A mogło mnie już nie być - rozmowa z Łukaszem Kadziewiczem, środkowym Cuprum Mundo Lubin

Jeden z bardziej charakternych siatkarzy powrócił - po raz kolejny - z zagranicznych wojaży na polskie parkiety. Od najbliższego sezonu Łukasza Kadziewicza zobaczymy w Cuprum Mundo Lubin.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

Kinga Popiołek: Przed chwilą nagrałeś kolejny odcinek "Kadziu projekt" (rozmowa miała miejsce 19 września br.). Już bardziej czujesz się dziennikarzem, czy jeszcze siatkarzem?

Łukasz Kadziewicz: Nigdy nie byłem wielkim siatkarzem, nigdy też z pewnością nie będę takim dziennikarzem.

Skąd ta skromność? Niedawno widziałam i słyszałam, jak mówiłeś o sobie, że jesteś gwiazdą (śmiech).

- Nieee...(uśmiech) Pół życia spędziłem na wesoło i zamierzam cały czas do tego tak podchodzić. Nadal się bawię siatkówką, sprawia mi ona wielką frajdę, daje mi wielkiego kopa. A dziennikarstwo?

... w końcu ktoś obiektywny musi się tym zająć?

- To jedno. A drugie - może to głupie, ale ktoś, kto chce być lekarzem musi skończyć odpowiednią szkołę, ktoś, kto chce być dziennikarzem musi przez wiele lat uczyć się tego zawodu albo skończyć wyższą uczelnię, żeby to miało ręce i nogi. Kadziewicz - nie dziennikarz, jeszcze siatkarz. I cały czas do przodu, pozytywnie.

Zdzisław Ambroziak grając już nadawał korespondencje do redakcji Sportowca.

- Pan Zdzisław Ambroziak i grał, i był świetnym dziennikarzem. Pewnie nigdy nie dosięgnę takiego poziomu sportowego i dziennikarskiego.

A marzy ci się gdzieś, po cichu, taki pułap?

- Jest taka piosenka grupy Fenomen "Marzenia"... Ja marzę o czymś zupełnie innym. Tym się bawię i niech tak zostanie.

To co jest twoim marzeniem w przededniu "osiemnastych" urodzin?

- Osiemnaste! (śmiech) Trzydzieste trzecie - Chrystusowe, według tego, w co wierzymy, to wtedy Chrystus umarł... Ja się nie wybieram na tamtą stronę. Moje marzenia są głęboko we mnie, dla jednych bardzo małe, dla mnie bardzo duże. Moje życie jest połączone ze sportem, świetnie się tym bawię i życzę, żeby każdy miał możliwość bycia w tylu miejscach, zobaczenia tylu fajnych ludzi i przeżywania tego, co ja przeżywam.

33-letni Łukasz Kadziewicz - odrodzenie na polskich parkietach?

- Nigdy nie umarłem. Miałem lepsze czy gorsze momenty w życiu, jak każdy człowiek, czy to na boisku, czy poza nim. Tak jak mówię: żyję, a mogło mnie już nie być. Jest OK.
Przenosiny z najsilniejszej ligi na świecie do I ligi w Polsce to dosyć zaskakujący ruch z twojej strony.

- Nie, dlaczego? Nasza PlusLiga jest ładna, fajna, pięknie opakowana, ale nie zawsze można znaleźć sobie w niej miejsce. Znalazłem swoje miejsce w Lubinie, może uda nam się razem stworzyć coś fajnego i najpierw pograć na poziomie pierwszej ligi, a jak nam się to uda, to może znajdziemy dla siebie miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Trener Paweł Szabelski określa zespół nawet mianem dream-teamu jak na standardy I ligi. Ty już raz w takiej drużynie w Polsce, po powrocie z zagranicy, byłeś.

- Byłem i jak się skończyło, to wszyscy wiedzą. Nie, nie jesteśmy dream-teamem. Jesteśmy drużyną, która ma bardzo duże braki, jeszcze wiele pracy przed nami. Dużo wody jeszcze upłynie na Dolnym Śląsku w Odrze, zanim zaczniemy prezentować wysoki poziom. Na razie jesteśmy w lesie.

A ty, Paweł Siezieniewski, Peter Kasper macie być receptą na poprawę gry pierwszoligowca?

- Nie, nie. Jest wielu zawodników w Lubinie, którzy mają predyspozycje do grania w wielką siatkówkę. My tam przyszliśmy nie tyle pomóc, co wykonywać swój zawód, z czego będziemy rozliczani pod koniec kwietnia lub na początku maja.

Z Lubina nadeszła jedyna propozycja z polskiej ligi, czy jedyna godna rozważenia?

- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Był moment, w którym po prostu chciałem przestać grać w siatkówkę, ale postanowiłem jeszcze spróbować. Na razie cały czas mnie to cieszy.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×