Ci zawodnicy mogą niedługo stanowić o sile kadry - wywiad z Jackiem Nawrockim, trenerem reprezentacji Polski juniorów

Agata Kołacz
Agata Kołacz
Wszystkie zespoły grające w Brnie znajdowały się w jednym hotelu. Zawodnicy spotykali się w windzie, na korytarzu, na stołówce. Jaki ma pan pogląd na ten temat? Czy lepiej, gdy wszyscy są w jednym miejscu, czy jednak porozdzielani?

- Ciekawe spostrzeżenie. Trochę jest inaczej, gdy każda z drużyn ma swój ośrodek, swoją przestrzeń. Jest wyalienowana od reszty, jedzie na mecze i dopiero na hali spotyka się z przeciwnikiem. Co innego jest natomiast, gdy wszyscy są w jednym miejscu, gdy spotykają się na posiłkach. Wtedy zaczyna być zupełnie inne zabarwienie psychiczne turnieju. Najlepszym chyba tego przykładem są igrzyska olimpijskie, gdzie wszystko się miesza. Sportowcy spotykają innych zawodników, którzy im imponują, patrzą na ich zachowania i często wtedy odchodzą od swojej koncentracji. Taki wspólny pobyt w jednym hotelu trzeba umieć wytrzymać i przejść obok tego, żeby zbyt mocno nie zaangażować się w ten "bałagan", melanż zawodników, trenerów, wszystkich osobowości. Nie ucieknie się z hotelu, więc trzeba sobie poradzić samemu psychicznie. Ma to niebagatelne znaczenie, bo oprócz drużyn, przyjeżdżają na turnieje także managerowie i zaczynają się wstępne rozmowy o kontraktach. Można takiemu zawodnikowi nabałaganić w głowie i on wtedy traci skupienie, koncentrację, która jest potrzebna do rozgrywania spotkania.

Jedna grupa rozgrywała swoje mecze w Brnie, druga w Nitrze. Czy nie ma pan wrażenia, że w decydujących rozstrzygnięciach kibice wspierali te drużyny, które znali z występów we wcześniejszej fazie? - Czasami tak jest, może rzeczywiście jak pierwszego dnia kolejnej rundy przyjeżdżają nowe drużyny, to publika utożsamia się z tymi, z którymi się widziała wcześniej, ale to chyba nie ma większego znaczenia. Zawodnicy raczej nie przywiązują do tego wagi. Kilku zawodników z prowadzonej przez pana kadry gra w warszawskiej Politechnice. - Na pewno będę częstym gościem w Warszawie i będę obserwował, jak Olek Śliwka, Artur Szalpuk, Krzysiek Bieńkowski, Bartek Mordyl i Bartek Lemański się rozwijają, bo to dla nich nowe doświadczenia, nowe impulsy, nowe drużyny. Oczywiście gra w jednym klubie to korzyść również dla reprezentacji. Ja cały czas będę sercem z chłopakami, będę im kibicował, oby szli do przodu, Mam nadzieję, że sukces na mistrzostwach Europy juniorów przełożył się na to, by ci zawodnicy w przyszłości stanowili o sile reprezentacji seniorskiej.
Aleksander Śliwka i Artur Szalpuk dobrze znają się z rozgrywek młodzieżowych, a teraz grają razem w Politechnice Warszawskiej Aleksander Śliwka i Artur Szalpuk dobrze znają się z rozgrywek młodzieżowych, a teraz grają razem w Politechnice Warszawskiej
Jest pan trenerem wyłącznie w Spale. Doradzał pan zawodnikom, do których klubów mają pójść po zakończeniu wieku juniorskiego? - Bardzo ciężko nam doradzać, wskazać chłopakom odpowiednią drogę, bo na decyzję wszystko wpływa: pieniądze, warunki socjalne, nazwy drużyn. Mało który zawodnik zastanowi się nad tym, że trzeba poszukać klubu, w którym będzie występował w podstawowym składzie. A gra to przecież inwestycja, by w przyszłości móc wyjąć więcej. Każdy z siatkarzy chciałby od razu znaleźć się w klubie z czołówki, a przecież te drużyny walczą o najwyższe cele, nie tylko w Polsce, więc nie zawsze mogą w stu procentach zajmować się młodymi. Czasami są oni tylko po to, by podstawowych zawodników utrzymywać w dobrej formie. Tak zawsze było i my tego nie zmienimy. Jeśli ktoś jest twardy i umie się odnaleźć w seniorskiej siatkówce, to przetrwa niekorzystne chwile. My specjalnie nie pomagamy, może czasami z naszej strony jest delikatna sugestia. Staramy się nie wtrącać do wyboru klubów przez zawodników. Oczywiście jest nam w pewnym sensie przykro, gdy zawodnik odchodzi wcześniej ze szkoły. Jeśli widzimy go w podstawowym składzie to ok, ale jeśli on staje się zawodnikiem dwunastym, trzynastym czy to ma wydłużoną drogę rozwoju. Wtedy ta decyzja trochę mija się z celem...

