Czy Warszawa pokocha piłkę ręczną?

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Dziś

Obecnej stołecznemu klubowi do lat chwały daleko. Dużych nazwisk w składzie szukać próżno. Ostatni sezon udało się przeżyć za dwieście tysięcy złotych. W porównaniu do czołówki pierwszej ligi to kwota skromna. Najlepsi mają ponad dwa razy więcej.

Hala, w której gra zespół, jest obiektem z innej epoki. - To staruszka. Oczywiście, chcielibyśmy grać nasze spotkanie w ładniejszej i większej hali, przy pełnych trybunach. Jeździmy po Polsce. Widzimy, gdzie rywalizują zespoły z Elbląga czy Legionowa. Może my też się kiedyś doczekamy. W Warszawie ze sportem zawsze było jednak pod górkę. To przykre, że tak duże miasto nie może dochować się zespołu na miarę ekstraklasy - mówi Porzeziński.

Doświadczony szkoleniowiec nie załamuje rąk. Wierzy, że coś drgnie i klub ruszy do przodu. - Coraz więcej ludzi zaczyna się nami interesować. A my chcemy iść do przodu, krok po kroku. Nie pełną łychą, ale spokojnie, powoli, łyżeczką - mówi. To nie futbol ani siatkówka. Sukces w piłce ręcznej nie wymaga fortuny.
Warszawiacy - mimo skromnych środków - mieli w tym sezonie sporo powodów do radości Warszawiacy - mimo skromnych środków - mieli w tym sezonie sporo powodów do radości
Akademickie marzenia

Dzień przed starciem Warszawianki z Realem swój ostatni mecz w sezonie grają Akademicy z Banacha. Zespół Uniwersytetu Warszawskiego przed rokiem opuścił szeregi pierwszej ligi i tej wiosny miał walczyć o powrót na zaplecze elity. Celu osiągnąć się nie udało, o niepowodzeniu przesądziły punkty stracone w konfrontacjach z zespołami dolnej części tabeli.

- Czujemy niedosyt. Mamy jednak fajny zespół, a na trybunach pojawia się coraz więcej ludzi. Jesienią na pewno znów podejmiemy walkę o awans - podkreśla trener, Robert Bliszczyk. Poprzedni rozgrywki Akademicy przeżyli za sto czterdzieści tysięcy złotych. Ostatnie podliczone jeszcze nie zostały, ale kwota na pewno była niższa. - Nie zaliczamy się do drugoligowych krezusów - przyznaje kierownik zespołu, Krzysztof Szczyciński.

Trzy lata temu AZS UW grał barażach o awans do PGNiG Superligi. Budżet klubu - wspieranego przez firmę Zepter - sięgał czterystu tysięcy złotych. W przypadku awansu miał być przynajmniej podwojony, a trener Witold Rzepka snuł marzenia o meczach z Vive Tauronem Kielce czy Orlen Wisłą Płock Arenie Ursynów. Plany legły w gruzach, gdy ze wspierania klubu zrezygnował tytularny sponsor.

AZS UW i tak był wówczas oazą na pustyni. Latem 2011 roku zlikwidowana została męska sekcja Politechniki Warszawskiej. Inżynierowie mogli zagrać w barażach o awans do elity, ale wówczas dla klubu ważniejsze były Akademickie Mistrzostwa Polski. Później współpracę ze szczypiornistami zakończyli dwaj sponsorzy, a ludzki błąd w postaci proceduralnego niedopatrzenia sprawił, że sekcja nie dostała dofinansowania z ratusza.

Pasjonaci

Dziś piłkę ręczną w stolicy oglądać można jeszcze przy Marymonckiej. Tam swoje mecze rozgrywają panie z Akademii Wychowania Fizycznego. Historia bliźniacza. To drużyna pasjonatek, które sport łączą ze studiami i pracą. Po parkiecie biegają za darmo. Przy okazji spotkań domowych frekwencyjnych problemów nie ma, skład na mecze wyjazdowe jest już jednak uzależniony od tego, której z dziewczyn uda się dostać wolne w pracy.

Sznurki trzymają Daniel Lewandowski i Paweł Kapuściński. Trenerzy, kierownicy, organizatorzy. Wszystko spoczywa na ich barkach. Od przeprowadzenia zajęć, przez zorganizowanie meczu po ustawienie ławek rezerwowych i zakup wody mineralnej. Nic nie zmienia się od lat.
Akademiczki z Marymonckiej po parkiecie biegają za darmo. To ich pasja / fot. Piotr Piwowarski, AZS AWF Akademiczki z Marymonckiej po parkiecie biegają za darmo. To ich pasja / fot. Piotr Piwowarski, AZS AWF
Trenerzy ostatnie pieniądze podjęli z klubu w marcu ubiegłego roku. Dziś drużyna żyje na kredyt, finansowana z prywatnych pieniędzy. Uczelnia pomaga skromnie, o środki finansowe z piłką ręczną walczą dziesiątki innych sekcji. Miasto głównie obiecuje. AWF, który wychował całe zastępy znakomitych wyczynowców, nie jest pierwszy do grantów nawet we własnej dzielnicy. - Sytuacja w Warszawie jest taka, że gdybyśmy się nazywali Legia, mielibyśmy pieniądze z miasta - przytomnie zauważa Lewandowski.

Problemy finansowe sprawiły, że w 2011 roku padła sekcja mężczyzn. Dziś w studenckim składzie rywalizuje ona w drugiej lidze. W cieniu uznanych firm swoje małe szczęście buduje Varsovia. Klub kilka lat temu postawił na szkolenie młodzieży i dziś legitymuje się kilkoma medalami mistrzostw Polski w niższych kategoriach wiekowych. Wiosną ekipa z Gwiaździstej wygrała łódzką grupę drugiej ligi, w pokonanym polu pozostawiając inne żeńskie drużyny ze stolicy: AZS UW, MKS Ochotę i WKPR Wesołą. Do spotkań barażowych ze względów sportowych zespół jednak nie przystąpił.

Czy Warszawa doczeka się w najbliższych latach zespołu w PGNiG Superlidze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×