Gwiazdy od kuchni: Sergio Aguero

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Leonel amatorsko kopał piłkę w drużynie należącej do Eduardo Gonzaleza - znanego dziennikarza radiowego. Zdawał sobie sprawę z tego, iż "Kun" również ma talent do futbolu, więc pewnego dnia zaprezentował chłopca żurnaliście. - Powiedział mi, że jego syn naprawdę potrafi grać - mówi Gonzalez. - Gdy pierwszy raz zobaczyłem go w akcji, już wiedziałem, że to wyjątkowy dzieciak. Warunki, w jakich rodzina Aguero-Castillo musiała egzystować w połowie lat dziewięćdziesiątych, dałyby w kość największym miłośnikom mocnych wrażeń. Mieszkanie nie miało nawet toalety, nie mówiąc już o oddzielnych pokojach dla każdego z siedmiorga rodzeństwa. Po urodzeniu Yesici i Sergio, Adriana wydała bowiem na świat jeszcze piątkę potomstwa: Gabrielę, Mairę, Daianę, Mauritiusa i Gastona. - Nie było mowy o nawet chwili prywatności - opowiada "Kun".

Przez wielu ekspertów Buenos Aires nazywane jest stolicą światowej piłki. Wyliczono, że wokół aglomeracji skupionych jest aż sześćdziesiąt teamów, rywalizujących w pięciu różnych ligach. Tamtejsze stadiony wyglądają niczym wycięte z minionej epoki, lecz to w ogóle nie przeszkadza kibicom tłumnie wypełniać trybun i dopingować swoich ulubieńców. Najwięcej fanów mają oczywiście River Plate i Boca Juniors, których bezpośrednie starcia określa się mianem Superclasico. W leżącej w prowincji Buenos Aires Avellanedzie również zadomowiły się dwie słynne ekipy - Independiente oraz Racing. Właśnie z tym pierwszym klubem, w którym znajomości miał Eduardo Gonzalez, związał się dziewięcioletni Sergio Aguero. Dziennikarz porozmawiał ze swoim przyjacielem trenującym drużynę U-13, Nestorem Rambertem, a ten zaprowadził chłopca do Mencho Balbueny, opiekującego się teamem U-11.

Bieda często wymusza na ludziach różne niecodzienne zachowania. Ledwie nastoletni "Kun" rozgrywał po pięć spotkań tygodniowo, a na treningach młodzieżowego zespołu El Rojo pojawiał się raz na siedem dni. W kuluarach mówiło się, że grał za pieniądze w slumsach, gdzie za jeden mecz mógł zarobić równowartość około stu pięćdziesięciu złotych. Ponadto Leonel wpadł w złe towarzystwo w Los Eucaliptus i nie bardzo wiedział jak się z niego wyplątać. - Otaczali go narkomani i oszuści - opowiada Eduardo Gonzalez. - Stoczyliśmy prawdziwą wojnę o "Kuna". - Rodzice innych dzieciaków byli wściekli, że Sergio mógł przychodzić na treningi tylko raz w tygodniu - dodaje Nestor Rambert. - Ale ja doskonale wiedziałem, że on grał w slumsach i zarabiał pieniądze dla swojej rodziny.

Każdy dzieciak grający w futbol czy to na podwórku, czy w klubie, ma swojego piłkarskiego idola. Dla małego Aguero kimś takim był Michael Owen, wówczas gracz Liverpoolu. Sergio wie, że jako piłkarz Manchesteru City może sobie zaszkodzić takimi zwierzeniami, jednak przeszłości nie da się przecież tak po prostu wymazać. - Kiedy byłem dzieckiem, chciałem być Michaelem Owenem - mówi. - Zawsze lubiłem Liverpool. W dzieciństwie grając w gry wideo wybierałem ten klub ze względu na czerwony kolor koszulek - taki sam jak Independiente. Często wcielałem się też w Arsenal lub Chelsea. "Kun" już w wieku dziesięciu lat wiedział, że Owen był typem napastnika, któremu nie można zostawić ani milimetra wolnej przestrzeni, bo każdy moment nieuwagi to narażanie się na utratę gola. - Gdy byłem Liverpoolem, grałem czwórką obrońców, dwoma środkowymi napastnikami oraz dwoma rozciągającymi grę na skrzydła, ze Stevenem Gerardem tuż za Djibrilem Cisse lub Fernando Morientesem - wspomina. - W ten sposób za każdym razem zdobywałem sześć lub siedem goli. Aguero do dnia dzisiejszego pamięta bramkę, którą Michael Owen wbił reprezentacji Argentyny podczas mundialu w 1998 roku: - Pomyślałem wtedy: "ty mały skurczybyku!".

Gonzalez i Rabmert stali się właścicielami karty zawodniczej małego "Kuna", a w zamian udzielali wsparcia całej rodzinie. Dawali pieniądze, kupowali jedzenie, ubrania i książki do szkoły. Płacili również za opiekę medyczną czy bilety autobusowe. Gdy zauważyli, że Sergio koniecznie musi opuścić slumsy, nabyli dla familii dom w spokojniejszej części Villa Itati w Quilmes. Okolica wydawała się dużo lepsza niż Los Eucaliptus, ale i tak można tam było szybko wpaść w tarapaty. - Nie sądzę, że którykolwiek z moich przyjaciół z dzieciństwa jest teraz w domu - opowiada Sergio. - Wszyscy siedzą w więzieniu. Gdybym się stamtąd nie wydostał, nie wiem, co by się ze mną stało. Piłka nożna mnie uratowała.

- Już jako dzieciak to był prawdziwy "crack" - mówi Mencho Balbuena, coach Aguero w zespole Independiente U-11. Chłopak piął się po szczeblach młodzieżowych sekcji w zastraszającym tempie, grając najczęściej z zawodnikami o dwa lata starszymi. Choć nie straszył wzrostem, radził sobie naprawdę wyśmienicie. Jako dwunastolatek poprowadził młodzieżową ekipę El Rojo do tytułu mistrzowskiego. W 2001 roku w meczu przeciwko Boca Juniors w kapitalnym stylu przedryblował czterech rywali, po czym pokonał golkipera strzałem tuż przy słupku. Skauci czołowego zespołu Argentyny byli pod takim wrażeniem umiejętności chłopaka, że klub bez mrugnięcia okiem zaoferował Independiente za niego równowartość ponad czterystu tysięcy euro. - Wszyscy próbowali ukraść nam Sergio - opowiada Rambert. - Powiedziałem dyrektorowi ds. futbolu, żeby załatwił jego ojcu jakąś pracę, tak by ten nie zabrał syna gdzieś indziej.

Niedługo później Leonel był odpowiedzialny w klubie za stroje. Od Eduardo Gonzaleza dostał również samochód, dzięki czemu mógł trochę dorabiać jako taksówkarz. Nastoletni "Kun" był tak dobry, że trener potrafił wpuścic go na boisko pomimo kontuzji. Grający na pozycji napastnika chłopak z ledwością poruszał się po murawie, ale przeciwnicy darzyli go takim respektem, że pilnowali go we trzech. W 2001 roku młodzieżowcy Independiente zapewnili sobie zwycięstwo w jednym z turniejów dzięki triumfowi nad River Plate. Mecz odbywał się na stadionie Club Atletico Atlanta, a śledził go Miguel Angel Tojo, odpowiedzialny wówczas za selekcję nastolatków do drużyny U-15. - Trzon zespołu stanowili Sergio Aguero oraz bramkarz Emiliano Molina - wspomina mężczyzna, który niedługo później wysłał chłopakowi powołanie do kadry Albicelestes.

W większości krajów Ameryki Południowej sezon piłkarski dzieli się na aperturę (turniej otwarcia) oraz clausurę (turniej zamknięcia). Tytuł mistrza kraju podczas jednej kampanii mogą więc wywalczyć dwa różne zespoły. W 2002 roku młokosi Independiente z "Kunem" w składzie zajęli pierwsze miejsce w aperturze oraz drugie w clausurze. Sergio jak zwykle zachwycał wszystkich swoimi akcjami, więc nic dziwnego, że wkrótce pojawiły się plotki o możliwym rychłym przesunięciu go do pierwszej drużyny El Rojo.

Kiedy w 2003 roku team Independiente objął były reprezentant Albicelestes, Oscar Ruggeri, Eduardo Gonzalez postanowił wkroczyć do akcji. Nowy coach nie widział nic o Aguero, więc dziennikarz zaprosił go do swojego programu radiowego i opowiedział mu o niesłychanie utalentowanym napastniku. - Trener był nastawiony dość sceptycznie, gdyż Sergio miał dopiero czternaście lat - mówi Gonzalez. - Obiecał mi jednak, że mu się przyjrzy. Gdy pewnej soboty wybrał się na mecz młodzieżowców, skończyło się to tym, iż wziął "Kuna" do pierwszego zespołu. Gra z seniorami to zupełnie inna bajka, lecz młody chłopak potrafił się dostosować. - Byłem dużo młodszy i o wiele mniejszy od wszystkich na boisku, więc musiałem nauczyć się unikać agresywnych ataków - opowiada. - Ten dzieciak był naprawdę aktywny podczas treningów - dodaje Ruggeri. - W ogóle się nie bał starszych i większych kolegów. Ci natomiast nie potrafili go powalić na ziemię. Poza boiskiem "Kun" był jednak bardzo posłusznym chłopakiem i z uwagą słuchał rad bardziej doświadczonych graczy.

Grając dla zespołów młodzieżowych Independiente Aguero zdobył ponad 200 goli. Takie dokonania nie mogą umknąć oczom skautów największych klubów i właśnie tak się stało w przypadku Sergio. Po młodego Argentyńczyka szybko zgłosili się przedstawiciele Juventusu Turyn oraz Bayernu Monachium. - Juventus zaoferował nam równowartość miliona i trzystu tysięcy funtów - Eduardo Gonazalez zdradza kulisy rozmów ze Starą Damą. - Na lancz zaprosił mnie również prezes River Plate i zaproponował za "Kuna" okrągły milion. Ja jednak chciałem, żeby Sergio grał dla Independiente.

Piłkarze dorosłej ekipy El Rojo rozgrywają swoje spotkania na monumentalnym Estadio Libertadores de America. Sergio Aguero zadebiutował w czerwonej koszulce 5 lipca 2003 roku, mając dokładnie piętnaście lat i trzydzieści pięć dni. Zmienił Emanuela Rivasa w sześćdziesiątej dziewiątej minucie spotkania przeciwko San Lorenzo  Jego team poległ 0:1, ale on stał się najmłodszym debiutantem w historii argentyńskiej Primera Division, poprawiając rekord Diego Maradony z 1976 roku. - Podczas przedmeczowego lanczu wszyscy go obserwowali, żeby zobaczyć jak reaguje na stres - wspomina Oscar Ruggeri. - On był jednak wyjątkowo cichy i spokojny.

Początki "Kuna" w pierwszym teamie Independiente wcale nie były łatwe. Coach Ruggeri umożliwił młodemu napastnikowi podpisanie profesjonalnego kontraktu, ale za swojej kadencji nie dał mu już ani jednej szansy na zaprezentowanie umiejętności. Jego następca, Osvaldo Sosa, również nie korzystał z usług Aguero zbyt często. Sytuacja uległa zmianie dopiero po objęciu zespołu przez Jose Omara Pastorizę. Coach stawiał na chłopaka od czasu do czasu w lidze oraz Copa Libertadores, a 26 listopada 2004 roku w starciu przeciwko Estudiantes La Plata strzałem zza pola karnego "Kun" zdobył swojego pierwszego gola w "dorosłej" ekipie El Rojo. Po tym trafieniu szkoleniowiec zaczął coraz częściej wpuszczać go na boisko, co zaowocowało powołaniem od Francisco Ferraro na mistrzostwa świata U-20 w Holandii.

Podczas młodzieżowego mundialu Albicelestes wywalczyli złoty medal, a ich najjaśniejszą postacią był o rok starszy od "Kuna" Lionel Messi. Aguero wchodził czasem z ławki, ale miał swój udział w sięgnięciu po trofeum, gdyż w finałowym starciu z Nigerią wywalczył drugi rzut karny dla swojej ekipy, który na gola zamienił właśnie "La Pulga". W 2005 roku Messi był jedynie dobrze się zapowiadającym młodzieńcem, który jako trzynastolatek wyjechał do Barcelony, żeby podreperować zdrowie i szlifować piłkarski talent. - Gdy po raz pierwszy spotkałem Leo, nie miałem pojęcia kim on jest - wspomina Sergio. - Nie mogłem natomiast napatrzeć się na jego buty. Teraz jesteśmy jednak jak bracia. Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy byłem na zgrupowaniu kadry U-17 i zobaczyłem go jak rozmawiał z Ezequielem Garayem i kilkoma innymi chłopakami o "kapciach", które udało mu się przywieźć z USA. Po chwili zagadnąłem: "Przepraszam, jak się nazywasz?". "Leo", odparł. "Leo...? Leo i jak dalej?", kontynuowałem. "Leo Messi", usłyszałem w odpowiedzi. Zdałem sobie sprawę, że już kiedyś słyszałem to imię i nazwisko, po czym przypomniałem sobie, że to ten dzieciak z Rosario, który wyjechał do Barcelony.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×