Miałem "karierę", a nie "przygodę z piłką" - rozmowa z Łukaszem Skrzyńskim, kapitanem Zawiszy Bydgoszcz

- Nie będę mówił, że to była "przygoda z piłką" - jak na moje umiejętności to była "kariera" - mówi kapitan Zawiszy Bydgoszcz Łukasz Skrzyński, który kończy karierę i przechodzi na drugą stronę rzeki.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Maciej Kmita: Jak wygląda twoja ocena sezonu w wykonaniu Zawiszy Bydgoszcz?

Łukasz Skrzyński - Szkoda, że faza finałowa nie wyszła nam tak, jak to sobie zaplanowaliśmy, bo liczyliśmy - powiem to głośno - na medalowe miejsce. Wszystko wskazywało na to, że po dobrym sezonie zasadniczym i napędzeni dobrą serią w Pucharze Polski jesteśmy w stanie to osiągnąć. Niestety wyniki domowych spotkań w fazie finałowej zatrzymały nas na 8. miejscu. Trzeba jednak powiedzieć, że to był bardzo udany sezon. Przed startem naszym celem był awans do pierwszej "8" i go zrealizowaliśmy na dwie kolejki przed końcem sezonu zasadniczego. A do tego zdobyliśmy Puchar Polski, który wywołał w Bydgoszczy dużą euforię. Wydaje mi się, że dzięki temu Zawisza pójdzie w górę i będzie grał o wyższe cele. W Bydgoszczy jest dobry materiał piłkarski - na każdej pozycji mamy rywalizację na dobrym poziomie. Ten pierwszy sezon w ekstraklasie jest dobrym punktem wyjścia do tego, by w przyszłym walczyć o coś więcej.

- Myślę, że ludzie, którzy wiedzą, w czym tkwi sekret piłki, docenią to, czego Zawisza dokonał w tym sezonie. Tyle meczów, ile moi niektórzy koledzy rozegrali, to na nasze polskie warunki jest naprawdę dużo - około 45 spotkań w sezonie w naszych realiach to jest potężna dawka. U nas wytrenowanie, suplementacja i medycyna nie stoją na ta wysokim poziomie jak na Zachodzie.
- O tym, że to był dobry sezon Zawiszy, świadczą też powołania Wojtka Kaczmarka, Igora Lewczuka i Michała Masłowskiego do reprezentacji Polski. To nie były powołania na wyrost, bo selekcjoner bardzo długo i uważnie im się przyglądał. Wydaje mi się, że na powołanie zasłużył też Sebastian Ziajka, ale że nie wykonuje stałych fragmentów gry tak jak Tomek Brzyski, to jego ta wartość marketingowa jest niższa, ale jest bardzo ważny dla naszego zespołu i zasłużył choćby na sprawdzenie w meczu towarzyskim.

Zawisza zagra w przyszłym sezonie w Lidze Europejskiej, ale czy z tobą? Podjąłeś już decyzję o kontynuowaniu bądź zakończeniu kariery?

- W poniedziałek jadę do Warszawy na spotkanie z prezesem Osuchem. Spotkamy się przed galą ekstraklasy, bo we wtorek prezes wyjeżdża do Portugalii w sprawach służbowych. Wszystkie decyzje w sprawie mojej przyszłości będą podejmowane w najbliższych dniach i wtedy rozstrzygnie się, czy dalej będę zawodnikiem, czy będę pełnił w Zawiszy jakąś inną funkcję.
Czyli ty podjąłeś już decyzję?

- Dojrzewało to we mnie od trzech, czterech miesięcy, ale nie chciałem się temu poświęcać, bo byłem potrzebny drużynie i chciałem jej pomóc do końca sezonu. Mam z Zawiszą jeszcze roczny kontrakt, ale on jest obłożony różnymi obwarowaniami. Skupiałem się na grze, bo Paweł Strąk doznał kontuzji, więc byłem pierwszym zmiennikiem dla Andre Micaela i Łukasza Nawotczyńskiego. Niemniej jednak zastanawiałem się już nad tym i jestem przekonany co do słuszności tej decyzji, ale prezes Osuch nie wywiera na mnie presji, żebym kończył karierę i był do jego dyspozycji w innej roli.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Zapytam wprost: masz być dyrektorem sportowym Zawiszy - widzisz się w takiej funkcji?

- Teraz będziemy szczegółowo rozmawiali na temat moich ewentualnych kompetencji: czy to będzie funkcja dyrektora sportowego, czy rola skauta, czy szefa skautów. Nie będzie to krzywdzące dla Hermesa i prezesa Osucha, jeśli zdradzę, że również Hermes ma pełnić w Zawiszy nową funkcję. W Bydgoszczy tworzy się ciekawa struktura i nie chciałbym szerzej o tym mówić, bo to jest rola prezesa, ale chcę być tego częścią. Przeszedłem z Zawiszą drogę od samego początku i myślę, że ta propozycja od prezesa Osucha jest jakąś formą wdzięczności za to, co pomogłem zrobić w klubie.

