Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. VII

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
18,9 punktu, 9,6 zebranej piłki, 1,8 kluczowego podania, 1,6 "kradzieży" oraz 2,5 "czapy" - to notowania Hakeema Olajuwona w sezonie zasadniczym 1998/99. Podopieczni Rudy'ego Tomjanovicha wypracowali bilans 31-19, plasując się na piątej lokacie na Zachodzie. Już w pierwszej rundzie play-off's trafili jednak na młody i głodny sukcesów zespół Los Angeles Lakers, napędzany przez Shaquille'a O'Neala oraz Kobego Bryanta. Jeziorowcy wygrali dość gładko 3-1, a Rakiety musiały się udać na przedwczesny urlop. - Lakersi byli lepszym zespołem - przyznał Charles Barkley. - Hakeem, Scottie i ja musielibyśmy być w formie sprzed lat, żeby im sprostać. "The Dream" również nie szczędził przeciwnikom komplementów. W końcu prawdziwych mistrzów poznaje się również po tym, że porażkę potrafią przyjąć z godnością. - Patrzę na te dwa zespoły i uważam, że zarówno ich, jak i nas stać na sięganie po najwyższe laury - mówił. - Przegraliśmy z drużyną młodych atletów, mających olbrzymi potencjał. W rozgrywkach 1999/2000 funkcję głównego coacha Rakiet nadal pełnił Rudy Tomjanovich, a siłą napędową drużyny z Teksasu po odejściu Scottiego Pippena do Portland Trail Blazers miała być dwójka Hakeem Olajuwon - Charles Barkley. Wyeksploatowane organizmy weteranów nie sprostały jednak trudom rywalizacji w najlepszej koszykarskiej lidze świata. "Sir Charles" z powodu kontuzji kolana zagrał tylko w 20 meczach, a uraz pachwiny wykluczył centra z Lagos z niemal połowy sezonu. Rakiety z bilansem 34-48 nie załapały się nawet do play-off's, a 19 kwietnia 2000 roku Barkley postanowił zakończyć swoja przygodę z zawodowym basketem. Sześciominutowy występ ukoronował 2 punktami, zbiórką oraz blokiem, a publiczność na stojąco biła mu brawo. - To dla mnie wielki przywilej, że mogłem być świadkiem tego wydarzenia - komentował "The Dream".

Clyde Drexler zakończył karierę, Charles Barkley poszedł w jego ślady, a Hakeem Olajuwon nadal trwał na posterunku z nadzieją, iż wkrótce będzie mógł założyć na palec trzeci pierścień mistrzowski. Co ciekawe, o możliwość pozyskania legendarnego środkowego pytali działacze Toronto Raptors, lecz włodarze Rakiet chwilowo nie chcieli pozbywać się swojego największego skarbu. - Nie chciałbym być facetem, który pociąga za spust - tłumaczył Rudy Tomjanovich. - Pracowaliśmy razem przez wiele lat i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego zrobić. "The Dream" nadal występował w pierwszej piątce, mając u swego boku zawodników takich jak Steve Francis, Cuttino Mobley, Shandon Anderson czy Maurice Taylor. Na parkiecie spędzał jednak już tylko niecałe 27 minut i w związku z czym notował średnio "tylko" 11,9 punktu, 7,4 zbiórki oraz 1,5 bloku. Kampanię 2000/01 Rakiety zakończyły wprawdzie z dodatnim bilansem 45-37, lecz to i tak było za mało na awans do play-off's.

