Żółto-czarny powiew świeżości - podsumowanie sezonu 2014/2015 Lotosu Trefla Gdańsk

Piąty występ w najwyższej klasie rozgrywkowej okazał się przełomowy dla ekipy żółto-czarnych. Przeskok z dziesiątej na drugą pozycję PlusLigi zaskoczył całą siatkarską Polskę.

Karolina Biesik
Karolina Biesik
Po słabym występie w sezonie 2013/2014, w którym Lotos Trefl Gdańsk uplasował się na odległym 10. miejscu, mało kto wierzył, że niespełna rok później żółto-czarnym uda się w wielkim stylu wedrzeć do ścisłej czołówki PlusLigi. W przeciągu kilku miesięcy z drużyny rozczarowującej swoich sympatyków, zbudowano team, który w stu procentach wykorzystał drzemiący potencjał i sięgnął po historyczne sukcesy.
Przed sezonem

Nieudany sezon 2013/2014 nie mógł pozostać bez reakcji włodarzy Lotosu Trefla Gdańsk. Jeszcze przed zakończeniem rywalizacji o 10. miejsce z klubem rozstali się Grzegorz Łomacz i Paweł Mikołajczak. Na następne decyzje personalne nie trzeba było długo czekać: współpracę z ekipą znad morza zakończył Radosław Panas oraz sześciu kolejnych zawodników, z atakującym Jakubem Jaroszem na czele.

Stery po Radosławie Panasie przejął bardzo dobrze znany polskiej publiczności, Andrea Anastasi, stając się pierwszym zagranicznym trenerem w historii klubu. Osoba Anastasiego sprawiła, iż oczy ekspertów oraz kibiców zostały skierowane w stronę Gdańska. Wszyscy zastanawiali się czy utytułowany szkoleniowiec zdoła zbudować nad polskim morzem siatkarską potęgę.

Andrea Anastasi przy podpisywaniu kontraktu z gdańskim Treflem zdawał sobie dokładnie sprawę z ograniczeń budżetowych. Wiedział, że nie będzie mógł dokonać tak spektakularnych transferów jak rywale z Rzeszowa czy Bełchatowa. Szkoleniowiec z Półwyspu Apenińskiego sięgnął po zawodników, których nazwisk ciężko było szukać na pierwszych stronach siatkarskich portali. Jego autorski projekt opierał się w głównej mierze na cechach charakterologicznych. - Specjalnie dokonywaliśmy razem z zarządem klubu takich decyzji personalnych, by sprowadzić do Gdańska graczy potrafiących grać zespołowo, ale jednocześnie umiejących w ważnych momentach spotkania ponieść ciężar gry na swoich barkach. Wspólnie powinno nam się udać zbudować prawdziwą drużynę, która będzie walczyła o każdą piłkę - opisywał swój pomysł na budowę zespołu, były selekcjoner reprezentacji Polski.

Jedną z pierwszych decyzji transferowych nowego opiekuna żółto-czarnych było zakontraktowanie Mateusza Miki, który barwy trójmiejskiego klubu reprezentował po raz pierwszy w sezonie 2012/2013. Kolejne tygodnie maja przynosiły nowe informacje dotyczące projektu budowanego pod okiem utytułowanego Włocha. Grzegorza Łomacza na pozycji rozgrywającego zastąpił Marco Falaschi, który miał być gwarantem kombinacyjnego stylu gry. W miejsce Jakuba Jarosza natomiast zakontraktowano wyróżniającego się w lidze francuskiej Murphy'ego Troya. W trakcie wrześniowych mistrzostw świata klub poinformował o pozyskaniu ostatniego z zagranicznych zawodników: Sebastiana Schwarza.
Andrea Anastasi poprowadził żółto-czarnych do historycznych sukcesów Andrea Anastasi poprowadził żółto-czarnych do historycznych sukcesów
Włoski szkoleniowiec zdecydował się również sięgnąć po polskich zawodników, których pozycja u poprzednich pracodawców z roku na rok malała. Piotr Gacek i Wojciech Grzyb, zgodnie z wizją Anastasiego, dzięki swojemu ogromnemu doświadczeniu mieli stać się ostoją żółto-czarnych. W składzie Lotosu Trefla Gdańsk nie zabrakło miejsca dla młodych perspektywicznych graczy, mających na swoim koncie sukcesy odnoszone w Młodej Lidze. Jak pokazał przebieg sezonu ich rola ograniczała się wyłącznie do zmian zadaniowych.

Zarówno zawodnicy, jak i szkoleniowiec, bardzo ostrożnie wypowiadali się na temat celów drużyny. Pierwszym krokiem jaki chcieli wspólnie wykonać było wywalczenie miejsca w fazie play-off. Tym samym gdańszczanie unikali powtórki sytuacji z lat ubiegłych, kiedy wielkie zapowiedzi kończyły się jeszcze większym rozczarowaniem. - Zdecydowałem, że przed tym sezonem nie będę składał żadnych deklaracji odnośnie celów zespołu. Zarówno dwa lata temu jak i w zeszłym roku były wielkie obietnice, które zostały brutalnie zweryfikowane na boisku. W tym sezonie chcemy przede wszystkim walczyć. Jeśli będziemy waleczną ekipą wówczas dobry wynik sam do nas przyjdzie - mówił przed rozgrywkami, Bartosz Gawryszewski.

Wzloty i upadki

Lotos Trefl Gdańsk rozpoczął plusligowe rozgrywki z wysokiego C. Już w drugiej kolejce żółto-czarni bez żadnych problemów pokonali na swoim terenie ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle, czym wzbudzili niemałe zdziwienie wśród amatorów polskiej siatkówki. We wcześniejszych latach taki wyczyn pozostawał jedynie w sferze marzeń nadmorskiego zespołu, ale teraz wszystko miało się zmienić. Gdańszczanie nie tylko toczyli wyrównane bitwy z zespołami z czołówki ligi, ale również byli w stanie je pokonać. Pierwsza wielka chwila nastąpiła 23. listopada. Tego dnia, w gdyńskiej hali, po pięciosetowym pojedynku Asseco Resovia Rzeszów musiała zejść z boiska pokonana. Czegoś takiego trójmiejska drużyna nigdy wcześniej nie dokonała.

Dla gdańskich siatkarzy minione rozgrywki były niczym maraton. Szkoleniowiec cały sezon rozegrał jedną "szóstką" stosując stosunkowo mało zmian. Chwilową gorszą dyspozycję sportowców bez litości wykorzystywali ich przeciwnicy. Z tego powodu nie obyło się bez kilku wpadek. Pierwszą z nich żółto-czarni zaliczyli w dziewiątej rundzie, kiedy na własnym terenie ulegli beniaminkowi z Lubina, który rozegrał wtedy jedno ze swoich najlepszych spotkań. Kolejnym nieudanym meczem było starcie z AZS-em Częstochowa. Przegrana 0:3 nie była tym, czego spodziewano się po dobrze sobie radzącym kolektywie znad morza. W ciągu rundy zasadniczej Lotos Trefl poniósł 7 porażek przy 19 zwycięstwach i uplasował się na trzecim miejscu w tabeli.

Wartym przypomnienia sukcesem i "wysokim" wzlotem gdańskich siatkarzy był Puchar Polski. W turnieju finałowym rozgrywanym w Ergo Arenie miejscowa drużyna pokonała 3:1 bełchatowian i wskoczyła do finału, gdzie miała się mierzyć z rzeszowianami. Pojedynek o trofeum dostarczył wielu emocji, a żadna ze stron ani myślała się poddać. Niesieni dopingiem kibiców gdańszczanie "pofrunęli" po swoje pierwsze trofeum pokonując, również 3:1, ekipę z Podkarpacia.

Przegrane, jakie ponosili żółto-czarni dodawały im tylko motywacji do dalszej ciężkiej pracy. Po każdej z nich podnosili się silniejsi, gotowi na kolejne mecze. Nie wątpili w to, że są w stanie wiele osiągnąć, ale do samego końca nie spodziewali się, że uda im się zakończyć sezon z tak znakomitymi wynikami. - Pomysł, jaki miałem na początku sezonu, nie zakładał awansu do finału PlusLigi, zwłaszcza po ostatnim występie, kiedy Lotos zajął dziesiąte miejsce. Staraliśmy się być drużyną, która oscylowałaby w okolicach piątego miejsca - już po zakończeniu rozgrywek wyjawił Andrea Anastasi. Włoch dopasował do siebie graczy, którzy potrafili unieść na swoich barkach rodzącą się presję wyniku, przez co całe rozgrywki w ich wykonaniu można zaliczyć, jako jeden wielki wzlot.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×