Arkadiusz Głowacki: Trochę przeszarżowałem i czułem się niezręcznie, ale w piłce zdarzają się cuda

Kapitan Wisły Kraków Arkadiusz Głowacki swój udział w niedzielnym hicie T-Mobile Ekstraklasy z Legią Warszawa zakończył już w 27. minucie po tym, jak obejrzał czerwoną kartkę za faul na Michał Żyrze.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Sędzia Szymon Marciniak bez wahania sięgnął do kieszeni po czerwoną kartkę dla "Głowy", który wykonał wślizg w nogi ustawionego do niego tyłem skrzydłowego Legii. Wisła przegrywała już wówczas 0:1 po golu Miroslava Radovicia, a 9 minut później Ondrej Duda strzelił dla Wojskowych na 2:0. Po przerwie Legia wciąż dominowała, ale dzięki błyskowi Semira Stilicia Wiśle udało się odrobić straty i wywieźć ze stolicy cenny punkt.- Strata zawodnika czasem działa deprymująco, ale też czasem motywuje. Dobrze, że mieliśmy w przerwie 15 minut na to, by dojść do siebie po dwóch ciosach. Trener odpowiednio zmotywował drużynę i udało się - mówi Głowacki i uzupełnia: - Trudno było się spodziewać, że grając w "10" i przegrywając 0:2, możemy jeszcze coś zdziałać, ale w piłce zdarzają się cuda i mieliśmy przykład tego, jak jedna bramka potrafi zmienić oblicze drużyny.
Kapitan Białej Gwiazdy nie dyskutował nawet z sędzią Marciniakiem. Szybko przekazał opaskę kapitańską Łukaszowi Gargule i udał się do szatni, gdzie przesiedział resztę spotkania. Piękną bramkę Stilicia z rzutu wolnego obejrzał dopiero na powtórkach po końcowych gwizdku. - Nie protestowałem. Otrzymałem czerwoną kartką i ją zaakceptowałem. To był mój błąd i tyle. Mecz od początku nam się nie układał i chciałem mocniej zareagować w środku pola, żeby odbiór piłki był mocniejszy. Trochę przeszarżowałem i tak to się skończyło - tłumaczy Głowacki.

- W szatni sprawdzałem wynik w Internecie. Cóż mogłem zrobić innego? Może byłoby jeszcze bardziej nerwowo, gdybym oglądał mecz. Sprawdzałem wynik i nasłuchiwałem, co się dzieje. Po pewnych odgłosach mogłem wywnioskować, kto strzela bramki i co się dzieje na boisku. Po meczu czułem się niezręcznie, ale drużyna zrobiła, co do niej należało. Mam żal do siebie, ale liczy się to, że mamy punkt i morale zespołu poszło w górę - dodaje stoper Wisły.

Wiślacy nie potrafili znaleźć prostej odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego już w 2. minucie dali sobie wbić gola. Głowacki: - Rozmawialiśmy po meczu i stwierdziliśmy, że od samego początku, od rozgrzewki coś było z nami nie tak. Być może udzieliła nam się atmosfera sparingu? W zasadzie nie dotknęliśmy piłki, a już było 0:1. Oczywiście nie jest to usprawiedliwienie - tak po prostu było. Na szczęście mecz trwa 90 minut.

Podział punktów w niedzielnym meczu nie zmienił sytuacji na szczycie ekstraklasy, a zdaniem "Głowy" jest też bez większego znaczenia w nastawieniu mentalnym do wyścigu i mistrzowski tytuł: - Legia "musi" zdobyć mistrzostwo, a my możemy zdobyć trzy punkty w każdym meczu.

Prosta mobilizacja Smudy podziałała na Wisłę

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×