Beton trudno usunąć - rozmowa z Izabellą Łukomską-Pyżalską, prezes Warty Poznań

- W środowisku piłkarskim, jako kobieta trzeba kilka razy mocniej niż facet wysilić się, by zapracować na szacunek. (...) To przykre - mówi Izabella Łukomska-Pyżalska.

Anna Irma Stelmaszek
Anna Irma Stelmaszek
Kobieta na stanowisku prezesa w piłkarskim klubie zawsze wywołuje wiele emocji. Nie inaczej jest z Izabellą Łukomska-Pyżalska, która przewodzi Warcie Poznań. Dlaczego rozgrywki T-Mobile Ekstraklasy to ''marsz ślimaków'', co wpływa na dramatyczną sytuację finansową klubów i czy Legia Warszawa ma szansę stać się hegemonem?
Anna Irma Stelmaszek: Ładna buzia w pani i w wielu innych przypadkach kobiet wręcz utrudniła rozwój kariery. Nie dostała się pani do zarządu PZPN-u ani nie zdobyła mandatu startując do Parlamentu Europejskiego. Czy nie jest to spowodowane tym, że środowisko to głównie opanowane przez mężczyzn dyskryminuje takie kobiety traktując je - ze względu na wygląd niepoważnie?

Izabella Łukomska-Pyżalska: Zacznijmy od tego, że PZPN i Parlament Europejski to dwie różne bajki. Pod moimi próbami znalezienia się w kluczowych strukturach tych organizacji, kryły się zupełnie różne cele. W PZPN chciałam walczyć z bolączkami polskiej piłki, które dostrzegam podczas codziennej pracy; w PE stawiałabym zaś zwłaszcza na rozwój sportu zwłaszcza wśród dzieci w Polsce i moim regionie. Wybór kluczowych zarządców w PZPN, to decyzje podejmowane wśród bardzo wąskiego grona starszych panów zwanych betonem, którzy strzegą swoich stanowisk i pensji. Ciężko o zmiany w tej organizacji, choć gorąco kibicuję Prezesowi Zbigniewowi Bońkowi. Mój wynik jak na osobę młodą i krótko związaną z piłką nożną, był i tak całkiem dobry. Do dostania się do zarządu PZPN-u zabrakło mi ledwie kilku głosów. A ponieważ byłam jedyną kobietą startująca, media bardzo rozdmuchały moją kandydaturę - mieliśmy do czynienia z małą medialną zawieruchą, która nie do końca pomogła mi w walce o miejsce w zarządzie. Do PE startowałam głownie po to, aby zdobyć doświadczenie. Szanse na wejście do PE jako numer 2 na liście Europy Plus i Twojego Ruchu, były od początku niewielkie. Większość osób, które startują z dalszych miejsc, robi to głownie po to, aby później ubiegać się o inne stanowiska np. w samorządzie. Moim zdaniem zrobiłam niezłą kampanie, podkreślając, iż interesuje mnie głównie stawianie na sport i politykę prorodzinną. Mój wynik personalny jak na ten typ wyborów (gdzie wyborcy głownie głosują na partie, a nie na poszczególnych kandydatów) oraz ogólnie bardzo słaby wynik EPTR, uważam za dobry.

Wróćmy jednak do kwestii sportowych. Prezes Zbigniew Boniek powiedział ostatnio takie znamienne słowa po MŚ -Każdy siatkarz marzy o tym, żeby grać w Polsce, a każdy piłkarz, żeby z Polski wyjechać. Czy zgadza się pani z taką opinią i widzi pani jakąś receptę na poprawę tej sytuacji?

- Mam inny przykład, nieco zbliżony do tej wypowiedzi prezesa Bońka: o czym marzy młody kajakarz? Marzy o tym, aby pojechać na igrzyska olimpijskie. A o czym marzy młody piłkarz? O tym, by być bogaty. Co do Pani pytania - gdybym znała receptę na poprawę tej sytuacji, to pewnie byłabym Prezesem PZPN, zostałabym uhonorowana jakimś sportowym noblem i budowano by mi pomniki.

