Urodziłem się 20 lat za wcześnie - wywiad z Wojciechem Pietrzakiem, byłym graczem Nobilesu Włocławek

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Znam historie, że gdy ktoś nie uczestniczył w takich spotkaniach, momentalnie był autowany.

- Kto nie pije, ten kabluje, tak mówią... A z drugiej strony - nie przypominam sobie, by ktoś sam z siebie się izolował (śmiech). Chociaż... Grzesiu Skiba, którego przezywaliśmy "Mama", właśnie dlatego, że tak trochę nam matkował, był zawsze bardzo rozsądny i spokojnie uczestniczył w różnych spotkaniach, a potem często rozwoził towarzystwo po imprezie. Taki dobry duch.

Nie było problemu, gdy we Włocławku grali bracia Słowianie: obok Igora także Siergiej Słaniewski, Aleksiej Ugriumow, Siergiej Żełudok. A gdy potem zaczęli przyjeżdżać Amerykanie?

- Pamiętam Ikie’a Corbina. Przyjechał do Włocławka, Włocławka lat 90-tych, brudnego, szarego, a on prosto z Japonii! Ależ był w szoku! Do tego mieszkał jeszcze gdzieś w starej kamienicy w centrum, chyba na ulicy Bojańczyka. Wiesz, stara brama, stare podwórze, on Amerykanin, grał w nowoczesnej Japonii. Duży przeskok dla niego, ale co chcę powiedzieć - był na tyle inteligentnym gościem, że nie miał absolutnie żadnych problemów z adaptacją! Szybko się wkomponował w zespół pod każdym możliwym względem i nie narzekał.

Słyszałem, że mówiło się o tobie "Jordan z Hożej".

- Nie słyszałem tego, poza tym mieszkałem na Promiennej, a nie Hożej (śmiech).

Niemniej, Włocławek cie lubił. Szanował i kibicował temu młodemu wychowankowi, który wdzierał się do drużyny.

- Lubił, lubił. Ale i z wzajemnością!

Włocławek pamięta o tobie do dzisiaj? Dobiegasz 40-stki, na meczach jesteś jako statystyk, ale to twój jedyny związek z koszykówką.

- Pamięta, pamięta i jest to bardzo miłe. Zresztą o tym, że pamięta świadczy to, że robimy teraz wywiad (śmiech). Czasami miewałem sytuację, że gdzieś tam jestem w banku czy sklepie, nawet ostatnio tak było i ktoś mówi: "A pan to podobny do tego Wojtka Pietrzaka". Wówczas kłaniam się nisko, mówię: "Dzień dobry, Wojtek Pietrzak". No co mam ci powiedzieć... Fajnie, tak samo jak 25 lat temu. Pamiętam mecz pucharowy, gramy z węgierskim Kormendem. U nich przegrywamy 22 punktami, a u nas gramy dwie dogrywki, Mirek Kabała rzuca na drugą dogrywkę z rogu parkietu w ostatniej sekundzie, ostatecznie wygrywamy 27 punktami i przechodzimy dalej! A ja, gówniarz 17-18 lat, wyszedłem wtedy pierwszej piątce, coś tam rzuciłem, coś zebrałem i ogółem zagrałem bardzo pozytywnie. I po meczu wychodzę z hali i widzę tylko morze głów, a wszyscy skandują "WOJTEK! PIETRZAK!"... Człowiek przez pół nocy potem nie spał, ciągle widziałem te zdjęcia, te autografy, jeszcze raz rozgrywałem mecz.

To też była specyfika danego czasu, hali OSiR.

- Były mecze, w których hala wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć, odlecieć. Wychodziliśmy na rozgrzewkę, a tam, pół godziny przed meczem, pełne trybuny! Człowiek patrzył i myślał: gdzie są schody, jak ci ludzie tu weszli? Jak wyjdą? Boże, balkony całe zajęte, zaraz zlecą na kosz.
Wojciech Pietrzak i pierwszy czarnoskóry gracz we Włocławku - Ikie Corbin Wojciech Pietrzak i pierwszy czarnoskóry gracz we Włocławku - Ikie Corbin
Załatwiałeś bilety rodzinie? Na tamte czasy to i Hala Mistrzów byłaby za mała dla wszystkich chętnych...

- Oczywiście. Była lista potrzeb dla rodziny, znajomych. Jako zawodnik miałem tam kilka biletów co mecz, jeden-dwa karnety, mogłem obdarować kogo chciałem. Nawet nauczyciele prosili (śmiech).

W szkole miałeś lżej?

- Miałem takiego nauczyciela w Koperniku (II LO im. Mikołaja Kopernika - przyp. M.F.) od historii. Niestety nie pamiętam nazwiska. Załóżmy, że pierwsza historia po weekendzie przypadała we wtorek. Więc przychodził profesor do klasy i zamiast wziąć dziennik, mówił: "Spokojnie, najpierw spytamy Wojtka jak mecz". No i referowałem te pięć minut. Gdy wygraliśmy to super, gdy przegraliśmy to dlaczego, a po co, a jak i tak dalej. Potem sor mówił: "Dobrze, teraz wszystko wiem, możemy przejść do lekcji".

Mogła ci odbić palma, przyznaj. Dla Igora czy Osziego taka atmosfera i to że byli w centrum całego miasta, było normą. W końcu to liderzy, reprezentanci krajów. Ale ty byłeś młody...

- Oj mogła... Młody człowiek był, a grał w drugim najlepszym zespole w Polsce. Towarzyszyli mi ludzie, którzy w koszykówce osiągnęli wszystko albo prawie wszystko. Nie jeździłem autobusami jak moi rówieśnicy, szybko miałem swój samochód. Dzięki rodzicom, dzisiaj jestem tego pewien, nie odbiła mi sodówka. Tata dużo więcej osiągnął w sporcie ode mnie, zawsze trzymał mnie w ryzach. Wiadomo jak to jest - gdy młody człowiek nie ma bata nad sobą, to ma bujną fantazję, a gdy jeszcze ma pieniądze...

Wchodzisz do lokalu, a tam wszyscy są twoimi kumplami...

- ...i jest przyjemnie, a ty czujesz się panem wszechświata. Może gdybym jeszcze mieszkał sam, a na koncie miałbym pieniądze, to wówczas mogłoby to się źle skończyć. Dziewczyny, samochody, imprezy... Na szczęście rodzice hamowali głupoty.

We Włocławku zalegano z pieniędzmi?

- Nigdy. Dopiero później dowiedziałem się co to rok grania bez kasy.

W Inowrocławiu?

- Tak. Parę miesięcy poszło w plecy.

Dzisiaj kluby są z tobą na czysto?

- Żartujesz? Poza Włocławkiem żaden... Noteć, Toruń - choć nie obecny Polski Cukier, ani też stary SIDEn, mówię o AZSie Toruń - no i Kotwica Kołobrzeg. Wszyscy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×