Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VII

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Pierwsze dwie odsłony finałowej serii ekipa z "Miasta Aniołów" rozstrzygnęła na swoją korzyść, choć w tej drugiej "Black Mamba" po jednym z rzutów dzięki "pomocy" Jalena Rose'a wylądował tak nieszczęśliwie, że doznał kontuzji kostki, która uniemożliwiła mu dalszą rywalizację nie tylko w trwającym spotkaniu, ale również w kolejnym. Pod nieobecność swojego asa Lakersi polegli w pierwszym starciu w Conseco Fieldhouse, lecz w następnym triumfowali po dogrywce 120:118 i podwyższyli prowadzenie w serii na 3-1. Tamten mecz w Indianapolis był idealną demonstracją siły drzemiącej w połączeniu takich zawodników jak Kobe oraz "Shaq". Ten drugi przeszedł samego siebie dostarczając 36 punktów oraz 21 zbiórek, ale kiedy na dwie i pół minuty przed końcem dogrywki musiał opuścić parkiet z powodu przekroczenia limitu fauli, to wtedy absolutne dowodzenie przejął Kobe. - Spojrzał tylko na mnie i powiedział: "wiem, co robić" - wspomina O'Neal. - Właśnie tego potrzeba, kiedy prowadzisz z przeciwnikiem wymianę ciosów. Gdy lewa ręka doznaje kontuzji, to prawa musi działać ze zdwojoną siłą, żeby powalić rywala na deski.

"Black Mamba" w meczu numer cztery przeciwko Pacers spędził na boisku aż 47 z 53 możliwych minut, a przecież jeszcze niedawno był niezdolny do gry ze względu na uraz. Rzucający obrońca Jeziorowców w dogrywce trafił swoje wszystkie cztery rzuty, pieczętując zwycięstwo Jeziorowców na 5,9 sekundy przed końcową syreną. - Takie spotkania spotkania oglądałem w dzieciństwie z wypiekami na twarzy, a o zwycięstwie w takim stylu marzyłem przez całe swoje życie - mówił na gorąco Bryant, który zakończył tamtą pamiętną potyczkę z dorobkiem 28 "oczek", 4 zbiórek oraz 5 asyst. - Patrząc na jego poczynania w tym spotkaniu, miałem przed oczami "Magica" oraz Kareema, którzy również przejmowali inicjatywę w kluczowych momentach najważniejszych spotkań - chwalił kumpla Derek Fischer. - Kobe poczynił ogromne postępy od czasu pamiętnego meczu z Utah Jazz - komplementował rywala Sam Perkins, wówczas rezerwowy środkowy Indiany Pacers. - On jest teraz zupełnie inną osobą. Stał się graczem pokroju Michaela.

Każdy doświadczony zawodnik wie, że w NBA nie ma odpuszczania, i że rywalizacja w finałowej serii nie jest rozstrzygnięta do momentu odniesienia czwartego zwycięstwa przez jeden z zespołów. Pogrążeni w euforii Jeziorowcy najwyraźniej o tym zapomnieli i polegli w meczu numer pięć różnicą aż 33 punktów. Bryant tymczasem w jednej chwili z bohatera stał się gościem, który w 37 minut uzbierał ledwie 8 "oczek" przy skuteczności z pola 4/20. Na szczęście jednak dla Kobego kolejne starcie miało już miejsce w Staples Center, a Lakersi choć po trzech kwartach przegrywali 79:84, to ostatecznie pokonali podopiecznych Larry'ego Birda 116:111 i mogli świętować powrót na mistrzowski tron po jedenastu latach posuchy.

