Janowicz, narodziny herosa

Biorąc pod uwagę różnicę w postrzeganiu tenisa w wydaniach męskim i kobiecym, sukces Janowicza ma w najnowszych dziejach dyscypliny w Polsce przełożenie tylko na wygraną Radwańskiej nad Szarapową.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Wierzcie mi! wierzcie, ludzie! jam jest wielki, mocny.

(Juliusz Słowacki, Kordian)

... wygraną Radwańskiej nad Szarapową - ale nie w Miami w tym roku, ale w sezonie 2007 na Flushing Meadows, kiedy Rosjanka była na szczycie, a o Radwańskiej mało kto słyszał.

Nie bójmy się słów: Jerzy Janowicz zwycięstwem nad Andym Murrayem w Bercy bije wygrane Łukasza Kubota nad Roddickiem i Monfilsem.

Nadzieja: pewność, że coś ma sens

W słynnej paryskiej hali, w czwartek, wielka publiczność po raz pierwszy widziała tenisistę Janowicza. Zobaczyła kawał świetnej gry w wykonaniu Polaka, inconnu. Zobaczyła pasywnego Murraya, trzeciego zawodnika świata, marnującego piłkę meczową. Zobaczyła zasłużone zwycięstwo walczącego jakby bez presji, jakby nie mającego świadomości stawki i potencjału rywala, efektownie wyglądającego inconnu nad zdobywcą dwóch ostatnich najważniejszych tytułów: olimpijskiego i nowojorskiego. Nie było na korcie ślepej kury i ziarna, nikt nie może porównać tego meczu do czerwcowego pojedynku w Wimbledonie, bo Janowicz to nie jest Lukáš Rosol w starciu z kontuzjowanym Nadalem.

Zaproszono Janowicza na konferencję prasowa. W piątek będą o Janowiczu pisać w paryskich dziennikach "L'Équipe" i "Le Parisien", będą pochwały w mediach brytyjskich, "La Gazzetta dello Sport" i "New York Timesie".

Będą może pisać, że inconnu dopinguje się na korcie głośnym "come on!", że lubi zabawiać publiczność, że fani czyhają na plakat z jego okazałą pięścią, zaciśniętą w geście triumfu po wygranym punkcie. Będą może przypuszczać, że jest wielkim indywidualistą, co jest cechą kogoś przewidzianego do osiągnięcia sukcesu w tym super indywidualnym sporcie. Będą z pewnością pisać, że po latach polskiej nieobecności na salonach znów pachnie na nich dobrym towarem znad Wisły.

Fibak debiutował w Wielkim Szlemie mając 23 lata; prowadzony ku profesjonalizmowi od nastoletniości Janowicz nie skończył 22, wystąpił już w Wimbledonie i US Open, a po triumfie nad Murrayem padł na kort tak, jak robią to po ostatniej piłce nowi mistrzowie wielkoszlemowi. To marzenie tenisisty, jego największa ambicja. Radosław Szymanik, złotousty kapitan kadry narodowej, oglądający z trybun pojedynek Janowicza z Murrayem, stwierdził raz, że po Jerzyku często nie widać, żeby był ambitny. Pewności siebie nie udaje ani jej nie kupuje, tylko nabywa - każdym celnym serwisem.

Przeciw Murrayowi, w 2h23' gry, zanotował 22 asy, a Szkot był pierwszym rywalem (w piątym meczu!), który uzyskał w starciu z Janowiczem okazję na przełamanie: dokonało się to dopiero w jego 27(!). gemie serwisowym. Chłopak, który tym najbardziej obiektywnym ze wszystkich tenisowych uderzeń - serwisem, bitym regularnie z prędkością 230 km/h, sieje spustoszenie na połowie rywala, niezależnie od tego, kim jest ten rywal - czy to sztandarowy challengerowiec (wygrana w Poznaniu to był jeszcze w lipcu wielki sukces) czy pan Murray, mistrz Stanów Zjedoczonych i igrzysk olimpijskich, trzeci tenisista świata (tak mówi komputer).

