Vital Heynen: Nie dam gwarancji, że w oczach zawodników będzie ogień

Trener kadry przed startem ME: - Nie wiem, jak się naprawia drużynę po takim rozczarowaniu jak Tokio. Nie myślcie, że nie było łez. Były. Ale znaleźliśmy energię. Czy dość, by osiągnąć duży wynik? - mówi Heynen. Mecz z Portugalią w czwartek o 17.30.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Vital Heynen WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Vital Heynen
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Dlaczego do końca mistrzostw Europy postanowiliście nie rozmawiać o igrzyskach w Tokio?

Vital Heynen, selekcjoner reprezentacji Polski siatkarzy: Na razie zamknęliśmy ten etap. Chcę uniknąć roztrząsania sprawy, bo nie ma na to czasu. A wywiady, w których zawodnicy rozmawialiby o Tokio, byłyby takim roztrząsaniem i nie pomagałyby drużynie. Teraz musimy patrzeć przed siebie. Po sezonie możemy roztrząsać, opowiadać o tym, jak widzimy pewne sprawy. I pewnie będziemy to robić przez całą zimę. Wtedy każdy będzie mógł mnie pytać, o co tylko będzie chciał. Jednak na razie proszę wszystkich - kibiców, związek, sponsorów, media - żeby nam pomogli skierować w dobrym kierunku całą energię, która nam została. Stoimy przed ogromnym wyzwaniem: doprowadzeniem zespołu na przyzwoity poziom po pierwszym rozczarowaniu od kilku lat i pokazaniem w ten sposób, że jesteśmy świetną ekipą.

Zawodnikom wyjaśniłem sytuację w ten sposób: Musimy patrzeć na igrzyska jak na ranę. Ranę najpierw trzeba opatrzyć, po kilku dniach zdjąć opatrunek i oczyścić, co zwykle boli. A co potem? Nie dotykasz tego miejsca, dajesz ranie powietrze i czas, żeby się zagoiła. Jeśli będziesz dotykać, drapać, nigdy się nie zagoi. Blizna zostanie już na zawsze - dla każdego z tej kadry Tokio będzie bardzo bolesnym wspomnieniem. Ale teraz jest czas na gojenie. Jak już z rany zrobi się blizna, będziemy rozmawiać o igrzyskach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska mistrzyni i 110 kg ciężaru. Jest moc!

Jak zmotywować zespół do walki po takiej porażce?

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak się "naprawia" drużynę po takim rozczarowaniu jak Tokio. Uważam, że to niemal niemożliwe. Startujemy z niskiego pułapu, bo przez trzy lata pracowaliśmy, żeby osiągnąć cel, medal igrzysk olimpijskich, i to się nam nie udało. A teraz, zaledwie po miesiącu, mamy kolejny ważny turniej. Nie da się całkowicie zapomnieć o Tokio i iść dalej, igrzyska siedzą w nas zbyt głęboko. O wyniku, który chcemy osiągnąć w mistrzostwach Europy, nie rozmawiamy. Mówimy o tym, jak powinniśmy się zachowywać jako zespół. Musimy wykorzystać to, co wypracowaliśmy w czasie trzech wspaniałych lat, i przekuć w fajny miesiąc. Zobaczymy, gdzie skończymy.

Nie dam gwarancji wyniku, poziomu sportowego, nie powiem, że w oczach zawodników będzie ogień. Jestem natomiast pod wrażeniem podejścia chłopaków. Myślałem, że atmosfera siądzie, ale ta jest zaskakująco dobra. Pierwszego dnia zgrupowania w Spale rozmawialiśmy o igrzyskach. Wyłożyliśmy karty na stół. Każdy powiedział, co mu leży na sercu, spisał swoje myśli. Zrzuciliśmy ciężar, który każdy z nas dźwigał, i zabraliśmy się do pracy. Poprosiłem wszystkich tylko o jedno - żebyśmy pokazali, że jesteśmy drużyną. Pierwszym sygnałem, że tak jest, było moim zdaniem to, że po Tokio nikt się nie wycofał. Łatwo było powiedzieć: "Teraz chcę spędzić czas z rodziną" albo "Muszę się przygotować do sezonu w klubie". Nikt tak nie zrobił. Wszyscy czują się zobligowani, żeby jeszcze powalczyć i zakończyć ten sezon miłym akcentem. Postaramy się, ale nie będzie łatwo.

Czuje się pan tak, jakby zarządzał pan kryzysem?

Tak, mamy największy kryzys, odkąd objąłem reprezentację Polski. Po raz pierwszy wynik nas nie broni. Nie czuję jednak, jakbym pracował w czasie kryzysowej sytuacji. Jak już mówiłem, atmosfera jest znacznie lepsza, niż zakładałem. Widzę poczucie jedności i myślę sobie: Wow, to jest prawdziwy zespół. Zarówno w zwycięstwie, jak i w porażce.

Na pewno nie minęło jeszcze dość czasu, żeby zawodnicy pogodzili się z olimpijskim rozczarowaniem. Ale może mieli go wystarczająco, żeby zrozumieć, że to nie koniec świata?

Może tak. Musicie jednak zrozumieć, że jeżeli przez trzy lata macie przed sobą jeden cel, jeśli poświęcacie całą swoją energię, żeby go zrealizować, a potem to się nie udaje, nie jesteś w stanie po miesiącu po prostu sobie powiedzieć: Ok, teraz czas włożyć energię w coś innego. Energia poszła w igrzyska. Już jej nie ma. Po Tokio w każdym z tej ekipy została pustka, której nie da się wypełnić w kilka dni. My próbujemy. Zobaczymy, w jakim stopniu uda nam się naładować akumulatory. W połowie? W jednej trzeciej? W jednej czwartej? Nie wiem. Na pewno nie w pełni, bo to niemożliwe. Dlatego tak ważne będzie dla nas wsparcie kibiców.

