Pokonał Emelianenkę, pokonał Velasqueza. Fabricio Werdum: nowy król UFC

Wojownik z Brazylii dwa razy zadziwił świat, gdy wygrał walki, w których nie miał prawa zwyciężyć. Zmusił do kapitulacji legendy. Zasłużył na miano najlepszego zawodnika wszech czasów wagi ciężkiej?

Michał Fabian
Michał Fabian

Czerwiec 2010 roku. San Jose. Gala federacji Strikeforce. Fedor Emelianenko, legendarny zawodnik MMA z Rosji, niepokonany od ponad 9 lat (w 28 pojedynkach z rzędu), staje do walki z Fabricio Werdumem z Brazylii. Kibice spodziewają się łatwej przeprawy "Ostatniego Cesarza", zgodnie oceniają, że Werdum jest bez szans.

Początek walki tylko potwierdza ten scenariusz. Fedor mocnym ciosem przewraca rywala, rzuca się na niego, szybko chce zakończyć sprawę. I to go zgubiło! "Vai Cavalo" - w wolnym tłumaczeniu "Jedziesz, Koniu"; taki przydomek nosi Brazylijczyk - stosuje technikę o nazwie "trójkąt nogami". Zakłada dźwignię na staw łokciowy, Rosjanin jeszcze próbuje się wyrwać, ale musi skapitulować. Po 69 sekundach poddaje walkę. Kibicom i ekspertom opadają szczęki. To jedna z największych niespodzianek w historii MMA.
Znowu zastawił pułapkę

Czerwiec 2015. Mexico City. Gala UFC. Cain Velasquez, uznawany za najlepszego na świecie zawodnika wagi ciężkiej, powraca do oktagonu po 20-miesięcznej przerwie (spowodowanej kontuzjami). Broni tytułu mistrza UFC. Podczas jego nieobecności federacja wprowadziła tytuł "interim" (tymczasowy mistrz), który zdobył Fabricio Werdum. Jednak Brazylijczyk stawiany jest w roli "underdoga". Przez wielu traktowany jest jak "mistrz drugiej kategorii", bez należytego szacunku.

Velasquez - Amerykanin pochodzenia meksykańskiego - walczy przed własną publicznością, wspiera go 20 tysięcy kibiców. Fachowcy są przekonani, że szybko zmusi do kapitulacji Werduma. Uchodzi za silniejszego, wszechstronniejszego, wręcz niezniszczalnego. Brazylijczykowi ta rola odpowiada. Znów - podobnie jak w walce z Jemieljanienką - planuje zastawić pułapkę. Gdy Velasquez zaczyna odczuwać trudy walki, Werdum wie, że zbliża się jego moment. W trzeciej rundzie po ataku rywala zaciska pętlę wokół jego głowy. "Gilotyna" jest tak doskonała, że nie ma ucieczki z tej pozycji. Brazylijczyk zwycięża.

- Trenowałem tę "gilotynę" od dłuższego czasu, myślałem o niej w trakcie walki i wykonałem ją. Zacząłem się nawet śmiać, zanim on odklepał - mówił Werdum po walce.

"Znowu to zrobił!" - ekscytowały się zagraniczne media. Po raz drugi wojownik z Porto Alegre zszokował świat. 38-latek wdrapał się na sam szczyt, stając się nowym królem UFC.

Porażka na oczach dziewczyny

Jego kariera zaczęła się dość przypadkowo. 16 lat temu Fabricio wybrał się na plażę z dziewczyną i jej rodziną. Tam spotkali Marcosa, byłego chłopaka Larissy, który jednak wciąż chciał ją odzyskać. Marcos wyzwał Fabricio na pojedynek w jiu-jitsu. Werdum nie miał zielonego pojęcia, co to jest. - Lubię kobiety, a nie jiu-jitsu - odpowiedział. Niespodziewanie jednak Larissa zaczęła namawiać Fabricio, by podjął wyzwanie.

Niechętnie się zgodził. Nie miał szans. Marcos był instruktorem jiu-jitsu. Walka nie trwała nawet minuty. - Rywal chciał mnie ośmieszyć przed dziewczyną i jej rodziną - wspominał po latach Werdum.

Ta porażka go wkurzyła do tego stopnia, że nazajutrz zapukał do klubu prowadzonego przez Marcio Corletę i zapisał się na jiu-jitsu. Był rok 1999. Szybko zaczął odnosić sukcesy, w 2000 r. został mistrzem świata (wśród zawodników z "niebieskim pasem").

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×