Geniusz, szaleniec, wielbiciel Hitlera. Historia mistrza szachów, Roberta Fischera

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Zmarł w 2008 roku, w wieku 65 lat, na niewydolność nerek. Jego japońska żona, Wakai Myoko, poleciała pochować go na Islandię w małym kościółku. To nie był koniec kontrowersji wokół Fischera. Został jeszcze spadek obliczany na około 2 mln dolarów. Dużo? Pewnie, że dużo, tylko że patrząc na zdjęcia genialnego szachisty z ostatnich lat, nie trzeba się dziwić, że tyle zaoszczędził.

Ubranie? Niemal strzępy, wiecznie brudne. Włosy? Siwe, potargane, broda gęsta. Poważne braki w uzębieniu. Powód, dlaczego tak było, był typowy dla byłego mistrza świata. Jego siostra twierdziła, że nie ufał dentystom, bo ci mogli mu włożyć plomby, które pomogłyby namierzyć go wywiadowi USA. W przeszłości miał co prawda pozakładane stare plomby, ale je pousuwał. Powód? Promieniowanie, które mogło go zabić. Za wszystkim miały stać amerykańskie służby specjalne, które tylko czyhały na możliwość pozbycia się Fischera. Skąd takie zachowanie?

W 1972 roku telewizja pokazywała wspomniany mecz z Reykjavíku ze Spasskim. W Stanach wszyscy nagle zainteresowali się tą dyscypliną. To był sport marginalny, amatorski, bez sponsorów i wsparcia państwa. W ZSRR był oczkiem w głowie sowieckich władz. Stąd też uznanie i oczarowanie Fischerem, który - tak go widzieli twórcy komiksów - przedstawiali go jako samotnego bohatera powstrzymującego machinę wrogiego komunizmu. On jednak nie radził sobie z popularnością.

Po meczu z Fischerem obóz Spasskiego też poddał się atmosferze spisków i oskarżył Amerykanów o promieniowanie, które miało osłabić ich zawodnika. Zaczęto szukać oznak zgubnego działania naświetlań, ale - jak podkreślał magazyn "Time" - w całej sali znaleziono jedynie dwie martwe muchy. Śledztwo szybko się zakończyło.

Frank Brady, jego biograf, mówił: - Był zagadką. Z jednej strony geniuszem szachów, absolutnym mistrzem w całej historii. Potem szybko spadł z piedestału, zniknął, stał się dziwakiem i odludkiem. Był pełen paradoksów, ale nie był też idiotą, jakiego próbowano zrobić z niego w mediach.

Czemu zniknął na wiele lat? Brady starał się to wyjaśnić rosnącą pogardą Fischera wobec ludzi, którzy zawsze traktowali go jak idola, przez co nie miał spokoju. Były jednak i inne, poważniejsze podejrzenia.

Już w 1962 roku na turnieju w Bułgarii Robert Byrne, amerykański arcymistrz, zasugerował, że Fischer powinien iść do psychiatry. Ten odparł, że to psychiatra mógłby mu płacić za "grzebanie" w jego mózgu. Jego znajomi widzieli jednak, że powoli, powoli coś niedobrego dzieje się z głową świetnego szachisty.

Dopiero po śmierci, kiedy zaczęto dokładniej analizować zachowania szachisty, specjaliści doszli do wniosku, że już w dzieciństwie mógł cierpieć na chorobę psychiczną. Ta, nie zdiagnozowana i nie leczona, pogłębiała się.

Wyrzucony ze szkoły postawił na szachy, które poznał w wieku 6 lat. Tak bardzo się zaangażował, że miał nieprawdopodobną obsesję na punkcie drewnianych figurek, jednak lekarze uznawali, że gorsze rzeczy zdarzają się młodzieńcom i nic nie robili. Obawiali się, że jeśli zaczną go leczyć, jego talent - powiązany z prawdopodobną chorobą psychiczną - może zniknąć. Tego nikt nie chciał, w końcu od zawsze w szachach rządzili Sowieci, a tu jest ktoś, kto może ich pobić!

Psychoanalityk Reuben Fine pisał, że przez wiele lat szachiści podchodzili do niego i prosili, żeby pomógł Fischerowi. - Był geniuszem, przy tym był kłótliwy, społecznie nieprzystosowany i nieszczęśliwy. Może szachy były najlepszą terapią dla niego?

Szachiści Robert Byrne i Pal Benko opowiadali Brady'emu, że obserwowali dziwne zachowania Fischera i jego rosnące zachcianki. Potrzebował specjalnego oświetlenia, specjalnego krzesła, absolutnego spokoju. Potem skarżył się na rywali, że próbują go otruć, a sowieci podsłuchują jego pokój albo spróbują go zabić podczas lotu samolotem (przez to bardzo bał się latania).

Problemy psychiczne prawdopodobnie odziedziczył po matce. Po latach, kiedy analizowano jej listy i zachowania, naukowcy doszli do wniosku, że wykazywała cechy charakterystyczne dla zaburzeń osobowości. Rosyjski psychoanalityk zajmujący się sportowcami, Walery Kryłow, uważał, że Fischer cierpiał na schizofrenię.

Amerykanin w 1975 roku nie przystąpił do obrony tytułu z Anatolij Karpovem, kolejnym produktem sowieckiej szkoły szachowej. Nie dogadał się co do warunków, choć nie wiadomo, czy chodziło o pieniądze. W efekcie stracił tytuł mistrza, a sam zniknął na długie lata. Prowadził bardzo skryte życie, nikt nie miał do niego dostępu. Nie wiadomo było nawet dokładnie, gdzie przebywa.

Pojawił się nieoczekiwanie na scenie w 1992 roku. Doszło wtedy w Belgradzie do rewanżu ze Spasskim. Stawką było 5 mln dolarów. Fischer już w 1972 roku chciał grać w tym mieście, ale nie było to możliwe ze względów finansowych, teraz udało mu się osiągnąć cel. Była jednak różnica - ten kraj, ze względu na wojnę na Bałkanach, znajdował się na liście krajów objętych sankcjami przez USA (w tym zakaz wjazdu na teren byłej Jugosławii). Za złamanie Fischerowi groziło nawet 10 lat więzienia. W końcu się doigrał.

W 2004 roku chciał przekroczyć granicę Japonii (miał lecieć na Filipiny) na paszporcie, który był nieważny. Na wniosek amerykańskiego prokuratora generalnego został zatrzymany i osadzony w więzieniu. Kiedy policjanci go obezwładniali, wrzeszczał i krzyczał, że go mordują. Za kratami spędził 9 miesięcy. Wyszedł w 2005 roku, udał się na Islandię i tam pozostał już do końca życia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×