To jest chyba odpowiedni moment na zadanie pytania o to, jak oceniasz swoją przygodę z piłką: wycisnąłeś z niej maksimum czy są sprawy, których żałujesz?

- Jestem zadowolony, z tego, co przeżyłem. Być może mógłbym żałować tego, że na początku mojej przygody z ekstraklasą nie podjąłem bardziej radykalnych decyzji. Będąc zawodnikiem Cracovii, był dobry czas na to, żeby spróbować sił gdzie indziej, a były ku temu okazje. Byłem wtedy jeszcze w wieku eksportowym, ale nie zdecydowałem się na odejście z Cracovii. Nie żałuję tego jednak, bo w Cracovii, Polonii Warszawa i Zawiszy przeżyłem wspaniałe chwile. Jestem bardzo zadowolony z przebiegu swojej kariery, ale szkoda tylko, że zdobyłem tylko jedno trofeum. Zagrałem w europejskich pucharach, zagrałem w reprezentacji Polski B, a to zawsze występ w koszulce z orłem na piersi - najwyższe wyróżnienie i marzenie, które nie zawsze się spełnia. Jestem z tego dumny i będę o tym głośno mówił. Nie będę mówił, że to była "przygoda z piłką" - jak na moje umiejętności to była "piłkarska kariera".

- Znam swoje słabe strony i wiem, że jeśli miałbym teraz zaczynać swoją grę w piłkę, to nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. Teraz preferowani są zawodnicy o innych parametrach, ale nie jest tajemnicą, że niektórzy zawodnicy dziś na wyrost grają w ekstraklasie i są częścią piłkarskiego biznesu, choć nie mają na to odpowiednich umiejętności.

Puchar Polski to twój największy sukces czy na równi z nim traktujesz awanse wywalczone z Cracovią i Zawiszą?

- Awanse miały swoją wartość i bardzo mnie cieszyły, ale w CV zawsze widnieją trofea. Za parę lat nikt nie będzie zwracał uwagi na to, czy ktoś zrobił awans, czy nie. Niektórzy mieli łatwiej i trafili do ekstraklasy prosto z juniorów lub z niższych lig, a ja dwa razy musiałem wywalczyć awans ze swoją drużyną i to ma swój smak, ale myślę, że Puchar Polski - zwłaszcza w tej formie, w jakiej teraz odbył się po raz pierwszy - to mój największy sukces. Graliśmy na Stadionie Narodowym przy dobrej frekwencji, a puchar odbierałem z rąk legendy polskiego futbolu, czyli pana Zbigniewa Bońka - to były świetne chwile, których nie zapomnę do końca życia. Kiedy zaczynał się konkurs rzutów karnych, to myślałem sobie: "jak nie teraz, to kiedy coś wygram?". Dziękuję za to kolegom, trenerowi i prezesowi za to, że mnie ściągnął do Zawiszy w 2011 roku.

- Być może to brzmi jak pożegnanie, ale skoro jest ku temu okazja, to chcę podziękować trenerom, którzy mnie prowadzili: Chemiczowi, Kapce, świętej pamięci Krupińskiemu, którzy nauczyli mnie podstaw, Stawowemu, który nauczył mnie fachu i dzięki któremu zaistniałem jako piłkarz, Łazarkowi, Apostelowi, Smudzie, Adamusowi, Białasowi, Zielińskiemu, Kaczmarkowi, Szatałowowi, Bakero, Kubotowi i Tarasiewiczowi - oni kształtowali mój charakter piłkarski. Przepraszam, jeśli kogoś pominąłem.

- Życie zatoczyło koło... Ja w Krakowie przy Reymonta w 1998 roku debiutowałem w seniorskiej piłce w meczu Pucharu UEFA z Newtown u trenera Smudy, a teraz być może ostatni raz siedziałem na ławce rezerwowych w meczu przeciwko Wiśle przy Reymonta i również obok trenera Smudy. Może to też jakiś sygnał z góry, że należy tę decyzję podjąć? Mam jeszcze kilkanaście godzin...

***

Łukasz Skrzyński jest wychowankiem Wisły Kraków. Występował też w Cracovii (1999 i 2002-2008), Koronie Kielce (1999), Proszowiance Proszowice (1999-2002), Polonii Warszawa (2008-2010) i Zawiszy Bydgoszcz (2011-2014). Z Wisłą dwa razy zdobył mistrzostwo Polski juniorów starszych, z Cracovią awansował rok po roku z III ligi do ekstraklasy (2002-2004), a z Zawiszą z I ligi do ekstraklasy (2013) i zdobył z niebiesko-czarnymi Puchar Polski (2014). Był kapitanem Pasów i Zawiszy.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×