Efekt reformy T-Mobile Ekstraklasy? "Psychoza kreski"

Reforma T-Mobile Ekstraklasy wpłynęła na poziom emocji na finiszu sezonu zasadniczego, ale spowodowała też swego rodzaju "psychozę kreski" wśród piłkarzy drużyn z granicy grupy mistrzowskiej.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Gdyby nie wprowadzona latem minionego roku rewolucja w systemie rozgrywek, Legia Warszawa po sobotnim zwycięstwie z Lechem Poznań świętowałaby obronę mistrzowskiego tytułu, a w walkę o utrzymanie w ekstraklasie zaangażowani byliby już tylko piłkarze Zagłębia Lubin, Podbeskidzia Bielsko-Biała i Śląska Wrocław. Ponadto status I-ligowca miałby już Widzew Łódź.

Tymczasem po podziale na grupy przewaga Wojskowych stopnieje z 10 punktów do 5 "oczek" i tak samo każdy zespół znajdujący się "pod kreską" będzie zmuszony do walki o utrzymanie na nowo. Piłkarze drużyn, które nie są jeszcze pewne miejsca w pierwszej "8", wypowiadają się w takim tonie, jakby znalezienie się w grupie spadkowej oznaczałoby automatycznie pożegnanie z ekstraklasą.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Jak w obecnych okolicznościach reformę rozgrywek ocenia Adam Marciniak z Cracovii, która wciąż walczy o awans do "8", a w razie fiaska - przy obecnym dorobku punkowym - będzie miała tylko 5 "oczek" przewagi nad strefą spadkową po sezonie zasadniczym.

- Gdyby obowiązywał stary system, to już od paru kolejek bylibyśmy utrzymani. Większa liczba spotkań jest bardzo fajna. Umówmy się, te 30 meczów to było trochę mało - mówi wicekapitan Pasów i dodaje: - Natomiast sama formuła jest troszkę dziwna, bo jeśli o miejscach 8. i 9. zadecyduje tylko bilans bramkowy, a może tak być, to jest to żadna różnica. Tymczasem miejsce 8. już ma luzik, a ekipa z 9. miejsca nagle staje się uwikłana w walkę o utrzymanie. Większa liczba meczów - tak. Dzielenie punktów - niekoniecznie. Ale my jesteśmy od grania i będziemy grać tak jak mówi regulamin.

Piłkarze Cracovii tylko sami do siebie mogą mieć pretensje o to, że na dwie kolejki przed końcem sezonu znajdują się "pod kreską". W ostatnich dwóch meczach z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:1) i Widzewem Łódź (1:1) zdobyli tylko dwa punkty, choć w obu spotkaniach prowadzili już 1:0 i wydawało się, że wszystko mają pod kontrolą.

- To był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu - mówi o ostatnim pojedynku z Widzewem Marciniak. - Widzew był w I połowie pierwszym zespołem, jaki nas Krakowie zdominował. Nawet z Lechem, który włożył nam trzy bramki, nie było tak złej gry, jak teraz przed przerwą. Miejsce w "8" mieliśmy już na wyciągnięcie ręki, a
teraz znów się od nas oddaliło. Szanse na awans do grupy mistrzowskiej ciągle mamy i dopóki ona będzie, będziemy walczyli o awans - przekonuje obrońca Cracovii.

Debiutant Kapustka: Był lekki stresik

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×