Adrian Staszewski: Teraz można gdybać
Effector Kielce nie zdołał powtórzyć wyniku sprzed kilku dni i pokonać PGE Skry Bełchatów w ćwierćfinale Pucharu Polski rozgrywanego w Zielonej Górze.
Effector Kielce na początku marca po raz pierwszy w historii pokonał PGE Skrę Bełchatów. Spotkanie to przyniosło wiele emocji, bo zwycięstwo pozwoliło na awans do play-offów, równocześnie przekreślając szanse Transferu Bydgoszcz i Lotosu Trefla Gdańsk. Bełchatowianie nie zagrali w najsilniejszym składzie, ale do starcia w Pucharze Polski wyciągnęli największe działa.
Początkowo PGE Skra i Effector toczyły wyrównaną walkę, ale w swoim stylu, bełchatowianie w końcówce odskoczyli, zostawiając rywali daleko w tyle. W drugiej odsłonie kielczanie przejęli inicjatywę i odskoczyli na kilka punktów. Kiedy na zagrywce pojawili się Jędrzej Maćkowiak, a kilka chwil później Mariusz Wlazły, było już po secie. - Szkoda tej drugiej partii, bo zaczęliśmy go bardzo przyzwoicie i mieliśmy kilkupunktową przewagę. Niestety nie udało jej się dowieźć do końca seta i wyrównać stanu meczu. Ogólnie jednak myślę, że nie zagraliśmy źle i mieliśmy momenty, w których skutecznie odpieraliśmy ataki rywali - powiedział po ćwierćfinale Adrian Staszewski.
Przed Effectorem trzeci (i być może czwarty) mecz I rundy fazy play-off z Asseco Resovia Rzeszów. Po dwóch porażkach to ostatni dzwonek dla zespołu z Kielc na podjęcie walki. - Z takimi zespołami gra się naprawdę bardzo ciężko. Na pewno będziemy mieć atut własnej hali, co nam w jakimś stopniu pomoże. Myślę, że postaramy się odrzucić ich zagrywką, będziemy ryzykować w tym elemencie. Naprawdę ciężko się gra z nimi, bo mają rewelacyjne przyjęcie, więc jesteśmy zmuszeni do gry jeden na jeden. Temu elementowi warto poświęcić uwagę na treningach i rozgrzewce przedmeczowej - zakończył przyjmujący Effectora.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!