Czy można mówić o konflikcie interesów klubów i reprezentacji?

- Jeśli chodzi o siatkówkę młodzieżową, Spała gwarantuje dobry poziom przygotowania. Ale który z zawodników, mających szansę gry w ligowym zespole, nie chce z niej korzystać. Chyba każdy myśli o tym, by w PlusLidze zadebiutować jak najwcześniej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że w życiu sportowca wszystko musi mieć swój czas, swoje tempo. Kłopoty są zawsze, my zawodników puszczamy na rozgrywki juniorskie, czasami oszczędzamy ich w Spale, dozujemy im obciążenia, a podczas turniejów klubowych grają kilka meczów w ciągu kilku dni. I praktycznie muszą być liderami swoich zespołów. Czasami przyjeżdżają jako wraki, dlatego trzeba poświęcić czas na regenerację, jednak musimy sobie z tym jakoś radzić. Podobnie jest zresztą w siatkówce seniorskiej, obciążenia klubowe i reprezentacyjne się na siebie nakładają. O ile ci starsi sami decydują o tym, to w przypadku młodszych musi być współpraca szkoleniowców klubowych i reprezentacyjnych. W tym roku bardzo dobrze układała mi się współpraca z trenerami klubowymi, jeśli rozmawialiśmy o obciążeniach, to dochodziliśmy do wspólnych wniosków. Dzięki temu kilku chłopaków do tych mistrzostw Europy dotrwało, bo inaczej byliby "zajechani". Natomiast wiadomo, że ci najlepsi zawodnicy zawsze mają najgorzej, są najbardziej eksploatowani, bo żaden z trenerów nie chce z ich umiejętności rezygnować. Dlatego odpowiednio trzeba ułożyć priorytety.

Czy absencja i kontuzja Artura Szalpuka nie były skutkiem właśnie tych przeciążeń?

- Artur grał w Politechnice Warszawskiej, ale był również delegowany na mecze juniorów z MDK-u Warszawa. Oprócz tego występował też w reprezentacji, dużo jest tego wszystkiego. Ale tego typu zawodnik jest jeszcze pod ochroną, natomiast nasi uczniowie grali w Młodej Lidze, w rozgrywkach II ligi i również w turnieju o awans do I ligi. No i jeszcze mecze w reprezentacji, więc gdybyśmy ich nie oszczędzali, rozegraliby około sześćdziesięciu spotkań w sezonie. Do tego trzeba doliczyć ich wizyty w klubach i imprezy juniorskie, czyli jeszcze dziesięć kolejnych meczów. Niektórzy byli liderami swoich zespołów i grali praktycznie sami, co może być ogromnym problemem. Dlatego ważne jest, by to odpowiednio poukładać. Być może doczekamy się jakiegoś systemu, który będzie ograniczał eksploatację tych zawodników. Wiem, że PZPS robi wszystko, by wypracować odpowiednie rozwiązanie. Po części rozumiem każdego trenera, bo który z nich nie chce wykorzystać wszystkiego, co ma najlepsze. Tu trzeba coś zrobić, by chłopcy nie byli tak eksploatowani, by mogli przechodzić do kolejnych kategorii bez uszczerbku na zdrowiu.

Czy srebrni medaliści z Brna będą niedługo stanowić o sile seniorskiej reprezentacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×