W zawodowym sporcie bardzo rzadko zdarza się, żeby zawodnik bronił barw jednego klubu przez całą karierę. Jednak równie nieczęsto mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy to gracz po siedemnastu sezonach w jednym teamie decyduje się na zmianę otoczenia. Hakeem Olajuwon zalicza się do tej drugiej grupy i odchodząc w sierpniu 2001 roku do Toronto Raptors wprawił w osłupienie znakomitą większość koszykarskiego światka. Co ciekawe, pomimo zaawansowanego wieku centra i wyraźnego spadku jego efektywności, włodarze Rakiet nadal pragnęli zatrzymać go w swoich szeregach. - To na pewno jeden z najtrudniejszych dni w historii tego klubu, bo przecież wszyscy wiedzą, ile ten człowiek znaczy dla basketu w tym mieście - mówił Carroll Dawson, generalny menadżer Rakiet. Co ciekawe, "The Dream" odrzucił propozycję trzyletniego kontraktu z teamem z Teksasu, opiewającego na kwotę trzynastu milionów dolarów, wybierając umowę z kanadyjskim zespołem, oferującym mu za ten okres "zaledwie" o niecałe cztery miliony więcej. - Naprawdę myślałem, że on zostanie z nami - kontynuował Dawson. - Gdy jednak zapoznaliśmy się z jego oczekiwaniami, sytuacja się skomplikowała. Olajuwon to bardzo konkurencyjny facet i po prostu chciał spróbować rywalizacji na innym ringu.

Choć decyzja Hakeema oznaczała wielki cios dla drużyny nadal prowadzonej przez Rudy'ego Tomjanovicha, byli kompani Olajuwona apelowali o zachowanie spokoju i nieocenianie go. - To jest jedna z takich sytuacji, z którymi trzeba się po prostu pogodzić - mówił Cuttino Mobley. - "The Dream" zrobił to, co uważał za najlepsze dla siebie i swojej rodziny. Jeśli ktoś tutaj podejmował jakąś decyzję, Hakeem nigdy się o to nie obrażał. Kim więc są ci, którzy są teraz na niego wściekli? Ludzie mają problem z tym, że zawsze chcieliby, żeby każdy myślał tak jak oni. Coach Rakiet także rozmawiał ze swoim wieloletnim podopiecznym i nie była to dyskusja dwóch obrażonych na siebie mężczyzn. - Było naprawdę miło - mówił. - To wielki mistrz, który zwyczajnie postanowił wykorzystać okazję i znaleźć się w sytuacji, która może mu dać kolejny mistrzowski pierścień.
fot. Courtesy of Special Collections, University of Houston Libraries - Creative Commons fot. Courtesy of Special Collections, University of Houston Libraries - Creative Commons
W 2001 roku Toronto Raptors dopiero zadomawiali się w wielkiej rodzinie NBA. Klub został założony w 1995 roku, ale w dwóch sezonach poprzedzających przybycie Hakeema grał w play-off's. Skład kanadyjskiej ekipy na rozgrywki 2001/02 stanowiło połączenie młodości z rutyną. Spekulowano, iż Antonio Davis, Alvin Williams, Jerome Williams, Vince Carter oraz "The Dream" mogą nawet wygrać rywalizację na Wschodzie i powalczyć o prymat w lidze. - Znów czuję się jak debiutant - mówił Olajuwon tuż po parafowaniu kontraktu z Raptors. - Jestem podekscytowany nowym wyzwaniem, które mnie czeka. Center rodem z Nigerii nie był już w najlepszej kondycji fizycznej, lecz według opinii lekarzy nie było obaw co to tego, iż mógłby nie dokończyć rozgrywek. - W Toronto uznali, że jestem wartościowym zawodnikiem dla tej organizacji - dodał - To zespół, który naprawdę ma szansę na wygranie mistrzostwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że na myśl o Hakeemie w barwach innego klubu niż Rockets, każdy fan NBA miał mieszane uczucia. - Co się stanie, gdy spiker będzie przedstawiał pierwszą piątkę Rakiet i zabraknie w niej gracza z numerem "34"? - pytał retorycznie Sam Mack, były zawodnik ekipy z Teksasu. - Cóż, będzie interesująco. To ciekawe, jak sobie poradzą bez niego.

Koniec części siódmej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Chicago Tribune, New York Times, 20secondtimeout.blogspot.com, amarillo.com, basketball-reference.com, clutchfans.net, lubbockonline.com.

Poprzednie części:
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. I
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. II
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. III
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. IV
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. V
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. VI

PS. Już na początku przyszłego tygodnia zapraszam do działu "piłka nożna" na mój nowy tekst z cyklu "Gwiazdy od kuchni", poświęcony napastnikowi m.in. Realu Madryt, FC Barcelony, Interu Mediolan i Chelsea Londyn - Samuelowi Eto'o.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×