Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VII

Tylko wyjątkowy trener potrafi okiełznać rozbuchane ego gwiazdy basketu. W sezonie 1999/2000 Lakersi wywalczyli mistrzostwo NBA i wydawało się, że Kobe wreszcie trafił na kogoś takiego.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Kobe Bryant PAP/EPA / Na zdjęciu: Kobe Bryant
Michael Jordan po kampanii 1997/98 po raz drugi zawiesił koszykarskie obuwie na kołku. Jego Byki świętowały wtedy trzeci tytuł mistrzowski z rzędu, a on wciąż był najlepszym zawodnikiem w lidze i z powodzeniem mógł się bić o kolejne trofeum im. Larry'ego O'Briena. Coach Phil Jackson miał jednak nieco inne plany, a "Jego Powietrzność" nie wyobrażał sobie gry pod batutą innego szkoleniowca. Tymczasem "Zen Master" po rocznej przerwie od trenowania wrócił do zawodu obejmując nie Chicago Bulls, a... Los Angeles Lakers. - Wierzę, że to grupa zawodników pragnących sięgnąć szczytu, lecz niewiedzących jak tego dokonać - mówił po parafowaniu kontraktu z Jeziorowcami. - Nie jestem jednak zbawicielem i wszystko jest w ich rękach. Kobe powiedział kiedyś, że to jakim jest graczem zawdzięcza liceum Lower Merion oraz Greggowi Downerowi. Trener ten potrafił tak pokierować młodym koszykarzem, że wszystkie jego wady nagle zamieniały się w zalety. Mniej utalentowani koledzy nie przeszkadzali Bryantowi na parkiecie, a starali się go uzupełniać. W teamie z "Miasta Aniołów" do momentu zatrudnienia Phila Jacksona miało się natomiast wrażenie, że jest dokładnie na odwrót. - Myślę, iż wkrótce ujrzymy wiele zmian - legendarny "Magic" Johnson komentował zatrudnienie nowego szkoleniowca przez klub, którego stał się synonimem. - Najważniejszą będzie to, że zaczniemy wreszcie tworzyć zespół, w którym każdy pracuje równie ciężko. Wzmocnimy defensywę. Jackson to typ zwycięzcy. Wprawdzie nie będzie miał do dyspozycji Michaela, ale co z tego? Przecież Pat Riley radził sobie znakomicie beze mnie oraz Kareema.
Del Harris oraz Kurt Rambis nie potrafili pogodzić ze sobą Kobego i "Shaqa", co prowadziło do tego, że Lakersi nie posiadali lidera, mając jednocześnie w składzie dwóch zawodników predysponowanych do wyprawiania rzeczy niemożliwych. Zaangażowanie "Zen Mastera" miało rozwiązać ten problem raz na zawsze. - Po każdej porażce pojawiają się zgrzyty - oceniał Jerry West, generalny menadżer Jeziorowców. - Być może nie byliśmy wystarczająco dobrzy, być może nie potrafiliśmy postawić kolejnego kroku, a być może po prostu brakowało nam dojrzałości. Osobiście uważam, że teraz wypełniony zostanie właśnie ten obszar. Phil chce, żeby ci zawodnicy nabrali wiary w siebie, a słuchając jego wypowiedzi można dojść do wniosku, że ten facet wie, co mówi. ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Maciej Żurawski sugeruje trzy zmiany na mecz z Ukrainą
W sportowym życiu "Czarnej Mamby" pojawił się nowy trener, a prywatnie gracz Jeziorowców wciąż spotykał się z Vanessą Laine. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego władze liceum Marina High zabroniły mu się pojawiać na terenie szkoły oraz w jej okolicach. Pozostawał również obojętny na nieprzychylne głosy rodziców, którym nowa sympatia syna nieszczególnie przypadła do gustu. Joe i Pam uważali, iż Vanessa w ogóle nie pasuje do Kobego ze względu na swój bardzo młody wiek, wyzywający wygląd, brak kultury oraz... kolor skóry. Laine miała białego ojca i matkę Latynoskę, więc nie za bardzo pasowała do towarzystwa, w którym wszyscy byli czarnoskórzy. - Wiedzieliśmy, że tak bardzo przywiązał się do niej dlatego, że potrzebował kogoś bliskiego, z kim mógłby spędzać czas - opowiada jeden ze znajomych Kobego. - Nie wiem czy to była miłość, czy Bryant po prostu cieszył się z tego, że ma kogoś, kto akceptuje go wraz ze wszystkimi wadami. Nie rozumiał, że ona była jeszcze dzieckiem, któremu strasznie imponowała jego sława. Co on w niej widział? Czystość, niewinność oraz kogoś, kto jeszcze nie poddał się brutalnym regułom rządzącym tym światem. Pod wodzą Phila Jacksona Jeziorowcy rozwijali skrzydła powoli, lecz nie było na nich mocnych, kiedy ostatecznie to uczynili. Przed lutowym Weekendem Gwiazd bilans teamu z "Miasta Aniołów" brzmiał 37-11, ale później Bryant i spółka ponieśli już tylko cztery porażki, co dało na koniec sezonu zasadniczego 67 zwycięstw oraz 15 niepowodzeń. Żadna ekipa w lidze nie radziła sobie lepiej, więc Lakersi w play-off's mogli liczyć na przewagę własnego parkietu. "Black Mamba" rozgrywał najlepszą kampanię w swojej dotychczasowej karierze. Urodzony w Filadelfii rzucający obrońca dostarczał średnio 22,5 punktu, 6,3 zbiórki, 4,9 asysty i 1,6 przechwytu, dzięki czemu znalazł się nie tylko w pierwszej piątce Zachodu na All-Star Game, ale również w pierwszym zespole najlepszych obrońców oraz drugiej piątce ligi. - Przestał wreszcie traktować każdy mecz jak osobiste wyzwanie i nie wyprawia już na parkiecie rzeczy, które wpędzały jego oraz zespół w kłopoty - oceniał Kobgo Rick Fox, kolega z teamu.
W pierwszej i drugiej rundzie play-off's Lakersi bezbłędnie wykorzystali atut swojej nowej hali, Staples Center, pokonując 4-2 Sacramento Kings oraz 4-1 Phoenix Suns. W finale Konferencji Zachodniej podopieczni Phila Jacksona natrafili jednak na twardy opór ze strony Portland Trail Blazers i w celu dobrnięcia do wielkiego finału musieli rozegrać aż siedem spotkań i dwa razy zaznać goryczy porażki przed własną publicznością. W najważniejszych meczach sezonu 1999/2000 żelazną pierwszą piątkę Los Angeles Lakers stanowili: Kobe Bryant, Shaquille O'Neal, Glen Rice, Ron Harper oraz A.C. Green, a z ławki wspomagali ich przede wszystkim Brian Shaw, Robert Horry, Derek Fischer i Rick Fox. Skład ten prezentował się naprawdę imponująco, ale prowadzeni przez Larry'ego Birda Indiana Pacers nie stali na straconej pozycji, gdyż Reggie Miller, Rick Smits czy Jalen Rose również gwarantowali jakość pozwalającą walczyć o mistrzowski tytuł.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×