Gwiazdy od kuchni: Russell Westbrook

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Kiedy Russell Westbrook był na początku swojej przygody z Leuzinger Olympians, nikt się nim specjalnie nie interesował, gdyż wszyscy skupiali swój wzrok na jego przyjacielu, Khelceyu Barrsie, który grał na pozycji niskiego skrzydłowego i otrzymał właśnie ofertę stypendium sportowego na uczelni DePaul. Młody chłopak już jako drugoroczniak błysnął swoim talentem, osiągając średnie 18 punktów oraz 11 zbiórek na mecz. Russ oraz Khelcey dorastali w tej samej okolicy i byli niemal nierozłączni. Mieli plan, żeby po liceum kontynuować naukę na tym samym uniwersytecie, dzięki czemu mogliby wciąż występować w jednym teamie. Niestety nigdy nie udało im się go zrealizować. Pewnego dnia podczas rutynowej gierki na terenie L.A. Southwest College Barrs nagle zasłabł. Cierpiący na przerost mięśnia sercowego nastolatek został przetransportowany do szpitala w Iglewood, gdzie jednak stwierdzono jego zgon.

Śmierć najlepszego kumpla wywarła na zaledwie piętnastoletnim Westbrooku ogromne wrażenie. Wydawało się, że młodzieniec w jednej chwili przestał być chłopcem i stał się mężczyzną. Na parkiecie starał się za dwóch, chcąc zastąpić Khelceya. Co tydzień pojawiał się u babci zmarłego przyjaciela, żeby wyrzucić jej śmieci, tak jak to robił Barrs. - W pewnym sensie czułem się tak, jakbym grał dla niego - opowiada Russ. - Rozgrywaliśmy zwykły sparing, on nagle upadł i przepadł gdzieś w nicości. Zawsze myślę o nim i jego rodzinie. Westbrook przed każdym meczem Oklahoma City Thunder zakłada na nadgarstki po dwie gumowe opaski - pomarańczową z niebieskim napisem "KB3" oraz niebieską z pomarańczowym napisem "Dlaczego nie?". Pierwsza ku pamięci zmarłego kumpla, a druga symbolizuje jego życiowe motto. - To był mój najlepszy przyjaciel - dodaje. - Mieszkał naprzeciwko mnie i właściwie wszędzie chodziliśmy razem. Kiedy odszedł, zacząłem poważnie zastanawiać się nad swoim życiem. Gdy grałem, stawiając każdy krok starałem się dawać z siebie sto procent, bo wiedziałem, że kiedy on był na parkiecie, to nigdy nie odpuszczał. Podczas każdego spotkania daję z siebie wszystko, bo człowiek nigdy nie może być pewien, co spotka go następnego dnia.

Westbrooka już od dziecka charakteryzowała wysoka etyka pracy. Jego ojciec w młodości należał do gangu, ale gdy wyszedł z więzienia, postanowił że nie pozwoli, żeby jego synowie zeszli na złą drogę. Dla seniora podobnie jak dla juniora impulsem do działania okazała się tragiczna śmierć kolegi. Russell senior zabierał swojego starszego syna na każdy osiedlowy mecz, w którym uczestniczył. Gdy czas gry dobiegał końca, nawet przez dwie godziny potrafił ćwiczyć z pierworodnym rzuty z półdystansu. Chłopak przez ten czas oddawał ponad pięćset prób, bo trening kończył się dopiero po trzech celnych rzutach z rzędu ze wszystkich wyznaczonych przez tatę miejsc na boisku. - Potrafiliśmy ćwiczyć godzinami i wydaje mi się, że to jeden z elementów, dzięki którym Russ zaszedł aż tak daleko - mówi ojciec koszykarza. - Dodatkowo to sprawiało mu przyjemność. Pamiętam, że podczas jednych świąt Bożego Narodzenia wypalił nagle: "tato, chodźmy porzucać!". Chciał iść na boisko zaraz po powrocie z kościoła.

Ciężki trening zawsze popłaca. Westbrook w trzeciej klasie liceum wreszcie przebił się do pierwszego zespołu Leuzinger Olympians, zdobywając średnio 12 punktów, 4,7 zbiórki, 1,8 asysty oraz 2,3 przechwytu. Jego drużyna zakończyła rozgrywki z ujemnym bilansem, ale on i tak mógł być z siebie dumny, bo z nikomu nieznanego gościa stał się zawodnikiem mogącym liczyć na stypendium sportowe na którejś z uczelni. W lecie osiągnął 191 centymetrów wzrostu, tyle ile mierzy dziś, a także otrzymał pierwsze listy rekrutacyjne z koledżów. Podczas tamtych wakacji pojechał również ze swoją drużyną z ligi AAU na turniej do Las Vegas, gdzie po raz pierwszy usłyszeli o nim skauci spoza Los Angeles i okolic. - Westbrook grał w zespole, o którym nikt nic nie wiedział - wspomina Ron Montoya, dyrektor turnieju. - Nikt nie słyszał ani o jego drużynie, ani o nim samym. Tamtego dnia na trybunach byli jednak przedstawiciele UCLA i z miejsca zaoferowali mu stypendium.