Oni muszą pomóc? Doładować zespół energią?

Tak. Uważam, że gdybyśmy nie grali w Polsce, nie byłoby szansy, żeby wypełnić pustkę w zadowalającym stopniu. Będziemy jednak u siebie, w końcu będziemy mieli fanów na trybunach. I to też duża rzecz. Kibice już pokazali nam, że mimo porażki są z nami. Wsparcie, jakie dostaliśmy od nich po igrzyskach, było niesamowite. Były głosy krytyki, ale na sto wiadomości dostawałem takie trzy, a pozostałych 97 było pozytywnych, podtrzymujących na duchu. Zawodnicy mówili mi, że w ich przypadku wyglądało to podobnie. Powtarzacie, że wy Polacy jesteście mocni w narzekaniu. W tym przypadku tego nie potwierdziliście. Jeśli w czasie mistrzostw Europy też dostaniemy takie wsparcie, to na pewno będzie dla nas duża pomoc. Da nam energię do grania. Może nie będziemy grać najlepszej siatkówki, jaką świat widział, ale razem z publicznością możemy walczyć i grać dobrze. Choć takiej intensywności jak przed igrzyskami i w czasie turnieju olimpijskiego nie osiągniemy.

Może te mistrzostwa Europy, rozgrywane przed własną publicznością, są jedną z lepszych rzeczy, jakie mogły się wam przydarzyć po Tokio?

Nie sądzę. Może dzięki temu turniejowi zespół poczuje się lepiej, ale z drugiej strony jest ryzyko, że za bardzo wyeksploatujemy ekipę. Już do tego momentu dali z siebie bardzo dużo, teraz muszą dać jeszcze trochę. Nie wiem, czy wkrótce za to nie zapłacą. Jednak póki co widzę, że zawodnikom pomaga przeżywanie tej poolimpijskiej żałoby wspólnie. Gdyby nie mistrzostwa, każdy przechodziłby ją osobno. A tak, zamiast rozmyślać w domu o tym, co się nie udało, przeżywamy ją w grupie, w której czujemy się dobrze. Ja mogę tłumaczyć drużynie, że po dużej stracie wciąż można się uśmiechać, cieszyć się tym, co się robi. W takich sytuacjach ludziom wydaje się, że im tego nie wolno, że nie powinni być szczęśliwi. Nieprawda. Ok, przegraliśmy, nie doszliśmy tam, gdzie chcieliśmy dojść. Ale to bardzo ważne, żeby mimo wszystko robić swoje z uśmiechem na twarzy.

Można powiedzieć, że wie pan, jak się w tej porażce odnaleźć?

Czy ja wiem? Porażki są bardzo trudne. W tej porażce widzę jednak pewne wyzwanie. Wszyscy specjaliści mówią i piszą, że jeżeli upadłeś, to nauczysz się wstawać. Wydaje mi się, że to idzie mi całkiem nieźle. Trenowałem wiele zespołów, które miały poważne problemy i jakoś udawało mi się z nimi uporać. Tym razem też czuję, że dam radę. Choć dzień przed powrotem do Spały miałem co do tego wątpliwości. Jednak w czasie zgrupowania pomogliśmy sobie nawzajem. Nie myślcie, że nie było łez, bo były. Ważne, że znaleźliśmy energię do pracy. Czy dość dużo, żeby osiągnąć duży wynik? Nie wiem. Jednak na pewno dość, żeby znowu pokazać się jako drużyna.

Czym byłby dla was medal mistrzostw? Czymś więcej niż tylko nagrodą pocieszenia?

Nie będę mówił o celach na turniej, o medalach. W naszej sytuacji to nie ma sensu. Możemy mówić o tym, żeby jeszcze ten jeden, ostatni raz, zostawić serce na boisku. Chcę, żeby ludzie, którzy przyjdą oglądać nasze mecze, byli dumni ze swojej drużyny. Jeśli będą, zaakceptuję każdy wynik.

Dlaczego mówi pan "ostatni raz"?

Czy będzie nowy trener, czy nie, czy zmienią się zawodnicy, kończy się pewien cykl. Po mistrzostwach zacznie się już kolejny.

Zdecydował pan, czy chce dalej pracować z reprezentacją Polski?

Jeśli chodzi o zawodników, którzy są w tej kadrze, to z wieloma z nich chcę pracować zawsze i wszędzie. Podam jeden przykład: Damian Wojtaszek. Chłopak, którego nie zabrałem na igrzyska. Na zgrupowanie przed mistrzostwami Europy stawił się pełen energii i zapału. Dla mnie to fantastyczne. Mógłby być sfrustrowany, zniechęcony, ale nie. Już przed igrzyskami mówił mi, że gdybym tylko go potrzebował, wystarczy jedno słowo. A nie jest przecież młodzieniaszkiem. To jeden z gości, z którymi chcę w przyszłości pracować. Choć kiedy i w jakiej roli, tego nie wiem.

Ale wie pan już, czy dalej będzie trenerem naszej kadry?

Nie mam pojęcia, co będę robił dzień po mistrzostwach Europy. Na pewno nie będę pracował w klubie. A co do pracy z polską reprezentacją, to powiem tyle: Wątpię, żeby w siatkarskim świecie była lepsza praca. Ludzie mówią, że wiąże się z dużą presją. Może. Dla mnie i tak jest fantastyczna. Nie ma chyba nikogo, kto powiedziałby: Nie, nie chcę tej roboty. I póki co nikt tego nie zrobił. Wszyscy poprzedni trenerzy nie rezygnowali sami. To z nich rezygnowano.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×