Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Bigos (1). I po balu, panno Lalu

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański
Nie matura, lecz chęć szczera z zrobi z ciebie trenera

Takie rzeczy tylko w polskim żużlu. Za sezon 2013 najlepszym trenerem w plebiscycie "TŻ" zasłużenie został Piotr Baron z Betardu Sparty. Teraz w jego ślady poszedł Adam Skórnicki z Unii Leszno. Co ich łączy? Ano to, że mają luki w wykształceniu i nie mogli uczestniczyć w niedawnym kursie na instruktorów żużla. To mnie dziwi. Wielcy aktorzy, np. Daniel Olbrychski zdawali egzaminy aktorskie eksternistycznie bez ukończenia odpowiedniej szkoły! I dało się. Jarosław Gowin, gdy był ministrem, to uwolnił wiele zawodów od egzaminów, barier i zbędnych wymogów. Wiem, że w I czy w II transzy uwolniony został także zawód trenera sportu. Przyznam się jednak bez bicia, że nie przewertowałem tej ustawy, ani zarządzeń do niej, ale chyba ona nie dotarła jeszcze również do GKSŻ, ani do PZM, gdyż nikt tam nie szuka możliwości, by ułatwić drogę zawodową Skórnickiemu i Baronowi. A przecież nikt nie ma prawa podważać ich fachowości. Przez tę durną sytuację musza się oni skrywać pod nazwą "menedżer" i generalnie raczej nie powinni prowadzić treningów np. ze szkółką. Chore.

"Sqra" na balu "TŻ" powiedział mi: - Wiesz Bartek, my żużlowcy już w wieku 14 lat zajmujemy się tylko sportem i nie starcza nam czasu na naukę. Jesteśmy więc takimi prostymi chłopakami.

Nie wiem, dlaczego Adaś mi to powiedział w kontekście rozmowy o tłumikach, ale ja to widzę szerzej. Także jeśli chodzi o wspomniane uprawnienia trenerskie. Odpowiedziałem mu: - Skóra, weź nie pi…..ol, ty akurat, jesteś elokwentnym, błyskotliwym i inteligentnym człowiekiem. Wielu tzw. dochturów i profesurów potrafiłbyś zagiąć i zawstydzić. Podobnie jak i Piotr Baron. Czasem naukowy tytuł dr przed nazwiskiem znaczy po prostu tylko tyle co dureń.

No cóż, reasumując Skórnicki i Baron to teraz najlepsi trenerzy (nie licząc międzynarodowej ikony - Cieślaka), a na kurs instruktorski ich nie przyjmą, bo za małe wykształcenie mają. Taki paradoks betonu z PZM i GKSŻ. A przecie czasem jednak sprawdza się maksyma: nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera, hm, tzn. dobrego trenera.

Młodzieży przypomnę, że jedynym człowiekiem w Polsce, który uzyskał na AWF uprawnienia trenera żużla jest Gerard Sikora z Gdańska, lecz on już od dawna nie pracuje w tym zawodzie. Ryszard Nieścieruk, owszem, miał nawet doktorat z żużla, ale AWF w Gorzowie skończył ze specjalnością trenera pływania. Rafi Dobrucki (i PePe Protaś) są magystry, lecz nie od speedwaya zdaje się. Żeby było ciekawiej, to Piotrek Baron, jak mi powiedział, posiada uprawnienia instruktora sportu ze specjalnością... dżudo. Ale w żużlu już nie dali mu tego uzyskać - to oczywiście wyłącznie mój autorski komentarz, a nie Piotrka.

Tak samo jest z licencjami Ż. Nigdzie na świecie nie ma egzaminów na licencję, ani w Danii, ani w Anglii, ani w Szwecji czy w USA, bądź w Australii. Tylko w Polsce, bo u nas komisja licencyjna musi się jakoś wyżywić. Dietki, przejazdy. Tak jakby trenerzy klubowi nie wiedzieli, kogo mogą wystawić do meczu. W Anglii, Danii, czy Szwecji nie ma z tym problemu. Robi się badania lekarskie i wykupuje licencje. Tylko u nas musi być egzamin i bumaga. Przy czym jakiż to egzamin, skoro pan Włodzimierz Kowalski, czy Marek Cieślak, czego byłem świadkiem, podchodzą do zdających i zalecają:

- Macie jechać spokojnie, nie ścigać się, byle tylko dotrzeć do mety.

A jak trzeba, to się i czas przejazdu naciągnie, co?

Ileż lat walczyłem ja i inni z PZM i GKSŻ o zniesienie idiotycznego obowiązku posiadania prawa jazdy na żużlu! Panowie Witkowski i Grodzki przez długie lata blokowali nasze postulaty. Mimo, że na żużlu łamie się wszelkie przepisy drogowe i było tak, że 16-latek mógł startować na zawodach bez prawa jazdy, natomiast 18-latek musiał już je mieć. Co więcej, od stranieri tego dokumentu nikt nie wymagał! Chore to było. Po latach PZM-otowski beton wreszcie uległ. Prawo jazdy na motor już nie jest wymagane. Może chociaż teraz zmiany na lepsze i nowocześniejsze nastąpią szybciej?

