Jerzy Janowicz: Przez dwie godziny przeżyłem więcej niż przez 21 lat życia

- W ciągu dwóch godzin przeżyłem więcej, niż przez poprzednich 21 lat mojego życia - mówił Jerzy Janowicz portalowi SportoweFakty.pl tuż po największym zwycięstwie w swojej karierze.

Robert Pałuba
Robert Pałuba

- To coś absolutnie niespotykanego, spełnienie moich marzeń. Pokonanie samego Andy'ego Murraya w trzeciej rundzie tak elitarnego turnieju, największego z możliwych, jest czymś trudnym do opisania - mówił łodzianin po wyeliminowaniu Szkota w 1/8 finału turnieju w Paryżu-Bercy.

- Po meczu byłem tak zamotany, że zapomniałem, że obroniłem meczbola! - przyznał. - Dopiero kolega mi napisał, a ja się dziwiłem: "O jakiej piłce meczowej on mówi?". Nie pamiętam, jak ta piłka meczowa w ogóle wyglądała. W ciągu dwóch godzin przeżyłem więcej niż przez poprzednich 21 lat mojego życia. Życzę każdemu tenisiście, żeby mógł doznać czegoś takiego.

Janowicz był blisko wygrania pierwszego seta, jednak Szkot wybronił się ze stanu 4:5, 0-30. Polski zawodnik twierdzi jednak, że dwa zepsute returny w tym kluczowym gemie nie wpłynęły na jego dalszą postawę.

- Te zmarnowane szanse miałem przez chwilę w głowie, ale pomyślałem sobie, że to były dobre serwisy, a ja nieczysto trafiłem je przy ramie. Zagrałem tak, jak sobie postanowiłem. Starałem się agresywnie returnować, żeby mieć przewagę podczas wymian: taką podjąłem decyzję. Trudno, nie udało się. Nie miałem do siebie o to pretensji.

- Trochę szkoda, że mnie przełamał w pierwszym secie. Popełniłem podwójny błąd serwisowy, ale takie rzeczy się zdarzają. Z rywalem tej klasy wiedziałem, że muszę serwować na maksimum swoich możliwości. Zarówno pierwszy, jak i drugi serwis musiały być wykonane z pełną koncentracją, siłą i agresją - polski zawodnik tłumaczył ryzyko podjęte przy kluczowym break poincie, kiedy stracił podanie w pierwszej partii pojedynku.

Po znakomitym tie breaku seta drugiego, za którego chwalił Janowicza po meczu sam Murray, łodzianin poczuł, że jest w stanie wygrać pojedynek: - Po tie breaku dostałem wiatru w żagle. Nie mogłem się jednak podpalać i nadmiernie ekscytować, tylko chciałem wyjść na trzeciego seta bardzo skoncentrowany i zapomnieć o tym, co działo się we wcześniejszych partiach. Zapomnieć, że wygrałem seta z mistrzem olimpijskim.

Przeciwko Murrayowi Janowicz zastosował taką samą taktykę, jak w poprzednich pojedynkach i która powoduje, że wielu tenisistów nie lubi z nim grać: - Walczyłem, nie odpuszczałem. Wiedziałem, że Andy lubi rytm. Lubi przebijać, biegać i widać było u niego frustrację. Było to też widać z Čiliciem, było to widać z Kohlschreiberem.

Polak przyznaje także, że sam grywał z takimi przeciwnikami w turniejach niższej rangi i nie są to przyjemne pojedynki: - Wiem, że zawodnicy nie lubią grać z kimś, kto nie daje mu złapać rytmu. Sam grywałem na Challengerach z rywalami serwującymi po 230 km/h i próbującymi kończyć wymiany podczas pierwszej lub drugiej piłki. Wiem, jakie to uczucie, sam przeżywałem takie frustracje - uzasadnia Janowicz taktyczne podstawy swojej gry.

- Czy to pierwszy gem, czy koniec trzeciego seta, cały czas starałem się grać po swojemu, nie kombinować. Prowadzić mecz tak, żebym czuł się jak najpewniej i dziś się to opłaciło. Mam nadzieję, że przez te paręnaście godzin dojdę do siebie psychicznie, bo to niewiarygodne przeżycie - podsumowuje rozmowę z portalem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×