Suzuki I liga. Przegląd sezonu zasadniczego. "Udowodniliśmy niedowiarkom, że zasługujemy na play-off"

Pamela Wrona
Pamela Wrona
Fot. Karolina Bąkowicz

Głos trenerów

Andrzej Kierlewicz, Elektrobud-Investment ZB Pruszków: - Pomimo tego, że w zeszłym roku sezon zakończyliśmy na szóstym miejscu, obecny był dla nas lepszy - pod względem sportowym i indywidualnie. Awans do play-offów to dla nas zwieńczenie ciężkiej pracy i jesteśmy z tego zadowoleni. To odzwierciedla nasze możliwości sportowe.

- Staram się nie oceniać indywidualnie, bo to praca całego kolektywu. Jeżeli zespół będzie fajnie funkcjonował i na dobrym poziomie, to znaczy, że zawodnicy wchodzą na wyższy poziom. Trochę trwało, zanim weszliśmy na odpowiednie tory, natomiast jak już się udało, wyglądało to naprawdę dobrze. Patrzę na cały zespół. W koszykówce jednostki odgrywają znaczącą rolę, ale najważniejszy jest kolektyw. Najważniejsza jest praca, jaką zawodnicy wykonują na treningu, jak ze sobą się czują w trakcie sezonu. Jeśli te wszystkie rzeczy się ze sobą zgadzają, niekiedy słabości koszykarskie można przykryć innymi rzeczami. Natomiast z drużyn przeciwnych, podoba mi się Słupsk. Wydawało mi się, że nie ma aż takiego potencjału, aby być na pierwszym miejscu, a gracze, którzy tam są stworzyli indywidualnie zespół, który się rozumie, lubi ze sobą grać. Uzupełniają się bardzo mocno i to ich duża siła. Samemu się nie wygra.

- Moment sezonu? Taki był w Krośnie, gdzie jechaliśmy z kontuzją Romana Janika, który został MVP grudnia. Mieliśmy serię zwycięstw na swoim koncie, ale na pewno nie byliśmy faworytem tego spotkania. Wydaje mi się, że każdy myślał, że jedziemy tam na ścięcie. Rozegraliśmy dobre zawody, prowadziliśmy przez większość meczu, co pamiętam, o mały włos, nie wygraliśmy tam więcej, niż przegraliśmy u siebie w pierwszej rundzie. To był moment zwrotny całego sezonu, bo drużyna wówczas uwierzyła, że pomimo osłabień, można wygrywać mecze. Skończyliśmy na dziewięciu zwycięstwach z rzędu, co było najlepszą serią w historii klubu i wydaje mi się, że to był mecz, w którym pojawiła się wiara, że naprawdę możemy walczyć w tym sezonie o coś więcej, niż tylko o utrzymanie.

Marcin Radomski, Miasto Szkła Krosno: - Minus sezonu jest jeden i był to koronawirus. Myślę, że on odpowiada za większość naszych problemów. Rozumiem, że ktoś może powiedzieć, że to wymówka i że każdy z nim miał do czynienia. My jednak z całej ligi najbardziej oberwaliśmy, bo nikt nie miał więcej zaległych spotkań niż my do rozegrania. Żadna drużyna w I lidze nie jest gotowa, żeby grać przez 3 miesiące co dwa, trzy dni. My też nie byliśmy, ale staraliśmy sobie z tą sytuacją poradzić najlepiej, jak potrafimy. Efekt był taki, że w pewnym momencie stanęliśmy nad krawędzią i bliżej nam było do strefy spadkowej niż do play-off.

- Problemy i radzenie sobie z nimi to normalka dla każdego trenera, natomiast jeżeli nagle jesteś pozbawiony czasu na pracę nad słabymi stronami, ale i dobrymi, nie masz czasu żeby powtarzać schematy, to nie wypracujesz właściwych postaw. Jak nie masz czasu żeby zmęczyć zawodnika, a później dać mu czas na odpoczynek zarówno fizyczny jak i mentalny, to nie wypracujesz regularności i dobrej formy. Jak na te rzeczy nie ma czasu, to zaczynają się problemy, a w koszykówce problem tworzy natychmiast następny problem i nagle drużyna zaczyna bić głową w mur i na boisku wyglądać dramatycznie. A u nas jeszcze dodatkowo, problemy potęgowała budowa naszej drużyny. Bo drużyna składa się z doświadczonych graczy, którzy mają gwarantować odpowiedni poziom oraz młodych, którzy pracą na treningach oraz doświadczeniem zbieranym w trakcie spotkań mieli być takim x-factorem, który pozwoli nam wejść jako drużyna na wyższy poziom. Efekt był taki, że sposób w jaki funkcjonowaliśmy, doprowadził do tego, że gracze doświadczeni prezentowali nierówny poziom, a młodzi grali to, co umieli na dany moment.