Murray jest jednym z największych specjalistów od gry w obronie i od odbioru, ale nawet on nie jest w stanie nic poradzić przy akcjach, którym towarzyszy dłuższa burza oklasków niż te akcje trwają: idące mocno na bok podanie, na reakcję na które ma się pół sekundy, rakietę ustawić można tylko instynktem, a sytuację porównać do doli bramkarza przy rzucie karnym, więc tak idące podanie jakimś sposobem wraca od wyrzuconego poza kort Murraya na połowę łodzianina, który tylko delikatnie przenosi piłkę nad siatką. (Te wysmagane piłki po wymianie często mogą się już nie nadawać nawet do treningu.)

Owa delikatność przy całej wizualnej potędze tenisisty i jego gry to jest cecha, która odróżnia Janowicza od chociażby Johna Isnera, najsłynniejszego dwumetrowca w Tourze. Otóż Janowicz to tenisowy Ibrahimović, niesamowicie sprawny fizycznie przy swoim wzroście - 203 cm. Uwaga, jaką przed laty poświęcał jego przygotowaniu sprawnościowemu Mieczysław Bogusławski, dziś wychodzi przy wszystkich manewrach na korcie: jak wtedy, gdy w cudowny niemal sposób, przy setbolu, Janowicz dobiegł do dropszota i zagrał z takiej pozycji winnera, zostawiając Murraya w totalnym osłupieniu.

Janowicz, kandydat z kwalifikacji do tytułu

I tak dwa spotkania z Murrayem wyznaczają dziś najważniejsze etapy zawodowej kariery Janowicza. We wrześniu 2009 roku zmierzył się ze Szkotem w Pucharze Davisa, w Liverpoolu, w meczu, w którym Murray okazał się być jedyną bronią gospodarzy, dziś wprawdzie jeszcze stojących w rankingu tenisowych nacji przed Polską, ale to nie Wyspiarze w przyszłym sezonie mają - proszę wybaczyć, ale tak łatwo przychodzi to powiedzieć w obecnej sytuacji - otwartą autostradę do barażów o Grupę Światową (przy całym szacunku dla Słowenii i RPA, których to rywali biało-czerwoni na naszym terenie mają prawo pokonać).

- Ale ja wcale nie byłem zszokowany jakąś jego solidną grą - mówił Jerzyk o pierwszej potyczce z Murrayem portalowi SportoweFakty.pl. - Zdawałem sobie sprawę z tego, że on jest znacznie bardziej doświadczony w meczach do trzech wygranych setów, że jest także znacznie pewniejszy ode mnie. Chciałbym jeszcze raz zagrać z zawodnikiem z Top 10 - marzył wtedy, by doczekać się spełnienia tego po ponad trzech latach, przeciw temu samemu człowiekowi, znacznie już jednak bardziej opromienionemu sukcesami, w czwartek w Bercy wciąż mającemu więcej od polskiego przeciwnika doświadczenia, ale nie woli walki.

Przez dwie godziny tego wymarzonego rewanżu, w wielkiej hali, w wielkim turnieju, w swoim wielkim dniu, Janowicz doświadczył - jak wzruszony opowiadał naszemu paryskiemu korespondentowi - więcej niż przez całe dotychczasowe życie. Gdyby spotkał się z Murrayem w finale, historia potoczyłaby się pewnie zupełnie inaczej. Gdyby Murray wykorzystał meczbola w drugim secie, nie byłoby skandalu: pochwaliłby po meczu JJ-a i być może - wobec nieobecności Federera i Nadala oraz wczesnego odpadnięcia Djokovicia - poszedłby po tytuł w turnieju, który wprawdzie nigdy mu nie pasował, ale w turnieju należącym do serii, w której czołówka nie oddaje zaszczytów nikomu spoza swojego grona.

Teraz już to zrobiła, a Janowicz jest kandydatem. Bez megalomanii: po pokonaniu najwyżej sklasyfikowanego zawodnika, w 1/8 finału, Polak jest kandydatem do zwycięstwa w Masters 1000, imprezie ustępującej rangą tylko Wielkiemu Szlemowi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×