Państwo Bryantowie w domowym zaciszu patrzyli na Vanessę i jej rodzinę złym okiem, ale publicznie starali się tego nie okazywać i wspólnie z matką oraz ojczymem dziewczyny dopingowali swojego syna podczas meczów NBA. Miarka przebrała się dopiero, kiedy po około pół roku znajomości młody koszykarz oświadczył się nastolatce i oznajmił rodzicom, że zamieszka ona w posiadłości przy Pacific Palisades. Joe i Pam starali się uzmysłowić Kobemu, że działa zbyt pochopnie, i że daje Vanessie zbytnią swobodę wydawania pieniędzy. Zaproponowali, żeby jeszcze raz gruntownie przemyślał swe małżeńskie plany i ewentualnie spisał chociaż intercyzę. Zawodnik Lakersów zamierzał jednak wszystko rozegrać po swojemu - tak jak na boisku. - Był strasznie rozdarty i zdenerwowany tymi wszystkimi naciskami - opowiada Rebecca Tonahill, przyjaciółka zawodnika. - Nie tylko jego rodzina nie pochwalała pomysłu zawarcia tego małżeństwa. Nawet Phil Jackson doradzał mu, żeby jeszcze poczekał, a kilku zawodników z Michaelem Jordanem na czele dzwoniło do niego i również proponowało mu zwolnienie tempa lub spisanie intercyzy.

Nie dość, że relacje "Black Mamby" z rodzicami uległy dużemu ochłodzeniu, to w swoim pozakoszykarskim hobby gracz Jeziorowców również nie miał powodów do optymizmu. W styczniu 2000 roku wspólnie z Tyrą Banks nagrał singiel pt. "K.O.B.E.". Utwór ten został wykonany nawet podczas Weekendu Gwiazd w Oakland, ale nie został życzliwie przyjęty w branży ze względu na odejście od undergroundowego stylu, który do tamtej pory stanowił znak rozpoznawczy Bryanta. Kobe zrozumiał swój błąd i zapragnął, żeby jego planowany album nawiązywał stylistycznie do podziemia, lecz wytwórnia Sony miała inną wizję, która niekoniecznie pokrywała się z wizją słynnego koszykarza. Niedługo później "Czarna Mamba" próbował jeszcze działać z własną, niezależną wytwórnią, ale próby te można porównać do kariery baseballowej Michaela Jordana.

Istnieją ludzie, którzy jeśli coś sobie postanowią, to dążą do realizacji tego postanowienia wbrew wszelkim przeciwnościom oraz głosom otoczenia. Kobe Bryant należy do tej grupy i między innymi właśnie dlatego 18 kwietnia 2001 roku w kościele katolickim w Dana Point poślubił Vanessę Laine, a jego rodzina oraz koledzy z drużyny nie wzięli udziału w tej uroczystości. Młoda para nie spisała też intercyzy, a gwiazdor Lakersów wkrótce sprzedał posiadłość przy Pacific Palisades, dając bliskim jednoznaczny sygnał, żeby wracali do Filadelfii.
Jeziorowcy tymczasem w sezonie 2000/01 walczyli o kolejne mistrzowskie pierścienie. "Shaq" z Kobem wciąż jednak nie mogli dojść do porozumienia. O'Neal uważał Bryanta za boiskowego egoistę i twierdził, że bez niego Lakersi byliby jeszcze lepszym zespołem. W końcu w połowie rozgrywek legitymowali się bilansem zaledwie 27-14 i niemal pewnym już było, że nie powtórzą wyczynu z poprzedniej kampanii. Zawodnicy Phila Jacksona ostatecznie wygrali 56 spotkań, notując przy tym 26 porażek, co pozwoliło im na zajęcie drugiego miejsca na Zachodzie, tuż za San Antonio Spurs. Szanse na tytuł były więc całkiem spore, ale topór wojenny pomiędzy centrem a rzucającym obrońcom musiał zostać zakopany chociaż na czas play-off's. - Oni zachowują się zupełnie jak dzieciaki w piaskownicy. Oddaj mi mój samochodzik, bo jak nie, to dostaniesz piaskiem w twarz. Muszą być teraz mężczyznami doceniającymi nawzajem swoje umiejętności oraz tworzącymi na parkiecie jeden zespół - oceniał sytuację Phil Jackson.

Koniec części siódmej. Kolejna już w najbliższy poniedziałek.

Bibliografia: Los Angeles Times, Newsweek, Philadelphia Inquirer, Sports Illustrated, grantland.com, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:

Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. I
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. II
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. III
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IV
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. V
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VI

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×