W kampanii 2004/05, ostatniej na licealnych parkietach, Russ prezentował się tak jak przystało na chłopaka z perspektywami, notując 25,1 "oczka", 8,7 zebranej piłki, 2,3 asysty i 3,1 przechwytu. Olympians nie wygrali żadnego tytułu, ale on jeszcze przed rozpoczęciem nauki w ostatniej klasie wiedział, że swoją drogę do mistrzostwa będzie kontynuował na UCLA, czyli uczelni, o której cały czas marzył Khelcey Barrs. Warto jednak dodać, że koszykarskie stypendium nie było jedyną opcją, którą rozważał młodzieniec. Chłopak uwielbiał matematykę i brał pod uwagę kontynuowanie edukacji na Uniwersytecie Stanforda. - Miałem świadectwo z wyróżnieniem i szóstą czy siódmą średnią w swojej klasie - opowiada. - Z tego powodu myślałem o pójściu na Uniwersytet Stanforda. To znaczy marzyłem o grze w koszykówkę, ale moi rodzice zawsze powtarzali: "bez szkoły będziesz miał związane ręce". Z tego powodu zacząłem bardziej przykładać się do nauki, jednocześnie grając w basket. Rozważałem pójście na Uniwersytet Stanforda, a dziekan zapewniał mnie, że moje stopnie na to pozwolą. Uczelnia ta jednak nie chciała mnie w swojej drużynie koszykówki.

Urodzony w Long Beach zawodnik wierzył, że tylko dzięki ciężkiej pracy osiągnie założone cele. Na trening zawsze przychodzi pierwszy, a wchodzi z sali jako ostatni. Gdy był krytykowany, nie przejmował się i robił swoje. UCLA to największy uniwersytet w stanie Kalifornia, na którym kształci się prawie czterdzieści tysięcy studentów. Tamtejsza drużyna koszykarska, Bruins, to jedenastokrotni mistrzowie NCAA, w barwach których występowały takie sławy jak Kareem Abdul-Jabbar, Gail Goodrich, Reggie Miller, Bill Walton czy Jamaal Wilkes. Ciężko nie czuć żadnej presji, kiedy przychodzi ci się mierzyć z taką historią.

Westbrook aż do wakacji poprzedzających ostatnią klasę liceum nie potrafił wykonać wsadu do kosza. Przez rok poczynił wielkie postępy we wszystkich elementach gry, lecz w sezonie 2006/07 trener Niedźwiadków, Ben Howland, korzystał z usług pierwszorocznego rozgrywającego tylko okazjonalnie. Liderami zespołu byli Arron Afflalo, Josh Shipp i Darren Collison, a Russ nie wyróżniał się z tłumu. Gdy przychodziło mu rozmawiać z mediami, spuszczał głowę w dół i odpowiadał krótkimi zdaniami. Bruins wypracowali bilans 30-6, najlepszy w konferencji Pacific-10, docierając aż do półfinału NCAA, gdzie musieli uznać wyższość Florida Gators z Lee Humphreyem, Joakimem Noah, Coreyem Brewerem oraz Alem Horfordem w składzie. Russell spędzał na parkiecie średnio tylko 9 minut, zdobywając przez ten czas 3,4 punktu, 0,8 zbiórki, 0,7 asysty oraz 0,4 bloku. Nie są to oczywiście imponujące notowania, lecz szkoleniowcy mimo wszystko byli zadowoleni z tego jak rozgrywający wywiązywał się z powierzonych mu zadań. - On zawsze robił to, o co go prosiłem - mówi Kerry Keating, ówczesny asystent głównego coacha.
Russell Westbrook Russell Westbrook
- Jestem szybszy i silniejszy niż w ubiegłym sezonie - ogłosił Westbrook przed startem rozgrywek 2007/08. - Przytyłem ponad trzy kilogramy i oddawałem każdego dnia nawet po osiemset rzutów. Podczas treningów grałem na pozycji rozgrywającego przeciwko Darrenowi Collisonowi. Jak więc mógłbym nie być dobrze przygotowany? Russell trenował rzuty do kosza wszędzie, gdzie się dało. Jego ojciec kończył pracę o 14:30, a o 15:00 był już z synem na boisku. W ćwiczeniach tych uczestniczył również Reggie Morris, licealny trener Westbrooka, pomagając mu poprawić technikę rzutu. - Pamiętam dosłownie wszystko, co mi się przytrafiło - mówi Russ. - Grzanie ławy w liceum i grzanie ławy na uczelni. Nigdy tego nie zapomnę i właśnie te wspomnienia motywują mnie do ciężkiej pracy każdego dnia.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×