Tai Woffinden - fascynująca droga na szczyt. Trzecia część - rozmowa z mistrzem

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek
Przejechać podwójną sekcję powolutku, aby nie kusić losu?

- Tak. Po prostu wytłumaczyć sobie, aby nie skakać. Ułożyć sobie w głowie, że koła nie odrywają się choćby na moment od toru. Naprawdę warto korzystać umiejętnie z możliwości zabawy na motocrossie, stąpać po ziemi, używać mózgu. Jestem pełen podziwu dla gości, który szaleją na motocrossie mając w perspektywie prestiżowe zawody na żużlu. Nawijają i grzeją na pełen gaz. Jestem przekonany, że Tomasz Gollob jeździ bardzo rozsądnie na torze do motocrossu, nie popełnia głupstw, choć pewnie rozpiera go energia. Z pewnością Tomasz nie świruje i nie frunie wysoko na potrójnej sekcji.

Tomasz czyni to z wyczuciem, kieruje się rozsądkiem, bo wie ile straciłby sportowo, gdyby odniósł kontuzję na crossie.

- Podejrzewam, że słucha mądrych podszeptów. Wszystko jest dla ludzi, nie ma nic piękniejszego niż odkrywanie nowych obszarów. Można bawić się na rowerze bmx, można śmigać na crossie, można miło spędzić czas w skate parku, bo to wspaniały relaks, ale warto myśleć i przewidywać następny ruch.

"Woffy", łączy cię prawdziwa przyjaźń z Jeremy "Twitchem" Stenbergiem. Co tak naprawdę, oprócz jego nieszablonowych tatuaży, fascynuje cię w tym pozytywnie zwariowanym kolesiu?

- Najbardziej imponuje mi to, że "Twitch" zaczynał wszystko od zera. Był zwyczajnym kolesiem, który jeździł po wzgórzach, po hopach, po wertepach, nie kaprysił, nie marudził i nie narzekał. Zarabiał na chleb podejmując pracę w ciągu dnia, a wieczorem, a czasem w nocy oddawał się swej motocyklowej pasji. Chorował, cierpiał, ale spoglądał w stronę słońca i wierzył, że spełnią się marzenia. Złamał każdą kość jaką posiada, a mimo to zachował pogodę ducha. Brał każdą nadarzającą się okazję, aby śmigać na motocrossie, udoskonalał triki, wymyślał nowe numery. Przetrwał czas kiedy z trudem mógł złożyć jeden motocykl, ale on nawet przez chwilę nie załamywał się. Dziś świetnie sprzedają się koszulki z jego podobizną, zawarł kontrakty z dużymi firmami działającymi na rynku motoryzacyjnym. Podpisał świetne kontrakty z firmami odzieżowymi, ma znakomicie prosperującą szkółkę, ma swój zawodowy team. Jest maksymalistą, gościem, który nie spocznie póki nie dopnie swego. Reklamuje buty do motocrossu, bluzy, kaski. Rozwinął się sportowo, a ponadto do perfekcji zagospodarował się biznesowo. Takie historie nakręcają mnie pozytywnie do życia. Jeremy miał niewiele, nikt nie dawał mu najmniejszych szans, a on udowodnił niedowiarkom, że jest gościem przez duże G. Spoglądając na "Twitcha" dostrzegam w nim cząstkę siebie. Zrezygnowałem z życia w Australii, moi rodzice zaryzykowali, wróciliśmy do Anglii, a dziś jestem mistrzem świata. Historia jak z bajki. Uwielbiam "Twitcha" za to, że nie poddał się, że zapomniał o zespole Tourette’a, za to, że nigdy nie przestał wierzyć. A poza tym, jego jazda na crossie jest baśnią. Gość jest zarąbisty technicznie, to stylista jakich mało. Pięknie płynie na motocyklu. Można się wzruszyć zagłębiając się w życiorys "Twitcha".

Tak i jego finezyjny występ podczas Red Bull X-Fighters w Rio de Janeiro w 2008 roku… Tai, jesteś zodiakalnym Lwem. Czy nie odnosisz wrażenia, że Lwy to osobliwi ludzie? Szalenie ambitni, mający zwariowane pomysły, wiedzą czego chcą od życia, ale często zanim wdrapią się na wierzchołek, muszą sięgnąć dna?

- Pewnie, że Lwy lubią mieć swoją filozofię sukcesu, ale Amerykanom jest łatwiej. Jeśli urodziłeś się w Stanach i zrobiłeś znakomity wynik w motocrossie, otwierają się przed tobą niezwykłe możliwości. Choćbym nie wiem jak się starał, choćbym stawał na głowie, to nie wypromuję swojego szyldu odzieżowego i nie podpiszę lukratywnego kontraktu z firmą, która szyje kapitalne ciuchy. To nierealne. "Twitch" czy inne sławy motocrossu czerpią ogromne zyski podpisując kontrakt ze znaną marką produkującą odzież dla maniaków szeroko pojętej motoryzacji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×