Slaughter w kadrze? On ma gdzieś Polskę! - rozmowa z Jackiem Łączyńskim, byłym reprezentantem Polski

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski
Jednym z poważniejszych według mnie jest ciągłe zmienianie selekcjonerów.

- Jeśli dobrze pamiętam, to przez ostatnie dziesięć lat mieliśmy sześciu szkoleniowców. Za każdym razem obcokrajowiec. Czy naprawdę coś dzięki temu zyskaliśmy? Nie jestem co do tego przekonany. Ciągle się mówi, że u nas nie ma polskich trenerów. Ale spójrzmy na to inaczej - czy przez dziesięć lat zagranicznych trenerów w reprezentacji wychowaliśmy sobie Polaka? Każdy następny bierze innych asystentów. Teraz przykładowo dajmy na to pan Andrzej Adamek, który kończy karierę, jest chłopakiem, który ma smykałę, wiedzę i chęci, nie mógłby zostać jednym z asystentów? Był przy Urlepie, ale potem już nie. Tymczasem powinniśmy zrobić tak, że jest przez kilka lat asystentem, podpatruje innych szkoleniowców, dokłada własną filozofię i przejmuję reprezentację, doskonale ją znając.

Brzmi rozsądnie, ale w naszych realiach to mało prawdopodobne.

- Myślę, że poderżnęliśmy sobie gałąź, na której siedzimy. To właśnie PZKosz powinien w taki sposób działać. Tak samo jak z rozgrywającymi. Przychodzi nowy selekcjoner i mówimy: to jest trzech wybitnych, a następni w kolejce są ten i ten. Oni jeżdżą na obozy, trenują z reprezentacją, siedzą na ławce lub grają mniej minut i czekają aż ci starzy odejdą. Tymczasem weźmiemy jakiegoś Amerykanina - może pogra, albo zrezygnuje i co wtedy? Nawet jeśli podpisze klauzule, to co z tego? Pojedzie na mistrzostwa, nabije statystyki, a potem będzie nas miał w głębokim poważaniu.
Prezes PZKosz Grzegorz Bachański ostatnio nie tylko tym zaskoczył, ale również wypowiedzią dla "Przeglądu Sportowego", że nie liczy się ilość, tylko jakość.

- Myślę, że cała ta rozmowa była śmieszna. Czytam bowiem, że nie liczy się ilość, tylko jakość. Logiczne jest to, że pracując z większą liczbą ludzi łatwiej wybrać większą liczbę ciekawych zawodników. A pan prezes chce mieć najlepiej 20 wybitnych. Pamiętam taką sytuację, jak pracowałem w SMS w Sopocie. Był taki moment, że pracowałem z rocznikiem 89, w których nieźle prezentowali się Waczyński, Kostrzewski czy Łączyński. W każdym razie, jeśli jeden czy dwóch z każdego rocznika pójdzie do dużej koszykówki, to po kilku latach mamy reprezentację. Tyle że o tym nikt nie pomyśli.

Wracamy jednak do tego, o czym wspomniałem. Nie liczy się przyszłość ani młodzież.

- Ta szkoła, SMS, była na pokaz. Pewnego roku robiłem w SMS-ie dla PZKosz selekcje. Miałem wtedy wybrać dwudziestu zawodników. Prawda jest taka, że żadnego nie powinienem przyjąć! To byli mili, sympatyczni chłopcy, ale żaden z nich niczego nie wróżył. Mimo wszystko musiałem ich przyjąć! Pieniądze na to poszły, oni trenowali, ale niczego nie osiągnęli, nigdzie nie grali, bo po prostu to nie był ten poziom. Jasne, że dobrze jest mieć jakość. Ale czy PZKosz ma jakiś system szkolenia? Nie? To o czym mówimy. Moim zdaniem w każdym roczniku powinno być tak jak w szkole - najpierw musisz zdać alfabet do połowy, następnie cały, potem tabliczkę mnożenia np. do 50, a potem do 50. Tak samo powinno być w koszykówce. Tymczasem my przepuszczamy chłopaków i dziewczęta tak po prostu. Trzeba pamiętać, że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.

PZKosz powinien w większym stopniu wspierać szkolenie młodzieży np. w klubach?

- Nie wiem do końca jak jest w statucie. PZKosz na pewno odpowiada za wszystkie reprezentacje i za to, aby miały one jak najlepsze warunki itp. Niemniej jednak związek robić znacznie więcej, aby popularyzować koszykówkę. Coś trzeba zrobić. Mówiąc, że nie chodzi o ilość, tylko o jakość można się przejechać. PZKosz organizuje bowiem turnieje, na które przyjdzie ileś tam dzieciaków. Skąd wniosek, że pojawią się najlepsi? Oni nie zawsze przyjdą - albo ktoś ich już wyrwie albo nawet nie mają ochoty przyjść. Trzeba stwarzać warunki do tego, aby jak największa liczba dzieciaków chciała grać. Trzeba wyjść do szkół, do dzieci w wieku szkolnym. Spójrzmy na to, co robi piłkarska Legia. Oni zrobili już roczniki przedszkolne! Trenują u nich setki dzieci. Dlaczego my nie możemy tego zrobić?