Sytuacja, o której wspomina prezes Boniek wynika również z tego, że dużo klubów jest niewypłacalna. Sama pani przyznała, że tylko pięć z nich w Ekstraklasie ma w miarę stabilną sytuację finansową.

- Większość klubów w Polsce na rożnych szczeblach rozgrywkowych ma mniejsze bądź większe opóźnienia w płatnościach. Większość klubów ekstraklasowych, otrzymujących środki z praw telewizyjnych czy kluby dotowane przez samorządy, są zadłużone po uszy.
Jest w tym w tym wszystkim, jak sama może pani zauważyć pewien pozytyw. Dzięki kryzysowi doceniono młody, polski potencjał. Zdecydowanie wzrósł ''produkt polskiego piłkarza brutto'' (słynne stwierdzenie prof. Filipiaka). Dlaczego wcześniej nie decydowano się na takie rozwiązania tylko hurtowo sprowadzano zagranicznych zawodników? - Piłkarscy działacze, tak jak wszyscy inni ludzie uczą się na błędach. Wiadomo, że do Polski ściągano sporo piłkarskiego ''szrotu'', jednak teraz odchodzi się od tego - i dobrze. Dawanie szansy młodym zawodnikom może zaprocentować w przyszłości. Trzeba jednak dostrzec, że obecnie gra w Ekstraklasie nie jest już jakimś niezwykłym wyróżnieniem. Za kilka lat tym ''wyczynem'' będą mogli pochwalić się ludzie, którzy zapewne będą parać się w życiu czymś innym, niż sportem w zawodowym wydaniu.

Piast Gliwice, Zagłębie Lubin czy Pogoń Szczecin - były to kluby, które wybierały zagraniczny rynek i co za tym idzie płaciły wielkie pieniądze za transfery. Jak pani myśli skąd wzięła się taka polityka zarządzania w ośrodkach, w których środków na to zdecydowanie brakowało?

- Wynikało to z pewnego rodzaju krótkowzroczności, zadłużania się celem wywalczenia utrzymania w lidze - za wszelką cenę. Wiadomo bowiem, że gra na innym szczeblu niż w Ekstraklasie jest po prostu nieopłacalna.

Inwestowanie w cudzoziemców w Polsce przestało być na szczęście modne. Mimo, że poszczególne kluby wciąż jeszcze sprowadzają zagranicznych graczy to w tym sezonie największe transfery dotyczyły Polaków. Czy okno transferowe czymś panią zaskoczyło? Bo roszad na płycie boiska każdego z klubów było przecież co nie mara...

- Moim zdaniem nie było jakichś większych zaskoczeń. Przemyślanych transferów dokonała Legia, która ma szansę stać się hegemonem na naszym krajowym podwórku. Cóż, wśród ślepców, jednooki jest królem.

Pozostają jednak kwestie, które wciąż są niepokojące. W ostatnim czasie ciągle słyszy się o zmianach trenerów. Piotr Stokowiec (z Jagiellonii Białystok) czy Michał Probierz (z Lechii Gdańsk, który przejął obowiązki Piotra Stokowca) to tylko parę ''odrzuconych nazwisk''. Wraz z początkiem sezonu, w klubach dokonano ponad 20 zmian na ławkach trenerskich. Z czego wg pani wynika taka sytuacja?

- Każdą z tych decyzji należałoby rozpatrzyć indywidualnie, nie ma co bawić się w analizę takich suchych statystyk. Łatwiej zmienić trenera, niż całą drużynę, więc nie dziwie się, że wielu Prezesów sięga po takie rozwiązanie. Nie zawsze jednak zmiana szkoleniowca daje pozytywny impuls - każdą decyzję powinna poprzedzić dokładna analiza sytuacji drużyny. A i taka analiza i zmiana na stołku trenerskim nie daje żadnej gwarancji sukcesu, piłka nożna jest zbyt nieprzewidywalna. I to nas w niej pociąga.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×