Krytyka do niczego nie prowadzi - wywiad z Predragiem Kruniciem, trenerem Anwilu Włocławek

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Na długie tygodnie "przyspawał" pan do ławki Mikołaja Witlińskiego, który teraz - wydaje się - wraca do łask. Dlaczego?

- Gdy przyszedłem do zespołu jego sytuacja była skomplikowana. Poprzedni trener widział go jako środkowego i tak budował strategię zespołu, by Mikołaj grał jako center. Ale w pewnym momencie coś się zmieniło i gdy ja się pojawiłem, miałem do czynienia z takim obrazem: jest typowy center Crosariol, jest drugi center Hajrić oraz młody Witliński, co do którego zmieniła się koncepcja i ma być silnym skrzydłowym. Trzeba było więc wykonać wielką pracę, by ponownie - po kilkunastu tygodniach treningów w roli centra - przestawić Mikołaja na grę w roli silnego skrzydłowego i wdrożyć go w system. I obecnie Mikołaj jest gdzieś w połowie drogi między skrzydłowym, a centrem. Pracujemy jednak cały czas nad tym, by wykrystalizować jego rolę.

Co nie zmienia faktu, że od 22 listopada do 3 stycznia w sześciu kolejnych meczach Witliński otrzymał łącznie 19 minut. Mało jak na jednego z największych prospektów w Europie. - Mikołaj jest bardzo młodym graczem, który musi się jeszcze wiele nauczyć. To bardzo ważna rzecz. By w jego wieku nie zapominać o tym, że cały czas jest się na etapie nauki. Dodatkowo, proszę wziąć pod uwagę, że ja muszę myśleć w pierwszej kolejności o zespole i o tym, by rotacja na parkiecie była jak najkorzystniejsza. Jaka jest nasza rotacja na pozycji numer pięć?

Andrea Crosariol i Seid Hajrić.

- Dokładnie. I to w zupełności wystarcza. A na pozycji numer cztery?

Greg Surmacz i Mikołaj Witliński, momentami Konrad Wysocki i Hajrić.

- Pod względem minut i hierarchii jest trochę inaczej: Greg, dalej Konrad, potem Seid i Mikołaj. Wszystko sprowadza się do taktyki i strategii meczowej. Pamięta pan jakim manewrem zaskoczyliśmy Energę Czarnych Słupsk?

Grą Crosariolem na piątce i Hajriciem na czwórce jednocześnie. - Dokładnie tak. Rotacja to bardzo ważna rzecz i o ile na pozycjach wysokich mam pewien komfort, o tyle gorzej jest na pozycjach obwodowych po stracie Piotra Pamuły. A proszę pamiętać jeszcze o przepisie dwóch Polaków na parkiecie. Jeśli w danej chwili potrzebuję zagrać tercetem Deonta-Arvydas-Chase, to muszę uzupełnić ich dwoma wysokimi Polakami. A gdy chcę wprowadzić do gry Andreę, w "niskiej" rotacji musi znaleźć się miejsce dla Polaka.
Predrag Krunić: Myślę tylko o kolejnym meczu Predrag Krunić: Myślę tylko o kolejnym meczu
Ja jestem sceptycznie nastawiony do przepisu o Polakach, ale na ten temat moglibyśmy przeprowadzić odrębny wywiad. Co nie zmienia faktu, że na ławce rezerwowych ma pan innego Polaka, którego w ogóle pan nie wykorzystuję. Mówię o Krzysztofie Krajniewskim. - W niektórych meczach otrzymywał ode mnie szanse. Dla mnie najważniejsze jest to, by zawodnik, wchodząc na parkiet, nieistotne minutę, dwie, pięć czy 10, dawał z siebie wszystko, co najlepsze. Jedna minut zagrana zgodnie z założeniami jest lepsza niż pięć minut gry bez głowy. Dla mnie to nic nowego, że zawodnik ma ambicje, że chce grać jak najwięcej, bo każdy chce, ale ja muszę patrzeć na zespół. Sytuację Krzysztofa komplikuje również fakt, że naszym kluczowym Polakiem w rotacji jest Konrad Wysocki, który gra dojrzale i bardzo skutecznie.

Skoro wywiad poszedł w stronę analizy poszczególnych zawodników, chciałbym zapytać jeszcze o Andreę Crosariola. Włoch mecze dobrze przeplata takimi, w których kompletnie nie istnieje na parkiecie, a jego zaangażowanie często jest poniżej krytyki.

- Ja patrzę na to inaczej. Dla mnie Andrea to zawodnik oddany zespołowi, który poprawnie pracuje na treningach, ale to nigdy nie będzie center-dominator. Nie wiem jakie są oczekiwania względem jego osoby, ale dla mnie to gracz, który nieźle radzi sobie w defensywie, a w ataku wykorzystuje to, co ma dane, czyli centymetry. Jego największym problemem wydaje się być natomiast to, iż często jest przemotywowany, ma kłopoty z podejściem do meczu. Bardzo mocno chce i gdy coś nie idzie po jego myśli, szybko się frustruje, co z kolei prowadzi do problemów z faulami i osłabieniem zespołu. Ale pracujemy nad tym.

Albo mi się wydaje, albo nie lubi pan krytykować swoich graczy…?

- Nie uważam, by krytyka w mediach prowadziła do czegokolwiek dobrego. Uważam, że powinniśmy patrzeć pozytywnie, wyciągać pozytywne wnioski i wykorzystywać je na przyszłość.

Nie wierzę jednak, że obroni pan Deontę Vaughna za tę decyzję, przez którą Anwil mógł przegrać mecz z Polskim Cukrem. Drużyna wygrywała czterema punktami, miała piłkę, wystarczyło tylko dać się sfaulować. Vaughn tymczasem, gdy otrzymał podanie, pomknął w stronę kosza i nie dość, że oddał niecelny rzut i nie wymusił przewinienia, to jeszcze samu popełnił faul i dał szansę rywalom. Pan nie reagował…

- Tamta akcja była skutkiem tego, co wcześniej zagrał Chase Simon. On także niepotrzebnie wchodził na kosz, choć w jego przypadku skończyło się gwizdkiem sędziów. Po chwili Vaughn zrobił to samo. Ale co ja właściwie miałem zrobić? Wyjść na parkiet? Rzucić się na niego? Krzyczeć? Ważniejsze było wówczas, by skupić się na kolejnych akcjach i wybronić mecz pomimo zmiany sytuacji. Poza tym, po tym błędzie Deonta momentalnie odwrócił się, spojrzał na mnie z przepraszającą miną i puknął się w głowę. Wiedział, że popełnił błąd, przyznał się do tego. Nie widziałem sensu jeszcze mocniej go dołować. Ktoś może powiedzieć, że w takiej chwili trener powinien sprowadzić niesfornego zawodnika do pionu, ale ja tak nie uważam.

Dla pana szklanka jest zawsze do połowy pełna.

- Zawsze taki byłem i sądzę, że tego nie zmienię. Cała drużyna Anwilu Włocławek, mój sztab oraz zawodnicy wykonali wielką pracę od momentu, w którym przyjechałem do Polski. I choć mamy swoje problemy, to jednak tylko pozytywne myślenie i nakręcanie pozytywnej atmosfery jako podłoże do dobrej gry może dać sukces.

Skandaliczny mecz Anwilu. "Zaczęliśmy zbyt miękko"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×