- Jestem zadowolony z dwóch rzeczy. Pierwsza to taka, że drużyna nigdy się nie poddała. Było sporo złych i nerwowych momentów, ale nigdy nie było takiego, żeby drużyna przestała pracować, przestała walczyć. W momencie dla mnie najważniejszym, gdy moja posada wisiała na włosku, drużyna zagrała jedno z najlepszych spotkań w sezonie. Za ten mecz jestem im bardzo wdzięczny. Drugą rzeczą z której jestem zadowolony, to praca jaką wykonaliśmy w lutym i marcu, gdy już odrobiliśmy wszystkie zaległości i mogliśmy normalnie trenować. Wtedy drużyna pokazała swoje możliwości i to ile nam sytuacja z koronawirusem zabrała. Tego straconego czasu nikt nam już nie odda, tych zaległości już nie nadrobimy.

- Ja osobiście traktuję przyjście Mariusza Konopatzkiego jako taką próbę nadgonienia, ale dla mnie jest oczywiste, że gdybyśmy normalnie funkcjonowali i do tego dodali Mariusza, to właśnie to doprowadziłoby nas na wyższy poziom. Uważam, że zaliczyliśmy jeden z największych rollercoasterów w lidze i oceniając to z perspektywy czasu, to jestem nie tylko z tego zadowolony, ale i dumny, bo jak dobrze idzie to każdy wie co ma robić, ale sztuką jest właściwie funkcjonować, jak nie idzie. Moi zawodnicy pokazali, że albo to potrafili, albo się tego nauczyli. Tak czy inaczej należą im się za to brawa.

W mojej drużynie ciężko wyróżnić tylko jedną osobę, bo świetne spotkania zaliczali w sezonie Piotrek Wieloch, Darek Oczkowicz, Bartek Ciechocinski, Maciek Żmudzki czy Mateusz Szczypiński. Był taki moment, że wygraliśmy cztery spotkania z rzędu i w każdym najlepszym zawodnikiem był kto inny. Mariusz Konopatzki, gdy już wkomponował się w naszą drużynę to pokazał, że gdy jest dobrze nastawiony to jest człowiekiem orkiestrą, który ma wpływ na każdy aspekt rywalizacji, a gdy trafia np. tak jak z Prudnikiem, gdzie miał 6/8 za trzy, to staje się zawodnikiem nie do zatrzymania.

- Natomiast myślę, że w przekroju całego sezonu największe uznania należą się dla Alana Czujkowskiego, tym bardziej, że osobiście był to dla niego bardzo rozchwiany sezon, od sytuacji bardzo smutnych do sytuacji bardzo wesołych. W takich momentach bardzo ciężko utrzymać stałość i regularność. Alan mimo już ogromnego doświadczenia i zbudowania pewnej pozycji, dalej ciężko pracuje żeby być lepszym, dołożył nowe zachowania techniczne na boisku, zmienił swoje nastawienie mentalne, a od momentu gdy zaczęliśmy regularnie trenować stał się zabójczo regularny i w moim odczuciu czołowym graczem ligi.

- Uważam, że PZKosz popełnił błąd, bo choć bardzo doceniam grę Piotrka Śmigielskiego, to akurat w lutym Alan powinien zostać graczem miesiąca, nie przegraliśmy wtedy żadnego meczu, a Alan w każdym spotkaniu prezentował bardzo wysoki poziom. Myślę, że moja opinia nie jest osamotniona, bo sześciu trenerów zagłosowało na niego, jako zawodnika pierwszej piątki sezonu i gdyby przyjąć faktycznie kryteria pozycji, to Alan powinien być w pierwszej piątce sezonu. Z ligi najbardziej bym wyróżnił Filipa Małgorzaciaka oraz Krzyśka Jakóbczyka bo to jednoosobowe ofensywne armie. Ci gracze umieją wszystko i nie potrzebują taktyki żeby zdobywać regularnie punkty. Bardzo lubię też grę Piotrka Śmigielskiego, którego wszechstronność jest największym atutem, równie wszechstronny i już bardzo regularny stał się Mikołaj Stopierzyński, ale najbardziej z tego sezonu zapadli mi w pamięć Wojtek Jakubiak, który w Krośnie w 5 minut drugiej kwarty rzucił 6 na 6 za trzy, oraz Kacper Mąkowski, który w meczu w Krośnie rzucił 28 punktów, w tym trójkę na dogrywkę oraz trójkę na zwycięstwo.

Już w najbliższą sobotę, 10 kwietnia Suzuki 1LM rozpocznie fazę play-off.

Zobacz także: Suzuki I liga. Czas wyróżnień. Trenerzy wybrali najlepszego szkoleniowca
Suzuki I liga. Czas wyróżnień. Trenerzy wybrali pierwszą piątkę sezonu zasadniczego

Polub Koszykówkę na Facebooku
WP SportoweFakty
Zgłoś błąd
Komentarze (2)
  • Zenon S. Zgłoś komentarz
    Brawo dla GKS Tychy, za wytrwałą grę i zakwalifikowanie się do play off, a teraz pytam się gdzie jest ten redaktorek z bożej łaski, który przed sezonem był przekonany, że tyski
    Czytaj całość
    zespół będzie grał o utrzymanie się w pierwszej lidze. Jak się ktoś nie zna to niech się za takie artykuły nie zabiera. BYŁ BĘDZIE JEST TYSKI GKS !!!!!