Kawka w Turcji. Hala jak dom i mecze bez spikerów
Hala, siłownia, biura, a nawet miejsce do spania, wszystko w jednym miejscu. Tak wygląda nowa codzienność Przemysława Kawki, asystenta trenera w Eczacibasi Dynavit Stambuł. Na łamach WP SportoweFakty w blogu dzieli się przeżyciami z Turcji.
Do tego jednak długa droga. Ciężko pracujemy, praktycznie spędzając całe dnie w klubie. Mamy ten komfort, że faktycznie wszystko jest w jednym miejscu. Możemy tu trenować na boisku, na siłowni, ale nie musimy też opuszczać obiektu, żeby coś zjeść. Spokojnie można by było tu nawet… spać. I jeden z naszych skautów czasami zostaje na noc, bo ma po prostu dość daleko do domu.
Z naszą drugą libero była zabawna historia. Ona nie była "zaplanowana" dla naszego zespołu, ale pewnego dnia Ferhat (Akbas, pierwszy trener Eczacibasi - przyp. red.) zobaczył ją w drzwiach podczas letniego campu dla młodszych zawodniczek. Jak to on, zaproponował jej dołączenie do treningu. Okazało się, że to niezły talent, jest aktualnie naszą drugą libero. Zeynep Palabiyik miała już nawet okazję zagrać w ligowym meczu.
Sama hala też jest starszym obiektem. Mamy tu jednak wszystko, czego potrzebujemy. Jeśli chodzi o wielkość to chyba mógłbym ją porównać do hali MOSiR w Radomiu, ale tam nawet wejdzie więcej osób niż u nas. Według oficjalnych danych mamy tu 1000 miejsc. Jest już planowana budowa nowego obiektu, który będzie większy i pomieści wszystkich chętnych kibiców, którzy chcą oglądać nasze mecze na żywo.
Nasz fanklub i tak pojawia się na meczach domowych, wyjazdowych. Nie ma tu dużej różnicy. Oczywiście najwięcej fanów mają Fenerbahce i Galatasaray, które mają też piłkarskie drużyny. Jednak nasze spotkanie z Vakifbankiem śledziło więcej osób niż właśnie jedno z ważniejszych spotkań Fenerbahce.
Co ciekawe, nie ma tu w ogóle spikerów. Ktoś puszcza muzykę i tyle, nikt tu nie nakręca dopingu. Podczas meczów reprezentacji pamiętam, że było inaczej i spiker robił dobrą robotę. Pytałem, dlaczego tu tak jest. I okazuje się, że to zależy od gospodarza i od rangi meczu. Mam wrażenie, że dużo osób przychodzi po prostu oglądać siatkówkę. Byliśmy na meczu w Nilufer, miejscowy zespół miał jakąś grupę fanów, ale nie byli szczególnie głośni. A po samym meczu i tak wszyscy chcieli zdjęcia z naszymi siatkarkami.
Ogólnie kilka razy już nam się zdarzyło, że tłumy po zdjęcia i autografy były niemalże takie jak wtedy, kiedy reprezentacja Polski siatkarzy jest w Polsce. Musieliśmy wychodzić bocznym wyjściem, bo inaczej nie doszlibyśmy do autokaru. Na pewno nasze zawodniczki są bardzo popularne w Turcji, co przekłada się właśnie na takie sytuacje.
Przemysław Kawka
Czytaj też:
Wielu Włochów chce objąć kadrę kobiet. Ale nie tylko. Pojawiają się kolejne nazwiska
Pani redaktor wraca na środek siatki. Iga Wasilewska i jej węgierskie Fatum
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.