Stefan Smołka: Lista najlepszych w historii (cz. I)

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Jancarz - oprócz owego brązu dla Polski nr 2 w IMŚ 1968, złota DMŚ 1969, był jeszcze dwa razy srebrny i cztery razy brązowy w drużynowych finałach. Trzykrotnie meldował się w pierwszej dziesiątce IMŚ (w dużym rozrzucie czasowym: Wembley ’69, Chorzów ’79 i Los Angeles ’82), dwa razy był srebrny i dwa razy brązowy w MŚP. Dwa razy był też polskim indywidualnym czempionem (1975, 1983) oraz dwa razy zdobywcą cieszącego się kiedyś dużym prestiżem Złotego Kasku. Wszystko starał się osiągać… razy dwa. Miał też niestety dwie żony. Szkoda gadać... Wiemy jak przy tej drugiej to się skończyło - makabryczną śmiercią "Eddiego".

O całe 7 lat młodszy od Jancarza Zenon Plech nie zdołał za bardzo przebić starszego kolegi. Niewątpliwym atutem Plecha jest srebro IMŚ z Chorzowa w 1979 roku, ale, w przeciwieństwie do Jancarza (oraz wymienionych wcześniej). Plech nigdy nie wrócił z żadnego ze światowych finałów ze złotem w kieszeni. Miał może mniej szczęścia, choć dużo większe pole do popisu, a na dodatek ze swoim wielkim talentem, wskutek postępującego wówczas kryzysu w umęczonym "komuną" kraju, konkurencję miał już zdecydowanie bledszą. "Super Zenon" zdobył aż 5 razy złoto IMP (od 1972 do 1985), czym ustanowił długotrwały rekord, pobity dopiero przez młodszego z Gollobów, ale biorąc wszystkie laury krajowe, znów Jancarza w tabelach trzeba postawić jednak nieco wyżej.

Gdy się jednak przyjrzeć dokładniej, to pod względem jakości - czy jak kto woli szlachetności - zdobytych medali, tę znakomitą parę: Jancarz-Plech, wynoszącą Stal Gorzów ku pierwszym utrwalonym na lata wyżynom, przebili inni. Choćby ich nauczyciel, inny gorzowianin (z Gniezna) Pogorzelski - trzy razy "złoty" w DMŚ, wspomniany wcześniej Woryna, no i "złoty" po trzykroć w DMŚ i do tego jeden raz mistrz świata par z Jurkiem Szczakielem - Andrzej "Wielkolud" Wyglenda.

Fakt pozostaje faktem. Złotego (1969) Jancarza może nie w tym stopniu, ale srebrnego w większości na światowych arenach Zenka Plecha na historycznej liście światowych medalistów zdystansował wyżej wspomniany Andrzej Pogorzelski, ale nie tylko on. Przed tym znakomitym polskim reprezentantem, a później trenerem, światowe "złoto dla zuchwałych" (DMŚ 1961) zgarnęli także Marian Kaiser, Henryk Żyto, Florian Kapała, Mieczysław Połukard i Stanisław Tkocz, w finale DMŚ w Kempten 1965, razem z "Pogo": Wyglenda, Woryna i Podlecki, zaś we Wrocławiu w 1966 r.: Woryna, Wyglenda i ten niesamowity outsider "Maryś" Rose. Każdy z owych mistrzów przed nastaniem ery Plecha był także (oprócz tegoż Pogorzelskiego, Podleckiego i Rose), przynajmniej raz, mistrzem Polski indywidualnie (Florek Kapała - nawet 4 razy, a Staszek Tkocz - 2 razy). Oni też, gdyby kierować się tylko jakością zdobytych medali MŚ, w tym historycznym zestawieniu jakościowym znaleźć się winni przed Plechem, nawet gdyby sami tego nie chcieli. My jednak musimy tutaj wyważyć racje, z uwzględnieniem szerszego kontekstu. Pytanie choćby, gdzie umieścić w tym towarzystwie Jerzego Szczakiela, dwukrotnego mistrza świata, raz indywidualnie (1973), raz w konkurencji par (1971), ale bez innych osiągnięć? Dalej, trudna kwestia wicemistrza świata indywidualnie i pięciokrotnie brązowego z drużyną, ale ani razu na żadnym najwyższym stopniu podium światowych finałów (a także krajowych), Pawła Waloszka. Wreszcie dylemat złotego, było nie było także, Henryka Gluecklicha podczas finału DMŚ 1969, który oprócz tego miał swój udział w czterech brązowych medalach MŚ dla naszego kraju... To są świetne wyniki, ale znikoma liczba innych, zwłaszcza złotych laurów musi obniżać notowania takiego delikwenta.

