Miałem "karierę", a nie "przygodę z piłką" - rozmowa z Łukaszem Skrzyńskim, kapitanem Zawiszy Bydgoszcz

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Łukasz Skrzyński jako kapitan Cracovii w sezonie 2006/2007 Łukasz Skrzyński jako kapitan Cracovii w sezonie 2006/2007
Nie jest tak, że prezes Osuch chce, żebyś jeszcze grał w jego Zawiszy?

- Prezes nie chce, żebym kończył karierę. Wie, że sumiennie wypełniam swoje obowiązki - o to nigdy żaden z trenerów nie miał do mnie pretensji. W Zawiszy tworzy się jednak coś ciekawego i prezes widzi mnie w tych strukturach. Zobaczymy, co przyniosą nasze rozmowy. We wtorek wszystko będzie jasne.

Funkcjonujesz w ekstraklasie w sumie 10 lat. Jak zmieniła się liga w tym czasie? Poziom jest wyższy czy niższy? Bo na pewno jej opakowanie jest efektowniejsze. - Wydaje mi się, że jakość jest niższa, ale wszystko jest ładnie opakowane w piękne stadiony i świetny przekaz od Canal+, który podaje tę ligę jak na tacy. Ludzie przekonują się o tym, że futbol to nie zadymy i rozróby, ale przede wszystkim rozrywka. Jeśli natomiast chodzi o poziom sportowy, to nie jest on najwyższy i wydaje mi się, że jeszcze pięć lat temu był zdecydowanie wyższy. Z jednej strony opakowanie ligi jest coraz ładniejsze, a z drugiej kluby nie są w stanie zatrzymywać tych najlepszych piłkarzy. To jest temat rzeka i ja choć mam już swoje lata, to jeszcze nie mam takich kompetencji, by komentować szerzej to zjawisko. Są w PZPN ludzie bardziej ode mnie kompetentni: trener Majewski i inni, którzy decydują o szkoleniu piłkarskim. Jesteśmy coraz niżej we wszystkich rankingach, a drużyny z krajów, które dopiero od paru lat są autonomicznymi państwami, są na mistrzostwach i nas wyprzedzają. Mamy duży problem.
A ty chciałbyś spróbować pracy trenerskiej? Masz już uprawnienia albo starasz się o nie?

- Jestem w trakcie kursu UEFA A. Mam nadzieję, że do grudnia uda się to zamknąć. Jednak jeśli zakończę karierę, to najpierw chciałbym zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje od drugiej strony, a to jest całkiem inny świat. Piłkarz w zasadzie skupia się tylko na swojej pracy, a wszystkim innym zajmują się inni ludzie. Chcę to poznać. W Polsce trener nie ma lekko, łatwo i przyjemnie. Musi się zajmować wieloma rzeczami poza prowadzeniem zespołu, a wiem, że polscy trenerzy nie chcą o tym głośno mówić.

W czasie kariery miałeś kontakt ze wszystkimi najbardziej barwnymi prezesami polskich klubów: Cupiałem, Filipiakiem, Wojciechowskim i Osuchem. Jak ich zapamiętałeś?

- Z panem Cupiałem nigdy nie zamieniłem słowa, chociaż gdy przejął w 1997 roku Wisłę, zaprosił nas do swojego zakładu w Myślenicach i pamiętam to jak dziś: przemawiali trener Wojciech Łazarek, Tomek Kulawik jako kapitan oraz prezes Ziętek prezes Urban - to oni pokazywali nam swój biznes.

- Wszyscy są barwni i oddani futbolowi na swój sposób. Każdy z nich już zapowiadał wyjście z piłki, ale coś ich ciągle trzyma przy tym sporcie. Pan Wojciechowski faktycznie odszedł, ale dochodzą do mnie słuchy, że w najbliższym czasie znów o nim usłyszymy. Słyszę, że ciągnie go z powrotem do tej adrenaliny. On w krótkim czasie wpompował duże pieniądze w Polonię, ale Warszawa nie jest łatwym miastem do prowadzenia biznesu piłkarskiego. Wiele osiągnął jako człowiek biznesu, ale jego ambicja na niwie sportowej rywalizacji nie jest zaspokojona i myślę, że wróci.

- Prezes Filipiak miał dwa takie momenty, w których Cracovia mogła walczyć o medal mistrzostw Polski. Pierwszy w sezonie 2005/2006, w połowie którego odszedł trener Stawowy i drugi po zajęciu 4. miejsca z trenerem Majewskim w sezonie 2006/2007. Mądre transfery spowodowałyby to, że Cracovia byłaby w innym miejscu i postrzegałoby się ją jako zespół walczący o Europę, a nie o utrzymanie.

- Cieszy mnie jednak to, że i w Cracovii, i Wiśle rozwijana jest baza treningowa. Piłkarze mają tu duże możliwości do rozwoju. Wydaje mi się, że ani prezes Filipiak, ani prezes Cupiał prędko się nie wycofają. Dobrze, że nie szastają teraz pieniędzmi na lewo i prawo.

- Prezes Osuch z tego grona miał najlepszą sytuację przed wejściem do piłki, bo miał rozeznanie z drugiej strony - przez lata był menedżerem. Ma największe doświadczenie z funkcjonowania w piłce. Ma obiektywne spojrzenie na futbol, a wiadomo, że jak ktoś daje duże pieniądze, to przy niepowodzeniu podejmuje emocjonalne decyzje. Prezes Osuch w ciągu trzech lat stworzył w Bydgoszczy drużynę praktycznie od nowa, wprowadził Zawiszę do ekstraklasy i zdobył Puchar Polski. Dziś wszyscy się obawiają przyjazdu do Bydgoszczy - przecież mieliśmy patent na Legię, Lecha i Wisłę.

- Ja powoli będę się uczył piłki z tej drugiej strony. Dokąd zajdę? To czas pokaże.

Jak udało ci się przejść prawie całą karierę bez pomocy agenta?

- Tak się potoczyło (śmiech). Długo byłem mocno związany z trenerem Stawowym. Kiedy w 2008 roku skończył mi się kontrakt z Cracovią, z pomocą przyszedł mi właśnie pan Osuch. Wtedy po raz pierwszy byłem zmuszony do tego, żeby skorzystać z takiej pomocy menedżera i trafiłem do Polonii Warszawa. Myślę, że swoją postawą w Czarnych Koszulach nie zniszczyłem jego reputacji i kiedy tworzył w Bydgoszczy swoją nową drużynę, znalazł miejsce i dla mnie. W Zawiszy szybko się odnalazłem i cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć, bo o Zawiszy mówi się dużo i pozytywnie. Mam nadzieję, że będziemy trzymać ten poziom w najbliższych latach.

***

Łukasz Skrzyński jest wychowankiem Wisły Kraków. Występował też w Cracovii (1999 i 2002-2008), Koronie Kielce (1999), Proszowiance Proszowice (1999-2002), Polonii Warszawa (2008-2010) i Zawiszy Bydgoszcz (2011-2014). Z Wisłą dwa razy zdobył mistrzostwo Polski juniorów starszych, z Cracovią awansował rok po roku z III ligi do ekstraklasy (2002-2004), a z Zawiszą z I ligi do ekstraklasy (2013) i zdobył z niebiesko-czarnymi Puchar Polski (2014). Był kapitanem Pasów i Zawiszy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×