Geniusz, szaleniec, wielbiciel Hitlera. Historia mistrza szachów, Roberta Fischera

Czy możliwe, że najlepszy szachista w historii był równocześnie chory psychicznie? To niewykluczone. Całe jego życie pokazuje, jak dziwnie się zachowywał.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

W 1972 roku trwała zimna wojna. Wtedy doszło do pojedynku między Zachodem i Wschodem. Prasa sowiecka przedstawiała to starcie jako pokaz potęgi komunizmu, dzięki któremu znowu "ich człowiek" utrze nosa Amerykaninowi Robertowi Fischerowi, który wywalczył prawo gry o tytuł najlepszego szachisty. W końcu sowieci mieli Borysa Spasskiego, mistrza świata, a przed nim wielu innych - Petrosjana, Botwinnika, Alechina, Tala. Szachy to była ich domena od końca II wojny światowej.

Fischer od razu wprowadził panikę w obozie Spasskiego. Pierwszą partię przegrał, drugą poddał walkowerem. Narzekał na warunki finansowe, obecność kamer, Rosjanie już się cieszyli, już myśleli, że go mają. Amerykanin po kolejnych trzech partiach doprowadził jednak do remisu i wtedy zrobił coś, co zaskoczyło przeciwników. Wyrzucił do kosza swoje ulubione zagrywki. Spasski nie był na to przygotowany. Kiedy nie miał podpowiedzi co do ulubionych posunięć Amerykanina, zaczęły się schody, bo w grze improwizowanej nie był tak dobry. Przegrał cały mecz i stracił mistrzostwo na rzecz Fischera. Szachista został bohaterem. Na niwie sportowej był kimś, ale jego życie prywatne nigdy mu się nie układało.
Podchodził z żydowskiej rodziny. Jego matka, Regina Wender, miała polskie korzenie i była wielką zwolenniczką komunistów. Jej romans z Niemcem (prawdopodobnie nazywał się Paul Felix Nemenyi) zaowocował pojawieniem się Fischera w 1943 roku. Wender od 1933 roku była żoną niemieckiego biofizyka, Hansa Gerhardta Fischera i to on dał chłopcu nazwisko, jednak późniejsze badania potwierdziły, że biologicznym ojcem był Nemenyi. Matka Fischera przybyła do USA w 1939 roku. Hans Fischer nigdy do USA nie przyjechał i zerwał kontakty z rodziną.

Mały szachista dorastał w Brooklynie, w wieku 14 lat był już arcymistrzem. Doszedł do tytułu mistrza świata, ale jak to określali jego biografowie - zachowywał się czasami absurdalnie. Nie grał w szachy w sobotę. Wszyscy myśleli, że przez żydowskie korzenie, ale nie. Słynny sportowiec wstąpił do Światowego Kościoła Boga, sekty założonej przez Herberta Armstronga. To on głosił, że w sobotę się odpoczywa. Tak zafascynował Fischera, że ten przekazał mu 61 tys. dolarów, wielką sumę jak na 1972 rok. To była część kwoty, jaką zarobił, kiedy pokonał Spasskiego.

Z czasem jednak w kościele doszło do rozłamów, a rozczarowany Fischer znalazł nowe miejsce na ziemi. Został żydem-antysemitą. To nie pomyłka. Po 1972 roku Fisher zajął się tyradami antyamerykańskimi i antysemickimi. Garri Kasparow, słynny rosyjski szachista, uważał, że mania nienawiści wobec żydów wzięła się stąd, że przez lata mistrzami świata byli Rosjanie pochodzenia żydowskiego, a Fischer ubzdurał sobie, że wszyscy są przeciwko niemu. Wszyscy, czyli "oni, żydzi".

Amerykański szachista zakochał się w hitlerowcach i samym Hitlerze, zaczytując się w "Mein Kampf". Mało tego - zaczął głosić, że coś takiego jak holokaust nie miało miejsca. W jego mieszkaniu wisiały obrazy z wodzem hitlerowskich Niemiec. Dzisiaj byłby idealnym przedstawicielem zaciekłych zwolenników dżihadu, bowiem były szachowy mistrz twierdził, że Ameryka wpadła w ręce podłych żydów. Kiedy 11 września 2001 roku samoloty rozbiły wieże w Nowym Jorku, cieszył się i głośno oznajmiał, że to wspaniała wiadomość, a on czeka, aż "ta pierd***** Ameryka zginie".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×