Gdynianie bliżej czołówki - podsumowanie sezonu w wykonaniu Kar-Do Spójni Gdynia
W porównaniu do ubiegłego sezonu, Kar-Do Spójnia poczyniła postęp. Gdynianie zdobyli siedem punktów więcej i do piątej lokaty zabrakło im trzech punktów.
Przed sezonem
W ubiegłym sezonie Kar-Do Spójnia Gdynia zajęła 10. miejsce. Do tego z drużyny z Trójmiasta do Mebli Wójcik Elbląg odeszli Grzegorz Dorsz - zdobywca 153 bramek i Stanisław Gębala, który bramkarzy rywala pokonywał 114-krotnie. Ponadto odeszło siedmiu innych zawodników, którzy grali mniej.Gdynianie po dużych roszadach chcieli, by poszczególni zawodnicy rozwijali w barwach Kar-Do Spójni swoje umiejętności. - Celem jest posiadanie zespołu, który będzie równo grał i zdecydowanie poprawił miejsce z zeszłego sezonu. Podstawą jest walka na parkiecie i przyjemna dla oka kibiców walka na boisku - mówił przed startem ligi Marcin Markuszewski.
Runda pierwsza
Początek sezonu nie był zbyt udany dla podopiecznych Marcina Markuszewskiego. Przebudowana drużyna miała wahania formy. Gdynianie mogą być zadowoleni z wygranej z Meblami Wójcik Elbląg, czy z walki w Piotrkowie Trybunalskim, a z drugiej strony Kar-Do Spójnia przegrała u siebie z Warszawianką.Runda druga
Po przegranej w Elblągu, Kar-Do Spójnia pokonała Polski Cukier Pomezanię Malbork 27:26 i zaczęła liczyć się w walce o ligowe podium. Później jednak nastąpił kryzys i gdynianie schodzili z boiska pokonani w czterech meczach z rzędu.
Następne trzy spotkania drużyna z Trójmiasta wygrała, ale od zwycięstwa w Lesznie, gdynianie nie wygrali już ani razu. Ostatecznie zajęli siódme miejsce w lidze. Gdyby forma tej drużyny była stabilniejsza, nawet czwarte miejsce byłoby w zasięgu ręki.
Kluczowa postać
Odejścia najważniejszych ogniw z ubiegłego sezonu najczęściej burzą jakość gry. Do Gdyni w zamian przed startem sezonu nie przyszły wielkie nazwiska, jednak ta układanka zaczęła dobrze funkcjonować.
- Kluczową postacią naszym zespole był Mateusz Zimakowski, który grał zdecydowanie najrówniej przez cały sezon. Dobrym ruchem transferowym okazał się Michał Derdzikowski, który jednak od początku był osamotniony na lewym rozegraniu i stracił bardzo dużo sił, co w drugiej części sezonu było widoczne. Stąd sprowadzenie Damiana Moszczyńskiego w drugiej rundzie. Szczególnie w pierwszej rundzie lepiej niż bardzo dobrze grali Rafał Rychlewski i Mateusz Wróbel. Gdyby podtrzymali dyspozycję również w dalszej części sezonu, to nieskromnie mówiąc, ale ze stuprocentowym przekonaniem mogę stwierdzić, że w najgorszym wypadku zakończylibyśmy sezon na piątym miejscu, a prawie na pewno na czwartym - podsumował Marcin Markuszewski.