. Ogromnie szkoda biegu, w którym został wykluczony. Przy spłaszczonej klasyfikacji punktowej z dziewięcioma punktami byłby faworytem do mistrzostwa! Jest osiem, i staje przed szansą biegu barażowego o medal brązowy. Wyścig dwudziesty, musi "tylko" pokonać nerwowo jeżdżącego Nielsena. Znają się doskonale. Obok nich jedzie Ermolenko. I on zaskakuje najlepszym wyjściem spod taśmy, bowiem Amerykanin w zawodach prezentuje się słabiutko. Za nim udaje się w pogoń Hans i wychodzi na pierwsze miejsce. Anglik dowozi jeden punkt. W sumie dziewięć i szósta lokata. Medal był na wyciągnięcie ręki, ale to był dla niego dobry rok. Zadebiutował w lidze szwedzkiej. Wraz z Tonym Rickardssonem tworzył duet liderów w Valsarnie Hagfors. Dzięki ich fantastycznej postawie zespół kończy rozgrywki na 2. miejscu. W ekipie Valsarny jeździł przez następne dwa lata. W sezonie 1997 ze składu wyrzuca go Tomasz Gollob. Mistrzostwo Elitserien zdobywa dopiero w 2005 roku, ale w roli głównego mechanika zespołu. Tym razem ramię w ramię z Tomaszem Gollobem i resztą ekipy Vastervik.

8 godzin nie dla Coxa

W 1995 roku żużel wchodzi w nową erę. Cykl Grand Prix sześciu turniejów ma wyłonić najlepszego w sześciu turniejach. Dla rutyniarza Coxa to dobre rozwiązanie, liczy się bowiem forma w przeciągu całego sezonu. Jednak ta nie jest dobra od początku startów. Kontuzja w przerwie zimowej spowodowała braki w przygotowaniu fizycznym i zupełny rozbrat z motocyklem. Nie liczy się w stawce najlepszych, w następnych latach zajmuje odległe lokaty. Kończy karierę. Pomaga młodszym w zdobywaniu żużlowych szlifów, służy ogromnym doświadczeniem w czasie zwodów, prowadzi usługi tunerskie. Ciągle jest blisko speeedwaya, któremu poświecił całe swoje życie. Można go spotkać na imprezach mniejszej i większej rangi na torach całej Europy.
Marvyn Cox na prezentacji przed GP we Wrocławiu w 1996 roku (fot. Wiesław Ruhnke) Marvyn Cox na prezentacji przed GP we Wrocławiu w 1996 roku (fot. Wiesław Ruhnke)
- Dlaczego zostałem żużlowcem? Ponieważ bardzo to lubię. Kocham podróże, a ciągle starty pozwalają mi zwiedzić praktycznie cały świat. Speedway odpowiadał mi jako rodzaj pracy i źródło utrzymania. Pracowałem kiedyś w wieku 16 lat "normalnie". Wstawać o 6-7 rano, iść do pracy na 8 godzin - to nie dla mnie. Gdybym nie był żużlowcem musiałbym wykonywać coś twórczego. Może zostałbym malarzem lub dekoratorem wnętrz? - zastanawia się Cocker. "Wszyscy patrzą na nasz boks, czy przyjechał Marnym Cox" lubili recytować kibice Wybrzeża celebrując strach rywali przed swoim asem. Tak było i w kwietniu 1992 roku w Rzeszowie. W Lany Poniedziałek w ramach trzeciej kolejki polskiej ekstraklasy Wybrzeże udało się w daleką podróż do stolicy Podkarpacia. Na stadionie przy Hetmańskiej osiem tysięcy ludzi truchleje z przenikliwego zimna. Na niebie kłębią się ciemnogranatowe groźne chmury. Tymczasem zawodnicy wychodzą do prezentacji. W oczach żużlowców widać strach. Tor jest trudny. Karawanę aktorów widowiska z numerem jeden prowadzi żużlowiec inny niż pozostali. Uśmiechnięty, skupiony, spokojnie pozdrawia publiczność. Ubrany w kolorową kurtkę sponsora. Krótkim kopnięciem sprawdza nawierzchnię. Start, krawężnik i zewnętrzna. Po kilku minutach wyjeżdża do inauguracyjnego biegu. Próbny start, czy jego GM, któremu zawsze był wierny, jest odpowiednio zgrany z nawierzchnią toru. Następnie zajmuje pole startowe i taśma w górę…

Zawody ostatecznie zostają przerwane po ośmiu biegach. Kwietniowa śnieżyca nie dała za wygraną. Bilans zawodnika z numerem jeden: trzy starty i trzy zwycięstwa. Zwycięstwa z ponad stumetrową przewagą nad resztą. Tylko on zamiast walki z motocyklem serwuje publiczności płynny, szybki i stylowy speedway. Dla niego to kolejny start w trwającym, mimo początku kwietnia, od kilku tygodni sezonie. Profesjonalista, consistent rider - jak powiedzą Anglicy, Cocker, po prostu Marvyn Cox.

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×