Wróćmy do tematu reprezentacji. W przyszłym roku na mistrzostwach Europy warto za wszelką cenę walczyć o jakiś sukces?

- To jest trudna sytuacja. Chcemy zrobić wynik, ale inaczej bym potraktował ten turniej. Według mnie celem tej drużyny powinno być ogranie. Z tych chłopaków, którzy w tym roku debiutowali, myślę, że z sześciu czy siedmiu nadaje się do grania - Ponitka, Karnowski, Michalak, Gielo, Śnieg i Łączyński. Plus kilku innych, lepszych. Możliwe, że w takim składzie już za rok o coś byśmy powalczyli. Trzeba jednak mieć cel, do którego się dąży. Dla tych chłopaków powinny to być mistrzostwa Europy 2017. Oni do tej pory miesiąc ze sobą trenowali i grali. Co to jest? Tyle co nic.
W przyszłym roku powinniśmy odpuścić?

- Myślę, że powinniśmy ich ogrywać. Jak się coś uda osiągnąć, to świetnie. Jeśli nie, to mamy następne eliminacje i mistrzostwa. Wtedy należy coś osiągnąć, żeby wreszcie cała dyscyplina poszła w górę. Zresztą nie mamy gwarancji, że jak postawimy na najlepszych, to w przyszłym roku coś osiągną. W zeszłym roku mieliśmy naprawdę najlepszą drużynę od 1997 roku. Mieliśmy gwiazdy, nazwiska, umiejętności. Mogli przejść do historii i wydawało się, że to osiągną. Mieli Bauermanna, którego znałem i byłem za nim. Mieliśmy być w ósemce. Wzięliśmy Lampego, Gortata czy Koszarka. I czy to coś nam dało? Czy gdybyśmy wtedy grali młodymi, to mielibyśmy gorszy wynik? Pewnie niewiele. Zresztą Mike Taylor powiedział, że niekoniecznie najlepsi zawodnicy tworzą najlepszą drużynę.

Czyli Pana zdaniem postawmy na młodszych?

- Myśląc o przyszłości dajmy ich szansę w reprezentacji. Gortat czy Koszarek też na pewno się przydadzą reprezentacji. Jeśli Skibniewski dalej będzie w formie, to on powinien być pierwszym rozgrywającym. Generalnie to on nigdy nie był tym pierwszym, ale zawsze drugim. Od wielu lat tymi pierwszymi byli Koszarek i Szubarga. Tymczasem mam wrażenie, że on się odnalazł. Może nie ma najlepszych umiejętności, ale do poukładanej koszykówki, którą my chcemy grać, dobrze się nadaje. Poza tym dobrze się czuje psychicznie. Koszarek był pierwszym na trzech ostatnich EuroBasketach i jakoś nigdy nas daleko nie zaprowadził. Niech gra w klubie czy Eurolidze, ale w reprezentacji dajmy szanse Skibie i młodym chłopakom.

Wrócę na koniec jeszcze do tematu naturalizacji. W innych krajach np. Macedonii czy Bułgarii to normalne zjawisko. U nas jest to źle odbierane. Dlaczego?

- Bo wszyscy tak robią. Co to za argument? Niech w Bułgarii tak robią, jak im się podoba. A Hiszpania tak robi? Co innego gdyby do nas przyszedł Dwyane Wade, Derrick Rose czy inna gwiada NBA. On wniósłby znacznie więcej do naszej reprezentacji, niż tylko wybitną klasę. Doszłaby do tego zdecydowanie większa popularność. Wtedy można się nad tym zastanawiać. Inaczej miała się sprawa z Kelatim, który przecież grał w Polsce, ma żonę Polkę. Jeżeli ktoś u nas gra, jest związany z naszym krajem, to jestem za tym, aby był traktowany jak inni. Ale zastanówmy się - czy Kelati i Logan znacząco podnieśli nasz poziom? Chociażby o 50 procent? Myślę, że nie. Znacznie korzystniej byłoby, gdybyśmy się zajęli tymi młodymi chłopcami i dawali im już wcześniej szansę w reprezentacji. Tymczasem my chcemy pójść na skróty. Nagle szukamy wyniku. Jeżeli zajmiemy szóste czy siódme miejsce na mistrzostwach, a facet będzie rzucał po 30 punktów, to co takiego to zmieni w naszej koszykówce? Powiedzmy sobie wprost - nic. Dla mnie w ogóle dziwne jest, jeśli ktoś nie śpiewa polskiego hymnu, jak nie czuć tego ducha patriotyzmu.

Czy AJ Slaughter powinien dostać polskie obywatelstwo?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×