Także "srebrni" przed Plechem w mistrzostwach świata byli: Woryna, Wyglenda, Jerzy Trzeszkowski i Zbigniew Podlecki, zaś po Plechu (bądź też wraz z nim): Jancarz, Piotr Bruzda, Marek Cieślak, Jerzy Rembas, Bolesław Proch, Bogusław Nowak, Ryszard Fabiszewski, Andrzej Huszcza, nie mówiąc o bohaterach ostatniej doby - Tomku i Jacku Gollobach, Piotrze Protasiewiczu (także 3 razy złoty z kadrą narodową), Jacku Krzyżaniaku, Sebastianie Ułamku, Jarosławie Hampelu (jak i T. Gollob 6 razy złoty w DMŚ), Grzegorzu Walasku (także złotym), Krzysztofie Cegielskim, Rune Holcie (trzy razy w złocie), Wiesławie Jagusiu. Złotem Plecha (i innych) przebili oprócz tego: Sławomir Drabik (1996), Krzysztof Kasprzak (ten ze swoimi czterema złotymi laurami DPŚ wdziera się już wprost do czołówki historycznej tabeli wszech czasów), Damian Baliński (2007), Adrian Miedziński (dwukrotnie - 2009 i 2010), Janusz Kołodziej (również dwukrotnie - 2010 i 2011), Maciej Janowski i Patryk Dudek (2013). To musi znaleźć odbicie w ostatecznej kolejności wśród największych.

Trzeba dodać rzecz oczywistą, iż medal medalowi nie jest równy. Nawet gdyby zestawić systemowo podobne finały DMŚ z roku medalowo dla Polski pierwszego - 1961 i tego ostatniego z roku 2013 (DPŚ), to chociaż pół wieku minęło - tu czwórmecz i tam czwórmecz - porównania właściwie nie ma. Zupełnie inne realia międzynarodowe. Świat żużlowy, poza Polską, zbiedniał. Brytania Wielka pozostała już tylko z nazwy, mimo ciągnięcia za uszy - Nowa (dla żużla) Zelandia praktycznie nie istnieje, dołuje znakomita przed laty Szwecja, słabi są Czesi, Amerykanie się cofają, nie ma Austrii, Bułgarii, Węgier, choć tych ostatnich i wtedy mało co było. Wobec gasnącej konkurencji na rynku złoto wyraźnie staniało, choć to w żadnym razie nie odnosi się do tego najbardziej rozwiniętego prestiżowo i medialnie cyklu Speedway Grand Prix.

Jakieś w miarę obiektywne kryteria przyjąć się jednak na pewno da. Wychodząc z tego założenia pozwoliłem sobie na opracowanie listy najwybitniejszych polskich żużlowców podług ich optymalnie wyważonych zasług, ale także z uwzględnieniem szczególnego znaczenia w epokach, których byli bohaterami. Obejmie ona wszystkich polskich medalistów jakichkolwiek finałów światowych, a ponadto wszystkich mistrzów krajowych, od lat najdawniejszych do dziś. Pamiętajmy bowiem, że do szóstej dekady XX wieku polskim żużlowcom pozwalano gotować się tylko we własnym sosie, a niejednokrotnie mieli w sobie potencjał ogromny. Indywidualne mistrzostwa Polski były praktycznie jedynym wyznacznikiem ich prawdziwej sportowej klasy.

Nie strojąc się zanadto w piórka znawcy absolutnego, sądzę, iż ostateczna kolejność sama potrafi się obronić. Ale nie uprzedzajmy faktów. Szczegółowa tabela najlepszych polskich żużlowców w dziejach znajdzie się niebawem w drugiej części "Listy najlepszych". Pozdrawiam noworocznie.

Stefan Smołka

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×