Paweł Zatorski: Na szczęście uszy nie bolały, jak w Teheranie
Libero reprezentacji Polski przekonuje, że awans do Final Six z tak trudnej grupy to sukces. Porównuje również polską publikę z irańską.
Marcin Olczyk
Biało-Czerwoni, pokonując w piątek reprezentację Stanów Zjednoczonych, zakwalifikowali się do najlepszej szóstki tegorocznej edycji Ligi Światowej. Przed startem rozgrywek w tak trudnym towarzystwie mało kto mógł być pewien awansu reprezentacji Polski, mimo że to przecież aktualny mistrz świata. Podopieczni Stephane'a Antigi potwierdzili jednak, że niezależnie od składu personalnego mają potencjał i aspiracje do pozostania na szczycie.
Paweł Zatorski miał w piątek ręce pełne roboty
Emocje w Krakowie jeszcze się jednak nie skończyły. W przypadku zwycięstwa w drugim spotkaniu weekendu Polska może przeskoczyć w tabeli ekipę Johna Sperawa. - Skoro już się tyle męczyliśmy, to czemu nie mielibyśmy zagrać w sobotę o wygraną? Bardzo chcielibyśmy zająć to pierwsze miejsce w grupie - podkreślił nasz rozmówca. - Jeszcze mamy do rozegrania jeden mecz. Dopiero potem będzie zastanawiać się, co dalej - dodał, pytany o oczekiwania względem turnieju finałowego.
Mecze w Krakowie to pierwsza od dawna okazja dla Biało-Czerwonych do gry przed własną publicznością. Trzy poprzednie weekendy reprezentanci Polski spędzili odpowiednio w: Stanach Zjednoczonych, Rosji i Iranie, gdzie nie zawsze w sprzyjających okolicznościach walczyli o kolejne cenne punkty Ligi Światowej. Najmocniej dały im się we znaki warunki, w jakich grali w miniony weekend.
- Na pewno dużo przyjemniej gra się tu, w Polsce, niż chociażby w Iranie ostatnio. Ten doping jest zupełnie inny. Uszy nas po tym meczu, co prawda, nie bolą, bo to, co działo się w Teheranie, było nieprawdopodobne i nie życzę tego nikomu, ale w piątek było naprawdę strasznie fajnie, za co bardzo dziękujemy naszym kibicom - zaznaczył Zatorski.