ZPPR rzuca Krzysztofowi Kotwickiemu kłody pod nogi. Wymagany kurs? Nie ma mowy
- Nie dość, że zabronili mi pracować, to teraz nie chcą przyjąć mnie na obowiązkowy związkowy kurs - grzmi trener Krzysztof Kotwicki. Szkoleniowiec niedawno wygrał w sądzie z ZPPR sprawę o dopuszczenie do zawodu.
Kotwicki ma po swojej stronie wyrok Sądu Apelacyjnego (z pisemnym uzasadnieniem), ale dla ZPRP to nadal za mało. Szkoleniowca nie dopuszczono do udziału w konferencji w Szczyrku.
- Chciałem przekonać się o jakości kursu, wpłaciłem 500 zł i otrzymałem potwierdzenie uczestnictwa. Po kilku dniach przyszła kolejna wiadomość. Dowiedziałem się, że nie będę mógł pojawić się na konferencji! - wyjaśnia Kotwicki i przytacza treść wiadomości:
Informujemy, że przedmiotowa kursokonferencja jest dedykowana wyłącznie dla trenerów chcących przedłużyć licencję kategorii A i dlatego mogą do niej zostać dopuszczeni tylko trenerzy, którzy posiadają zaświadczenie lub certyfikat potwierdzający ukończenie kursów szkoleniowych i egzaminów dla trenerów piłki ręcznej na poziomie III, organizowanych przez ZPRP, EHF lub inne upoważnione przez związek podmioty lub dyplom trenera piłki ręcznej klasy I lub klasy mistrzowskiej.
W związku z powyższym Pana aplikacji nie możemy przyjąć.
- Niedawno przecież sąd uznał moje kompetencje, wystarczy zagłębić się do uzasadnienia wyroku. Co ciekawe, gdybym nie zgłosił się do kursu, to moja licencja byłaby nieważna i też nie mógłbym prowadzić zespołów. Czuję się, jakby związek rzucał mi kłody pod nogi - kontynuuje Kotwicki.
Były trener MMTS-u Kwidzyn zapowiada, że nie podda się i w piątek (31 maja) pojawi się w Szczyrku, nawet gdyby miałby zostać wyproszony siłą. - Wziąłem urlop na uczelni, na pewno tam pojadę. Nie odpuszczę bez walki. Napisałem także pismo do Ministerstwa Sportu - przyznaje.
Co ciekawsze, niektórzy z uczestników kursu nie posiadają wymaganej przez związek licencji.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone