Beton trudno usunąć - rozmowa z Izabellą Łukomską-Pyżalską, prezes Warty Poznań

Anna Irma Stelmaszek
Anna Irma Stelmaszek
Lechia Gdańsk przegrała 1:2 w 1/16 finału Pucharu Polski z II-ligową Stalą Stalowa Wola i odpadła z tych rozgrywek. Zmierzy się teraz ze Śląskiem Wrocław - taką adnotację prasową można było przeczytać. Co było dla pani w pucharowych rozgrywkach największym zaskoczeniem, a co lub kto sprawił Pani największą niespodziankę jeśli chodzi o wynik?

- Myślę, że warto zwrócić uwagę na zwycięstwo Ostrovii Ostrów Wielkopolski z Ruchem Chorzów. To z pewnością wielki sukces dla ligowego rywala mojej Warty. Rozgrywki Pucharu Polski od lat cechują się jednak sporą nieprzewidywalnością - dla słabszych klubów, to niezwykła szansa na zaistnienie w świadomości kibiców z całego kraju, chociażby na chwile. Innym zaskoczeniem było wystawienie przez Wisłę Kraków na mecz z Lechem Poznań całkowicie juniorskiego składu.

Ma pani swojego faworyta, któremu kibicuje? Jak pani podsumuje to, co obecnie dzieję się na arenie Ekstraklasie?

- Nie mam swojego faworyta. Wydaje mi się jednak, że Legia kiedy tylko "przykręci śrubę", zdoła spokojnie wygrać mistrzostwo. Rozgrywki Ekstraklasy zwykło się nazywać "wyścigiem ślimaków", myślę jednak że bardziej adekwatnym określeniem byłby "marsz". Mimo wpływów z praw telewizyjnych tylko pięć klubów w Ekstraklasie, nie ma problemów finansowych. Jak więc mamy mieć solidną i wyrównaną ligę? To zabawne, iż jednym z obecnych liderów jest Wisła Kraków, ściągająca graczy znikąd, którzy wyróżniają się na tle tej szarzyzny.

Co według pani stanowi główny powód niestabilności finansowej ligowych klubów?

- W Polsce klub piłkarski ma szansę na jakąkolwiek finansową stabilność tylko wówczas, gdy gra w Ekstraklasie - wpływają za to stosunkowo wysokie dochody z praw telewizyjnych. Im niższa liga, tym trudniej o kasę. Sponsorów i kibiców - mało, nie wszystkie kluby mogą też liczyć na wsparcie samorządów. Ten trend będzie się tylko pogłębiać, jeśli nie dojdzie do drastycznych zmian.

Co do samej Warty - "Sekcja piłki nożnej Warty Poznań zrezygnowała z ubiegania się o licencję na poziomie II ligi" - krzyczały nagłówki gazet. Ta decyzja wywołała wiele kontrowersji w środowisku kibicowskim.

- Ta decyzja była dla mnie bardzo trudna, ale i słuszna w zaistniałej sytuacji. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak wielkim kosztem jest prowadzenie klubu sportowego. Aby Warta mogła nadal istnieć, musiałam podjąć drastyczne kroki. Dzięki systematycznej pracy i stabilnemu rozwojowi, w ciągu najbliższych lat mamy stać się klubem, którego siła opiera się na zdolnych wychowankach i przemyślanych działaniach.

Zielona Strefa kibiców i sympatyków "Dumy Wildy"oczekuje od pani prezes przedstawienia gwarancji, że jest pani w stanie utrzymać klub w przyszłości. Zarzucają pani lekceważenie pana Macieja Dittmajera, który przez rok czasu z własnych środków prowadził klub odciążając tym samym panią finansowo. Jakby się pani do tego ustosunkowała?

- Każdy może oczekiwać różnych rzeczy. Zarzucanie mi niekompetencji czy wychwalanie osób, o których nic się nie wie - to także nic trudnego. Koszty utrzymywania klubu są ogromne, a w przypadku Warty dochodzą jeszcze olbrzymie koszty budowy i utrzymania obiektów sportowych, które od początku 2011 roku mam na swoich barkach. Inwestycje, które poczyniłam przy Drodze Dębińskiej, służą i będą służyć klubowi przez długie lata.
''Usłyszałem bardzo wygórowaną cenę 1,5 mln euro. Taka postawa pani prezes dziwiła mnie od samego początku, bo II-ligowy klub bez własnej infrastruktury i z długiem nie powinien tyle kosztować. Co więcej, drużyny grające wyżej są czasem do kupienia za symboliczną złotówkę. Byłem jednak gotów negocjować (…). W zamian usłyszałem jednak, że mogę otrzymać 20 procent udziałów w nowej spółce (…) - podsumował negocjację z panią, pan Dittmajer. Jakby się pani odniosła do tej sytuacji? - To gdzie gra Warta, skoro według Pana Dittmajera nie ma własnej infrastruktury? Były wiceprezes nie miał zielonego pojęcia o kosztach, wiążących się z finansowaniem klubu piłkarskiego. Obecnie w stosunku do Pana Dittmajera oczekuje rozliczenia przez Niego wszystkich zobowiązań, które zostały po nim w Klubie. Zapewniam, ze ani w przeszłości ani teraz nie stać było Pana Dittmajera na utrzymanie piłkarskiej Warty Poznań. Przekazanie Klubu za przysłowiowa złotówkę byłoby skazywaniem go na unicestwienie i zniknięcie z piłkarskiej mapy Polski. A jeżeli Pan Dittmajer zna kluby do kupienia za ta symboliczną złotówkę, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je nabył.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×