Tai Woffinden - fascynująca droga na szczyt. Trzecia część - rozmowa z mistrzem

Trzecia i ostatnia część fascynującej opowieści Tomasza Lorka o drodze na szczyt Taia Woffindena to wywiad z mistrzem świata sezonu 2013.

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

Tomasz Lorek: Tai, Wielka Brytania może poszczycić się wieloma znakomitościami. Tommy Price, pierwszy powojenny mistrz globu i pierwszy Europejczyk, który został mistrzem świata. Fenomenalny Walijczyk Freddie Williams. Czarodziej balansu Peter Craven. Koronę króla żużlowych torów zakładali też Peter Collins, Michael Lee, Gary Havelock i Mark Loram. Gdzie umieściłbyś siebie w tej galerii brytyjskich sław?

Tai Woffinden: To wspaniałe, że znalazłem się w tak doborowym gronie. Cenię osiągnięcia mistrzów z odległej przeszłości, ale wzorowałem się na młodszej generacji. Spoglądałem w stronę Rickardssona, Golloba, Pedersena, Hancocka. Mam za sobą niezwykły sezon. Wkroczyłem do GP jako zawodnik z dziką kartą. Nikt nie spodziewał się, że ktoś kto otrzymał zaproszenie do cyklu, sięgnie po tytuł indywidualnego mistrza świata. Nikt nie zakładał tak niesamowitego scenariusza. Mój złoty medal jest dowodem na to, że w speedwayu wszystko może się zdarzyć. Nie ma rzeczy niemożliwych.

Czy potrafisz wyobrazić sobie taką sytuację: budzisz się rano, przecierasz oczy i odkrywasz, że na planecie Ziemia nie istnieje speedway. Nie ma dyscypliny, którą darzysz zwariowanym uczuciem. Co zrobiłbyś w tej sytuacji?

- Wsiadłbym do samolotu lecącego do Australii i próbowałbym znaleźć pracę.

Masz wyuczony zawód? Czym zajmowałbyś się w Australii?

- Pewnie układałbym cegłówki najlepiej jak potrafię. Mam fach. Jestem murarzem. Nie ukończyłem wielkich szkół. Myślę, że miałbym szansę znaleźć pracę jako murarz.

Nie próbowałbyś rozłożyć basenu z gąbkami? Mógłbyś kręcić flipy jak Blake "Bilko" Williams albo pokusić się o frontlipa w stylu Jacksona Stronga.

- Wchodzimy w boską strefę (serdeczny uśmiech Taia)

Rozumiem, że czerpiesz przyjemność oglądając tsunami, cliffhangery i whipy, ale wystarczy ci rola widza.

- Uwielbiam jeździć na crossówce, ale nie potrafiłbym traktować motocrossu jako sportu, którym zajmuję się zawodowo. Motocross w wersji hobbystycznej - bardzo proszę, ale odpada opcja profesjonalnego ścigania się na crossie. Speedway wziąłby górę nad motocrossem. Kocham żużel, mam go we krwi.

Nie odczuwałeś ogromnej presji przyjmując dziką kartę od organizatorów Speedway Grand Prix? Nie miałeś w głowie przypadków Chrisa Harrisa, który wielokrotnie otrzymywał zaproszenie, a nie zawsze zachwycał dyspozycją? Wiesz jak to jest: jestem kolejnym Brytyjczykiem, który dostaje dziką kartę, więc jeśli nie spełnię pokładanych nadziei…

- Nie zamierzałem być kolejnym Brytyjczykiem, który będzie dozgonnie korzystał z zaproszeń do cyklu… Istnieje spora różnica pomiędzy zawodnikiem, który potrafi utrzymać się w pierwszej ósemce cyklu Grand Prix, a tym, który nie potrafi zbliżyć się do granicy utrzymania w elicie. Dzisiaj nie ma słabych zawodników w GP. Każdy jest w stanie wygrywać wyścigi, każdy ma takie umiejętności, że może wygrać pojedynczy turniej GP. Poziom jest wysoki. Trzeba wykonać solidny krok do przodu jeśli chce się przeskoczyć z zawodnika walczącego o byt do stałego, regularnie punktującego w GP. Uwierz mi, utrzymać się w pierwszej ósemce cyklu jest ogromnie trudnym zadaniem. A marzenia o podium – cóż, musisz wyprzedzać konkurentów o jeden solidny sus.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×