Już niebawem Ekstraliga spokojnie (?) znów może liczyć pożądanych 10 drużyn

Gdyby nie casting skrojony pod GKM Grudziądz, to Ekstraliga byłaby kulawa i liczyła tylko siedem drużyn. Ale za rok Ostrów i Rybnik, a potem i Łódź będą (chyba?) gotowe logistycznie, finansowo i sportowo na Ekstraligę. Spokojnie więc może ona liczyć 10 drużyn i wcale nie trzeba było jej zmniejszać, skoro Wybrzeżu i Włókniarzowi pozwolono ciągnąć na oparach, czyli na licencjach nadzorowanych. Zmniejszenie Ekstraligi spowodowało zapaść finansową w Gdańsku, Gnieźnie, Bydgoszczy (bidulka Bydzia miała dobrać kolejny kredyt, by spłacić poprzedni, lecz nie wiem jak to się skończyło) i kredyt w Gorzowie (tam jednak były jakieś zaszłości, manko zrobili już wcześniej). Takie bowiem było zbrojenie ponad miarę i taki był strach. Gdyby nie spadówa Unibaksu w finale, to sezon '2013 byłby najlepszy w historii ligi. A była wówczas dziesięciozespołowa. Osiem ekip wygląda mało poważnie. Gdzie mają się pokazać sponsorzy i co ma transmitować NC+ zwłaszcza, gdy gdzieniegdzie popada i coś odwołają? Oczywiście, że w dzisiejszych trudnych czasach odczuwam niepokój, bo przecież jakiś kolejny klub może zbankrutować. Np. Tarnów, gdzie być może poszli z kontraktami zbytnio na hurra w zestawieniu z obecnymi możliwościami budżetowymi, a nie wiadomo, czy mój przyjaciel Tomek G. nie przytopi finansowo Grudziądza? A co z Rzeszowem jeśli Marta jednak nie wróci tam ze swoją kasą? To się wszystko okaże.

Ale osiem drużyn to naprawdę za mało jak na Ekstraligę, hm, rzekomo najsilniejszą speedwayową dywizję świata.

Myśli Mao

Czytam na naszych SF.pl, że sytuacja np. klubów z Gdańska i Częstochowy dowodzi, iż do stabilności finansowej polskich drużyn jest jeszcze daleka droga. Wódz PZM Andrzej Witkowski uważa, że winę za taki stan rzeczy w dużej mierze ponoszą także... zawodnicy.

- Polskie kluby bujają w obłokach. Podpisywanie umów za ogromne pieniądze, to nie tylko problem poprzednich sezonów. Wiem, że w tym będzie podobnie. Na tym polega wolność w obrocie ekonomicznym, że obie strony podpisują umowę mając do siebie pełne zaufanie. Uważam, że takich pieniędzy w polskim żużlu nie ma. Musi być zatem odpowiedzialność większa zawodników, a nie próba zganiania wszystkiego na PZM. Zawodnicy mają pretensje, że kluby upadają, a oni zostają na lodzie. Ale przecież zakłady pracy też upadają, a miały "licencję" na prowadzenie działalności gospodarczej. Tak samo jest z klubami. Nikt nie jest w stanie przewidzieć takich okoliczności. Zawodnicy podpisują umowy na zasadzie ryzyka, również muszą uderzyć się w pierś. Obiecują super wyniki w celu wyciągnięcia z klubu jak największych pieniędzy. Po czym tor weryfikuje ich możliwości. Czy klub ma się domagać od nich wpłaty pieniędzy, których nie uzyskał od sponsorów w związku ze słabszą jazdą drużyny? Wina w moim odczuciu leży po obu stronach - zakończył Andrzej Witkowski.

Hm, nasz drogi śpiący królewicz się obudził? A licencje nadzorowane to czyje dzieło? Co za makiawelizm!

Kryj się, GKSŻ nadchodzi!

Na fejsie trwa festiwal fotek moich sympatycznych kolegów, działaczy GKSŻ Piotrka Szymańskiego i Maćka Polnego z ich wypadu do Kalifornii w USA. Ostatnio zamieścili swoje zdjęcie na tle tamtejszego kultowego żużlowego stadioniku Costa Mesa. Obiekt był zupełnie pusty. Dziwicie się, he, he, że na wieść o przyjeździe naszej GKSŻ wszyscy uciekli?
Taki żart.

CDN, bo wnet będzie druga część Bigosu, czyli żużlowego przeglądu ostatnich dni. Mam nadzieję, że Bigosik strawny jest i nikomu nie zaszkodzi. Miłego dnia!

Bartłomiej Czekański

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×